Zygmunt Bauman. Myślenie w czasach chaosu
Zygmunt Bauman nie żyje. Pierwsze życzliwe wspomnienia zdążyły wyczerpać zasób superlatywów opisujących Profesora, nie będę ich powtarzał. Nie będę też polemizował z hejtem, jaki wywołała informacja o śmierci Zygmunta Baumana w środowiskach mu nieżyczliwych.
Skrajna odmienność ocen i emocji pokazuje, że odszedł człowiek niezwykły, aktywny świadek najnowszej historii i jednocześnie obserwator współczesnego społeczeństwa, które opisywał niestrudzenie przez 60 lat.
Zygmunt Bauman urodził się w dobrym 1925 r., jego rówieśnikiem jest Alain Touraine – nestor socjologii francuskiej. Jeszcze do wczoraj łączyło ich przekonanie, że praca nad zrozumieniem społecznego świata nigdy się nie kończy, prawdziwy badacz nie może więc sobie pozwolić na emeryturę i odcinanie kuponów z prac ogłoszonych w okresie młodości. Społeczeństwo nie uznaje takiego lenistwa i ucieka, zawsze zaskakując swoimi wyborami, decyzjami. Trzeba je więc cały czas pilnie obserwować i być na bieżąco z wynikami najnowszych badań. Wystarczy sprawdzić przypisy bibliograficzne najnowszych książek Baumana i Touraine’a, żeby się przekonać, że czytanie to sposób ich życia. I oparte na lekturze oraz obserwacjach myślenie.
W przypadku Zygmunta Baumana najbardziej fascynowała mnie nie tyle olbrzymia erudycja, ile niezwykła umiejętność jej wykorzystania do budowania syntez. Gdy w 2011 r. POLITYKA i Collegium Civitas organizowały Szkołę Socjologiczną Zygmunta Baumana, spotkaliśmy się w gronie przyszłych wykładowców, by przedstawić pomysły na swoje kursy. Zakres perspektywy był bardzo szeroki, każdy chwalił, co swoje, powstała niezła kakofonia. Profesor pilnie słuchał, niewiele notował, a gdy skończyliśmy, opowiedział w ciągu niespełna godziny, co usłyszał, scalając to za pomocą kleju teorii i koncepcji intelektualnych. W efekcie okazało się, że z naszych fragmentów można zbudować spójną opowieść o współczesnym świecie.
Taką właśnie opowieść Zygmunt Bauman snuł do samego końca, pojęciem szczególnie mu bliskim w ostatnich latach było zaczerpnięte u Antonia Gramsciego interregnum, opisujące stan, w którym stary ład się wyczerpał, a nowy jeszcze nie powstał. W tym zawieszeniu między martwą już przeszłością i nienarodzoną przyszłością szukać można optymizmu, którego tak brakowało w pracach poświęconych płynnej nowoczesności. Owszem, teraźniejszość można opisywać ponurymi kategoriami z „Życia na przemiał”. Jeśli jednak uznać, że historia się nie skończyła i świat nadal jest zadaniem, a płynna nowoczesność wkroczyła w okres twórczego chaosu, to rodzi się nadzieja, że inny świat jest możliwy.
Jego kontury widać w ostatniej bodaj książce – „Obcy u naszych drzwi”. Zygmunt Bauman mierzy się w niej z wyzwaniem, jakie z sobą niosą migracje i fale uchodźcze. Przedstawiałem tę książkę w POLITYCE, w zakończeniu piszę:
Bauman tłumaczy, dlaczego boimy się Obcego, a niechęć ta jest produktem zarówno współczesnego kapitalizmu, jak i pewnych pierwotnych rysów w ludzkiej psychice. Zrozumieć nie oznacza jednak usprawiedliwić zachowania, które perspektywicznie nie mają sensu. Bo migracji nie powstrzyma żaden mur, będą się nasilać w XXI w. z wielu powodów: ekonomicznych, klimatycznych, humanitarnych. W świecie, w którym w połowie stulecia mieszkać będzie ponad 9 mld mieszkańców, czas w końcu odrobić lekcję zostawioną przez Immanuela Kanta i zastąpić zasadę wrogości regułą gościnności oraz solidarności.
Zygmunt Bauman nie podpowiada w szczegółach, jak dokonać tej przemiany. Odwołuje się do wielu wybitnych umysłów, od Kanta po papieża Franciszka, by przekonać, że nawet jeśli nie wiemy jak, to nie mamy alternatywy.
Zadanie na pewno niełatwe, musimy jednak sobie z nim poradzić. Niestety, nie ma już z nami Zygmunta Baumana. Na szczęście pozostał olbrzymi korpus wiedzy spisanej w kilkudziesięciu książkach, nie wspominając licznych artykułów. Wynika z niej jedno – założonego celu w pełni zrealizować się nie da, rzeczywistość społeczna zawsze zaskakuje i ucieka dyktatorskim zapędom projektantów idealnego ładu.
Co nie znaczy, że rzeczywistość ta nie poddaje się rozumieniu. I to właśnie rozumienie może być źródłem nadziei, że w tworzeniu przyszłości nie jesteśmy skazani na powtarzanie katastrofalnych błędów przeszłości. Że istnieją pewne uniwersalia, na których można opierać lepszy, sprawiedliwszy ład.