Teatr, wojna, przyszłość. Świat w Węgajtach
Kolejna Wioska Teatralna w Węgajtach zakończyła się. Jak zawsze było intensywnie, gorąco, ale też jakoś inaczej.
Czuć było niezwykły rezonans między tym, co pokazują artyści, a poczuciem rzeczywistości, doświadczanym bezpośrednio i jaka atakuje w każdym doniesieniu medialnym. W stodole ukrytej w warmińskim lesie wyczuwało się puls świata.
Po pierwsze wojna. Białoruski artysta i pisarz Artur Klinau oraz czeski teatr „Teď, nádech a leť” przypomnieli, że jest tuż, za granicą. Na Ukrainie zbiera codziennie krwawe żniwo i dotyka całego społeczeństwa: 1,75 mln ludzi zmuszonych do ucieczki z miejsca zamieszkania, zarażenie przemocą, która staje się doświadczeniem coraz większej liczby osób mających za sobą doświadczenie frontu. Giną cywile po obu stronach, giną poborowi i ochotnicy, jak Wasyl Slipak, śpiewak operowy występujący w Operze Paryskiej, zastrzelony pod koniec czerwca przez snajpera na froncie łuhańskim.
Czeskiemu zespołowi udało się doskonale oddać niezwykłą złożoność wojennej sytuacji na wschodzie Ukrainy. By ją zrozumieć, poświęcili wiele czasu na podróże do miejsca wydarzeń, rozmawiali z uczestnikami wszystkich stron konfliktu, w efekcie powstał przejmujący, choć niesentymentalny spektakl „Slepice není pták, Ukrajina není cizina”. Przypominający to, co wprost powiedział Artur Klinau – wojna ukraińska dotyka wszystkich, Białorusini mają świadomość, że w każdej chwili mogą być przedmiotem podobnych działań ze strony Kremla, jakie doprowadziły do tego, co dzieje się w Donbasie.
Czy jednak rzeczywiście jedyna reakcją na tak brutalną rzeczywistość jest szykowanie się do wojny? Czy można na nią wpływać w inny, pokojowy sposób? Co ze sztuką i kulturą – czy mają zamilknąć, bo grzmią działa? Doskonałym punktem wyjścia do dyskusji było przypomnienie przez Artura Klinaua niebezpieczeństw, jakie niosą próby realizacji wielkich utopii – w książce „Miasto Słońca” podejmuje uwiedzenie komunizmem.
Nie o wielkie, całościowe projekty społeczne dziś chodzi, lecz raczej o możliwość wyobrażenia sobie alternatywy oraz sprawczość jednostek i grup wobec anonimowych „sił historii”. Świetnie tę kwestię podjęła Iwona Konecka z Teatru Realistycznego w monodramie „Atrapa i utopia”. Bardzo osobisty, zagrany z werwą monodram stał się manifestem wiary w siłę sztuki, zwłaszcza poezji, która w przekonaniu Koneckiej jest nośnikiem intuicji o możliwości zmiany i alternatywy.
Wszystkie te wątki odżyły raz jeszcze podczas podsumowującej debaty o rewolucji kulturowej. W gorącej dyskusji wyraźnie ujawnił się najważniejszy problem dzisiejszego kryzysu: z jednej strony wyzwania o globalnej skali (od nierówności społeczno-ekonomicznych po destrukcję środowiska), z drugiej mikroskala działań takich jak przedstawiane podczas Wioski. Czy takie mikrostrategie mogą wywołać zmianę w skali makro? Na to pytanie nie ma jasnej odpowiedzi, wiadomo, że potrzebne są nowe instrumenty tłumaczenia zaangażowania w wymiarze kulturalnym i społecznym na działanie o charakterze politycznym. Bo przed polityką nie da się uciec, prędzej czy później wróci.
Przypomniał o tym spektakl „Ubu Król” wystawiony przez aktorów z Domu Pomocy Społecznej w Jonkowie. Choć jeszcze praca nad spektaklem się nie zakończyła, a widzowie mogli uczestniczyć jedynie w otwartej próbie, to jednak zespół z Jonkowa zawiadywany przez Wacława i Erdmute Sobaszków nadał tekstowi Alfreda Jarry niezwykłego blasku i aktualności.
To tylko krótki spis refleksji po ostatniej Wiosce Teatralnej w Węgajtach, w tym roku odbywała się ona pod hasłem „Zwrotnik Warmia. Do kolejnego spotkania upłynie rok, wiele się w tym czasie wydarzy – historia przyspiesza. Czy w kierunku lepszej alternatywy, czy też raczej świat staje się krainą króla Ubu?