Warszawska tożsamość
W cieniu referendum Warszawa dyskusje o samej sobie. Dyskusja zaczęła się dużo wcześniej, niż Piotr Guział wpadł na pomysł, żeby usunąć Hannę Gronkiewicz Waltz ze stanowiska. Ale o tym kiedy indziej, gdy będę pisał dlaczego nie pójdę 13 na referendum. Teraz o debacie, jaką wczoraj zorganizował Thinktank wspólnie z Urzędem Miasta w Bibliotece Uniwersyteckiej. Tytuł „Tożsamość Warszawy – jaką Warszawę chcielibyśmy pokochać?” okazał się jednak obietnicę trochę bez pokrycia, po dyskusję w dużej mierze zdominowała kwestia marki i brandingu miasta. O ile warszawska tożsamość to kwestia wybitnie ciekawa, branding miasta, przynajmniej dla mnie zupełnie interesujący nie jest. (Autorką fotki jest Joanna Erbel, zdjęcie ściągnąłem z Facebooka ze streamu relacjonującego debatę).
Tworzenie tożsamości to proces autentyczny i spontaniczny, choć wpływ ma nań ma wiele działań aktorów publicznych: wystarczy popatrzeć na rolę Muzeum Powstania Warszawskiego z całym jego projektem odnowienia mitu powstańczego jako mitu założycielskiego współczesnej Warszawy. Można tego projektu nie lubić, sam go krytykowałem właśnie za mitologizację historii, trzeba jednak przyznać, że odniósł on spektakularny sukces. MPW stało się najbardziej widocznym punktem dla Polaków odwiedzających Warszawę i planujących zwiedzanie miasta, dla warszawiaków stało się ważnym miejscem nie tyle mówienia o historii, co o współczesności – tu już głównie zasługa Instytutu Stefana Starzyńskiego. Pod szyldem Instytutu ukazało się wiele bardzo ciekawych publikacji podejmujących kwestię warszawskiej tożsamości. Książki Jarosława Trybusia to już klasyka.
Zycie byłoby jednak zbyt proste, gdyby wpływ na nie miał jeden projekt – pojawienie się Centrum Nauki Kopernik szybko dodało dynamiki i po trzech latach istnienia to właśnie Centrum, obok Syrenki i Łazienek jest dla warszawiaków miejscem, które najbardziej warto polecić gościom spoza miasta. Widać, że coś ciekawego dzieje na umownej osi MPW – CNK, że z tych dwóch kodów – zmodernizowanego mitu i klasycznej nowoczesności powstaje energia, którą widać dziś wszędzie w mieście w formie różnorodnych inicjatyw oddolnych i walk warszawiaków o przestrzeń swoich osiedli i dzielnic. Nazywam ten proces ponowoczesnym powstaniem warszawskim, aktem udomowiania miasta, które jeszcze do niedawna nie miało wyrazu, raczej kojarzyło się chaosem. Jednym ze sposobów na jego opanowywanie, jak pokazuje etnolog Włodzimierz Karol Pesel w książce „Chasing Warsaw” było (i ciągle jest) śmiecenie – cóż, człowiek najlepiej czuje się „na swoich śmieciach”.
Więcej o Warszawie w „Polityce” za tydzień, gdzie publikujemy duży, 24-stronicowy dodatek specjalny prezentujący wielowymiarowy portret miasta. Wiele w nim o tożsamości Warszawy i warszawiaków, nie zajmujemy się natomiast zupełnie marką miasta, o czym wczoraj próbowało mówić wielu uczestników dyskusji w BUW, podają za przykład inne metropolie, jak Berlin, które mają wyraźne marki. Protestowałem przeciwko temu podejściu, bo po pierwsze, marka to tożsamość zamieniona w towar i wystawiona na sprzedaż. A miasto na sprzedaż nie jest – funkcja ekonomiczna i atrakcyjność komercyjna to tylko fragment miejskiej rzeczywistości. O tych innych aspektach przypominali uczestnicy dyskusji mający podobnie jak, jak zastrzeżenie do marketingowego przechyłu.
Na dodatek, póki co Warszawa doskonale bez mocnego brandingu się obywała – chcąc nie chcąc, jako stolica kraju, który po 1989 r. wybrał kapitalistyczną ścieżkę rozwoju została wpisana w sieć globalnych metropolii i służy za interfejs łączący globalny kapitał z polską gospodarką i naszym rynkiem. To dlatego jest ekonomiczne silniejszym organizmem, niż Berlin. Ten bowiem, choć jest stolicą federalnych Niemiec, nie pełni żadnych istotnych funkcji gospodarczych. Nadrabia więc gębą, inwestując w markę i kulturalną atrakcyjność. Tyle, że w jego przypadku to ciągle raczej oznaka słabości, niż siły.
Warszawa, zamiast dorabiać sobie marketingową gębę powinna raczej skupić się na interpretacji własnej dynamicznie zmieniającej się tożsamości jako źródła dla poszukiwania oryginalnych pomysłów na rozwój, które nie będą polegały jedynie na obsłudze interesów owego kapitału, w służbie którego ciągle oddajemy co mamy najcenniejsze: najlepsze tereny i „kapitał ludzki”. Jak mówi prof. Bohdan Jałowiecki, taki los ułomnej metropolii będącej stolicą kraju półperyferyjnego. Warszawiacy jednak coraz mniej chętnie z tą ułomnością się godzą i próbują odzyskać miasto dla siebie. I tu się dopiero zaczyna ciekawy proces, bo oczywiście krzyżują się interesy różnych grup: rowerzyści walczą z samochodziarzami, emeryci z hipsterami, aktyw homofobiczny pali Tęczę na Placu Zbawiciela, a dziki ryją ogródki klasy średniej na Białołęce. Samo życie, żaden branding.
Kto jeszcze nie miał w ręku, to zachęcam do lektury świetnej książki „Chwała Miasta”, zbiorówki wydanej przez Bęc Zmianę, gdzie kwestią Warszawy i warszawskości zajmuje się grono znakomitych autorów Joannę Kusiak, Jacka Dukaja, Krzysztofa Nawratka. Tę lekturę warto uzupełnić wspomnianą wcześniej książką „Chasing Warsaw” powstałą pod redakcją Joanny Kusiak i Moniki Grubbauer. No, a za tydzień zapraszam do „Polityki”.