Media publiczne. Ofiary dobrej zmiany
Każda branża może stworzyć zapewne swoją własną listę ofiar dobrej zmiany. Jak wiemy, nie ominęła ona nawet środowiska hodowców koni.
Miotła nowej władzy pracuje szczególnie aktywnie w mediach dawniej zwanych publicznymi. Towarzystwo Dziennikarskie prowadzi listę dziennikarzy, którzy zostali zwolnieni lub sami zrezygnowali, żeby nie firmować procesu upartyjniania. Jest na niej już 109 nazwisk.
Nie zajmowałbym się tą sprawą, bo nie lubię dyskutować na szerszym forum problemów swojej grupy zawodowej. Nigdy nie była ona specjalnie solidarna, zwolnienia z pracy w realnym kapitalizmie w dobie kryzysu mediów nie są niczym nadzwyczajnym. Nawet te 109 osób wobec redukcji, jakie w ostatnich latach nastąpiły w samej prasie, nie jest oszałamiającą liczbą. Zdecydowałem się jednak na wpis po tym, jak pracę w Radiowej Trójce stracił Jerzy Sosnowski.
To zwolnienie najlepiej dowodzi, że proces przejmowania mediów publicznych nie ma na celu ich naprawy, jaka niewątpliwie była potrzebna. Bo nie zaczyna się naprawy od niszczenia tego, co w działającym systemie najlepsze. Nie chodzi więc o naprawę, lecz o przejęcie kontroli, zgodnie z wykładnią roli mediów publicznych przedstawioną przez Krystynę Pawłowicz w liście do Radia Maryja:
Wybrana władza ma obowiązek nie tylko informować o stanie państwa i jego ewentualnych problemach, ale też musi prowadzić stałą politykę propaństwową, narodową w obszarze edukacji, zdrowia, kultury, bezpieczeństwa itd. MUSI prowadzić umacniającą państwo politykę historyczną, umacniać wartości narodowe i w tym kierunku oddziaływać na polskich, ale i zagranicznych widzów i słuchaczy. Także dla prowadzenia takiej polityki państwowej, władza mająca społeczny mandat wyborczy MUSI dysponować odpowiednimi, koniecznymi narzędziami jej realizacji. […]
[…] Oba wymienione obszary leżą w zakresie konstytucyjnych obowiązków władz, które dla ich wykonywania muszą dysponować mediami publicznymi, na które – jako obdarzeni mandatem wyborców – muszą mieć wpływ, i to wpływ bezpośredni.
Opinia posłanki Pawłowicz spotkała się z krytyką nawet w obozie władzy, jednak późniejsza praktyka przejmowania mediów publicznych potwierdza, że miała rację. Radio i telewizja publiczne stają się tubą PiS i nie próbują nawet tego maskować. Dla takich ludzi jak Jerzy Sosnowski nie ma w nich miejsca.
Jerzy sobie oczywiście poradzi, podobnie jak większość osób z ponurej listy Towarzystwa Dziennikarskiego. Szkoda jednak ich dorobku, który przez lata tworzył niepowtarzalne medialne marki – jedną z nich była Trójka. Pamiętam partyjny skok na tytuły prasowe po rozwiązaniu RSW na początku transformacji. Szybko poległy, bo Polacy nie chcieli czytać partyjnych biuletynów. Równie szybko stracił popularność Tygodnik Solidarność kierowany przez Jarosława Kaczyńskiego. Ze swoim symbolicznym kapitałem „Tysol” miał szansę stać się jednym z najsilniejszych tytułów.
Dziś czeka to samo byłe media publiczne. Szkoda, bo choć nie były doskonałe, miały wyspy doskonałości. W obronie idei mediów publicznych wystąpiła niedawno koalicja organizacji, ruchów i stowarzyszeń obywatelskich, ogłaszając Obywatelski Pakt dla Mediów Publicznych. We wstępie czytamy:
Media publiczne są naszym dobrem wspólnym i mają obowiązek służyć wszystkim obywatelom bez względu na ich poziom wykształcenia, status społeczny i miejsce zamieszkania. Programy mediów publicznych powinny być bezstronne i uwzględniać wielość poglądów na kwestie społeczne, polityczne, estetyczne i religijne. Zadaniem mediów publicznych jest dbałość o wysoką jakość oraz rzetelność informacji i treści.
Z kolei w obronie Radiowej Trójki można podpisać petycję, do czego bardzo zachęcam.