Lublin, Dzień Wolności. Debata o demokracji i Samorządnej Rzeczpospolitej
W Dzień Wolności działo się w całym kraju, ja ruszyłem do Lublina, gdzie wspólnie z prezydentem miasta Krzysztofem Żukiem i prof. Jerzym Hausnerem zorganizowaliśmy debatę „Samorządna Rzeczpospolita”.
Spotkaliśmy się na Zamku Lubelskim, tło do naszych rozmów dawało monumentalne płótno Matejki „Unia Lubelska”. To jednak nie ta odległa wielka historia, ale obecność świadków i uczestników najnowszej historii, lubelskiego lipca 1980, od którego wszystko się zaczęło, wzruszała najbardziej. Jarosław Kaczyński próbuje w swej chorej wyobraźni wymazać prawdziwy bieg dziejów, nie wymaże jednak faktów i ludzi.
Do tych właśnie faktów, do idei Samorządnej Rzeczypospolitej, postanowiliśmy się odnieść z Krzysztofem Żukiem i Jerzym Hausnerem, nie po to jednak by wspominać przeszłość, lecz po to, by rozpocząć dyskusję, jak tę ideę odnowić w dzisiejszych czasach. Krzysztof Żuk stwierdził z przekonaniem, że skończył się czas rządów technokratycznych w samorządzie. Być może sprawdzały się w przeszłości, nie nadają się do wyzwań przyszłości, do współrządzenia muszą włączyć się obywatele.
Włączenie to nie może ograniczać się do takich tylko innowacji jak budżet obywatelski czy inicjatywa lokalna. Endemiczny problem polskiej demokracji w wymiarze krajowym i lokalnym to małe zaangażowanie obywateli, najbardziej potrzebujący interwencji władzy publicznej wypowiadają się najrzadziej, najsłabiej się organizują i w efekcie najczęściej znajdują się marginesie polityki i jej decyzji. Jak urealnić partycypację, by nie stała się instrumentem kompetentnych grup interesu do osiągania partykularnych celów?
Szukając odpowiedzi na to pytanie, starałem się pokazać, jak bardzo złożony jest dziś kontekst. Po pierwsze, wyczerpał się neoliberalny model gospodarczy, co potwierdzają nawet prominentni ekonomiści z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. To właśnie ten model doprowadził do kryzysu społecznego w wielu miejscach świata, a w konsekwencji kryzysu politycznego i eksplozji prawicowych głównie ruchów populistycznych. Niestety, ciągle nie ma alternatywnego modelu, powrót do keynesizmu lat 50.-60. XX wieku ze względów strukturalnych i politycznych wydaje się niemożliwy i chyba też nie byłby pożądany.
Kryzys modelu gospodarczego zbiega się z radykalną przemianą struktury społecznej, „końcem społeczeństwa”, jak określa ten proces Alain Touraine, czyli rozpadem dotychczasowych struktur koordynujących działania jednostek. Dziś to jednostka jest podmiotem korzystającym z pozostałości dawnych struktur i ich instytucji jak z butików w supermarkecie. W efekcie prowadzi to do erozji zaufania do instytucji publicznych i słabnącej legitymizacji dla instytucji demokratycznej władzy. W Polsce wyrazem tego procesu jest „próżnia socjologiczna” – pojęcie to, wprowadzone do obiegu w latach 70. przez Stefana Nowego, powróciło w diagnozie naszego społeczeństwa autorstwa Barbary Fatygi z 2014 r. Dla Polaków najważniejsze są rodzina, zdrowie i praca, formy życia wspólnotowego nie plasują się wysoko w hierarchii.
To właśnie rozpad, a nie rzekoma dwuplemienność polskiego społeczeństwa, jest wyzwaniem. Po pierwsze, stan próżni socjologicznej nie oznacza anomii, tylko raczej proces tworzenia się nowych form życia społecznego, które jeszcze trudno zidentyfikować, bo nawet jeszcze same się nie ponazywały. Po drugie, w tak pofragmentowanej rzeczywistości społecznej na nowo trzeba postawić pytanie o zasadniczą funkcję samorządu, czyli zaopatrywanie potrzeb mieszkańców lokalnej wspólnoty. Współczesne teorie potrzeb odrzucają prosty schemat Maslowa, nie piramida, a matryca potrzeb zbudowana na osiach dwóch potrzeb podstawowych: bezpieczeństwa fizycznego i autonomii tworzy właściwy schemat.
Zgodnie z piramidą Maslowa człowiek najpierw powinien się najeść, potem dopiero zadbać o abonament w sieci komórkowej. Jeśli jednak potrzebą podstawową jest autonomia, to łatwo zrozumieć, dlaczego mieszkańcy krajów rozwijających, mimo że nie dojadają, dbają o to, żeby mieć dostęp do komunikacji – smartfon stał się głównym narzędziem koordynacji działań i zarządzania autonomią. Jak jednak w tej rzeczywistości zarządzać usługami publicznymi i zaopatrzeniem potrzeb mieszkańców współczesnej metropolii?
To pytania ważne już dziś, do tego dochodzą wyzwania przyszłości związane głównie z demografią i pytaniem o zasoby, jakie będą w przyszłości dostępne, by umożliwić rozwój, jakkolwiek rozwój będzie definiowany. W końcu odniosłem się też do kwestii niskiej aktywności. Na ile jest ona rzeczywiście wyrazem bierności, a na ile problem polega na tym, że ludzie angażują się dziś w inny sposób, często w mikroskali (co doskonale pokazują badania „Niewidzialne miasto”) lub w przestrzeni hybrydowej, poza konkretnym lokalnym wymiarem? Czy wobec tego nie należy skoncentrować się na poszukiwaniu nowych narzędzi włączania i uwzględniania głosu „aktywnych inaczej”?
Pytania i problemy, jakie pojawiły się podczas seminarium na Zamku Lubelskim pokazują, że to prawda, zarządzanie technokratyczne skończyło się. Czas na odnowienie projektu samorządowego, bo stawką tego procesu nie jest jedynie poprawienie efektywności funkcjonowania miast czy gmin, lecz odnowienie demokracji. Musi ona wrócić do swych korzeni, do elementarnych wspólnot politycznych i do podstawowych form uprawiania polityki, polegających na bezpośredniej rozmowie. Wszak konstytucja mówi, że naród sprawuję władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.
To było dobre, intensywne spotkanie otwierające możliwości dalszych poszukiwań i pokazujące, że najlepszym sposobem na obronę demokracji jest pokazanie, że polega ona jedynie na normach prawnych i procedurach, lecz jest sposobem życia, który wymaga nieustannej uwagi i wysiłku, ale też on tylko gwarantuje wolność i dobre życie.
Zwieńczeniem tego intensywnego dnia była Noc Kultury, która zamienia już magiczny Lublin w miejsce z innej czasoprzestrzeni. Żaden opis nie odda tej atmosfery, więc kto nie był, niech żałuje i szykuje się na przyszły rok, bo będzie to rok jubileuszowy, miasto obchodzić będzie 700 lat, więc na pewno będzie się działo.