Plan Morawieckiego. Prośba o szczegóły
Aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. To najkrótsze podsumowanie strategii rozwoju Polski na najbliższe 25 lat.
Plan przygotowany przez Mateusza Morawieckiego jest ciekawy. Najciekawsze jednak będą szczegóły, których na razie nie znamy.
Najpierw diagnoza: Polska znalazła się wobec ryzyka wpadnięcia w pułapkę średniego rozwoju. Dotychczasowe silniki – rezerwa demograficzna, silna konsumpcja wewnętrzna, tani kredyt, brak kosztów związanych z polityką klimatyczną, absorpcja zagranicznych technologii – tracą moc, potrzebny jest skok do gospodarki opartej na innowacjach. Taki skok może się udać jedynie, gdy rozwój w większym oparty będzie o krajowe zasoby i kapitał.
Pełna zgoda, na razie nic nowego – o pułapce średnich dochodów mówił nawet prezydent Bronisław Komorowski. Wicepremier Morawiecki zapewnia, że na mówieniu nie poprzestanie, tylko będzie swą strategię odpowiedzialnego rozwoju realizować. Suma nakładów kapitałowych, pochodzących ze środków unijnych, rezerw przedsiębiorstw, zamówień publicznych i banków, ma osiągnąć bilion złotych. Świetnie, zmienią się m.in. reguły zamówień publicznych, ma być premiowana innowacyjność i jakość zatrudnienia, a nie niska cena. Wspieranie start-upów i firm eksportowych, wspieranie specjalizacji przemysłowych, w których mamy największą szansę.
Co ciekawe, Mateusz Morawiecki mówi także o solidarności społecznej, rozwoju zrównoważonym, czwartej rewolucji przemysłowej. Brzmi to wszystko bardzo dobrze, jak będzie z realizacją? Kilka kwestii, które mogą utrudnić realizację Planu Morawieckiego. Jedna ma charakter zupełnie zasadniczy: zadyszka innowacyjna gospodarek światowego centrum. Dwa olbrzymie zasoby, gotówki (zachodnie korporacje trzymają w kasie blisko 20 proc. PKB) i pracy (bezrobocie wśród młodych, dobrze wykształconych ludzi jest na Zachodzie niebezpiecznie wysokie) nie mogą się spotkać. Dlaczego kapitał nie inwestuje więcej i nie kreuje przełomowych innowacji sprzyjających tworzeniu nowych rynków i nowych miejsc pracy? Nie ma jednej dobrej odpowiedzi, poza generalną: dotychczasowe mechanizmy alokacji kapitału przestały być efektywne, potrzebna jest wielka restrukturyzacja kapitalizmu.
Czy wobec takiej sytuacji w centrum jest szansa na autonomiczną politykę gospodarczą w warunkach półperyferyjnych? Być może zadyszka centrum otwiera szansę. Pod warunkiem jednak, że my potrafimy efektywnie alokować ów bilion. Niestety, ład instytucjonalny, czyli coś, co by można nazwać Krajowym Systemem Innowacji, jest ciągle w opłakanym stanie. Sama innowacyjność to najdroższa i najbardziej ryzykowna strategia budowania przewagi konkurencyjnej, więc przedsiębiorstwa nie palą się do innowacyjności, jeśli nie są przymuszone przez rynek i regulacje. Ponadto innowacyjność wymaga jeszcze czegoś, co najtrudniej zrealizować metodami politycznymi: infrastruktury zaufania.
Otóż jedną z podstawowych barier dla rozwoju potencjału innowacyjnego nie polega na braku kapitału, lecz na tzw. paradoksie podwójnego braku zaufania. Analizują go Robert Cooter i Hans-Bernd Schäfer w książce „Solomon’s Knot”. W skrócie (poniżej cytat z opracowania, jakie przygotowywałem kilka lat temu dla Krakowskiego Parku technologicznego):
Wynalazcy-twórcy rozwiązań technicznych do ich wdrożeń potrzebują inwestorów. Inwestor, by zaangażować się w nową technologię, musi mieć możliwość oceny, że wynalazca oferuje mu realne rozwiązanie, ale nie humbug. Wynalazca musi mieć pewność, że odsłaniając swój pomysł, nie straci nad nim kontroli. Po to, by wynalazca i inwestor mogli współdziałać, potrzebne jest istnienie rozwiniętej „miękkiej” infrastruktury: sprawnego systemu ochrony praw własności intelektualnej i kultury wzajemnego zaufania wynikającej z obowiązujących lokalnie norm i wartości.
Podobnie mówi Paul Romer, jeden z najważniejszych twórców teorii endogennego wzrostu: do rozwoju opartego na innowacjach potrzebne są idee (wynalazki) i reguły sprzyjające wdrażaniu tych idei.
Tu właśnie pojawiają się największe wątpliwości. Premier Morawiecki na pewno jest w stanie opracować różnego typu regulacje i wprowadzić bodźce ekonomiczne. Czy jednak jest w stanie zmienić endemiczną w Polsce kulturę braku zaufania? Akurat obecna formacja rządząca jest najdoskonalszym wyrazem tej kultury braku zaufania.
Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju przedstawiony przez Mateusza Morawieckiego na razie ma strukturę opowieści, w której dominuje słówko „chcemy”, szczegółowa strategia ma powstać do końca roku. Wtedy dopiero będzie można ocenić, jak chciejstwo przekłada się na realne instrumenty.
Byłoby fajnie, gdyby ów plan udało się zrealizować, żeby było i sprawiedliwie, i solidarnie, i bogato, i nowocześnie. Niestety, największe zagrożenie dla Planu Morawieckiego tkwi w polityce – to pomysły Prezesa Kaczyńskiego są źródłem największego ryzyka i potrafią wywrócić najlepszy nawet plan.
Ryzyko drugie to kadry – jeśli Plan mają realizować „fachowcy” obsadzani w tej chwili w wielu spółkach skarbu państwa, to nie wróżę powodzenia.