Sztuka, wojna, rewolucja

Podobno w czasie wojny cichną muzy. Stwierdzenie to nie jest na pewno prawdziwe w przypadku Ukrainy.

Dobrym pretekstem, by przyjrzeć się ukraińskiej sztuce w kontekście obecnej wojny, jak i szerzej, w perspektywie historycznej, sięgającej początku XX w., jest wystawa „Kalejdoskop historii. Ukraińska sztuka 1910-2013″ w drezdeńskiej galerii Albertinum. W tytule chodzi o liczbę mnogą historii, ich wielość, niejednoznaczność i złożoność. Historia każdego narodu jest złożona, jak jednak podkreśla Jarosław Hrycak (o nim więcej w poprzednim wpisie), złożoność dziejów ukraińskich jest szczególna.

Jeden z aspektów tej złożoności to napięcie między trwaniem ukraińskiego ludu i nieustannym zmaganiem ukraińskiego narodu o istnienie (znowu: to rozróżnienie wyjaśniałem w poprzednim wpisie). Kultura, a zwłaszcza sztuka jest jednym z ważniejszych wyrazów tego istnienia. Zwłaszcza w czasach, gdy nie można odwołać się do instytucji własnego państwa w roli nośnika i obrońcy narodowej idei, podmiotowości i tożsamości.

W takiej sytuację rolę tę przejmuje kultura ze sztuką jako aktywną formą dialogu z rzeczywistością, najczęściej wrogą. Polakom nie trzeba tego tłumaczyć, wszak w czasie zaborów uczyniliśmy z kultury ochronny kokon. Ukraińcy czynili tak samo, jednak w warunkach imperium rosyjskiego, a później radzieckiego podmiotowa, ukraińska ekspresja artystyczna była najczęściej brutalnie represjonowana.

Dość przypomnieć, że 4 września minęła rocznica śmierci Wasyla Stusa, najwybitniejszego ukraińskiego poety drugiej połowy XX w. Nie doczekał wolności i zmarł w 1985 r., odsiadując w łagrze wyrok za „ukraiński nacjonalizm”, czyli twórczość po ukraińsku i angażowanie się w ruch dysydencki. Nie są znane dokładne okoliczności jego śmierci, trudno jednak się spodziewać, że osadzenie w karcerze sprzyjało zdrowiu. Pierwszy protest, w którym Stus uczestniczył, miał miejsce 20 lat wcześniej, 4 września 1965 r., podczas premiery arcydzieła Serhija Paradżanowa „Cienie zapomnianych przodków”.

W 1937 r. ukraińscy artyści – pisarze, ludzie sztuk wizualnych, ludzie teatru – byli mordowani setkami. Mówi się o nich często, za Jerzym Giedroyciem, że tworzyli rozstrzelane odrodzenie. Bo rzeczywiście dekadę wcześniej w radzieckiej Ukrainie trwały niezwykłe lata 20., czas ożywienia kulturalnego i artystycznego we wszystkich praktycznie dziedzinach. Jak to było możliwe, już pisałem. Takich okresów było jednak w Ukrainie niewiele.

Sytuacja zmieniła się po 1991 r., kiedy Ukraina odzyskała niepodległość i zaczynała opowiadać sama sobie i światu, kim jest. Kultura i sztuka stały się polem dialogu, sporu, walki różnych tożsamości i definiowana, kim jest współczesny ukraiński naród. O procesie narodowej konsolidacji pisałem przy okazji Dnia Niepodległości. Ważnymi jego elementami były rewolucje, pomarańczowa i godności.

To był także czas aktywnego włączania się sztuki i artystów, angażujących się zarówno w roli aktywistów, jak i poprzez dostępne sobie media ekspresji. Sztuka była wszechobecna na Euromajdanie, działała „sotnia artystyczna” – artyści dokumentowali wydarzenia, dbali o estetykę Majdanu i rewolucyjnych komunikatów, walczyli.

Po rewolucji, gdy od aneksji Krymu w marcu 2014 r. rozpoczęła się rosyjska agresja na Ukrainę, artyści włączyli się do walki. Niektórzy wstąpili do oddziałów ochotniczych, inni zaczęli organizować pomoc, inni opowiadać o tym, co się dzieje. Powieść „Internat” Serhija Żadana to arcydzieło literatury tego czasu. Niejedyne jednak ważne dzieło – wojna stała się wszechobecna jako temat, problem, wyzwanie.

Po 24 lutego 2022 r. sytuacja jeszcze bardziej się zintensyfikowała. Pękły ostatnie więzi, które podtrzymywali twórcy ukraińscy ze środowiskami rosyjskimi. Skoro Rosjanie nie byli w stanie przyjąć do wiadomości, że Ukraińcy są odrębnym narodem z odrębną kulturą, to tylko zerwanie było adekwatną odpowiedzią na nieuznanie i zawłaszczenie.

Szczęśliwie tym razem świat dostrzegł, że mityczna „wielka kultura rosyjska” była kulturą tworzoną przez narody imperium. Udział Ukraińców był niewspółmiernie wielki – ukraińska awangarda lat 1910-30, wrzucana do jednego worka z rosyjską, dziś jest dostrzegana jako odrębne zjawisko. Podobnie jak kino, literatura, muzyka.

Drezdeńska wystawa dobrze pokazuje tę odrębność i oryginalność, jej patronem jest Hryhorij Skoworoda, XVIII-wieczny poeta i filozof, jedna z najważniejszych postaci ukraińskiej kultury, jego dzieło stało się „grzybnią” (to za Izdrykiem), na której wyrosła później nowoczesna ukraińska tożsamość kulturowa i podmiotowość.

W Polsce ukraińskich artystów nie trzeba szczególnie promować, zawsze mogli liczyć na gościnę w naszych galeriach, by wspomnieć białostocki Arsenał i lubelski Labirynt. Pisarz Andrij Lubka chwalił przed laty polską otwartość na twórców z Ukrainy jako wyraz inteligentnej soft power, dzięki której kulturalna elita ukraińska jest programowo przyjazna Polsce i dobrze Polskę oraz Polki i Polaków rozumie. Wystarczy poczytać Oksanę Zabużko.

Ciekawym przykładem inicjatywy podejmującej aktywny dialog ze sztuką ukraińską w czasie wojny jest projekt „The Sky is Open – Voices from Ukraine” Waldemara Tatarczuka. Rozpoczął go jako freelancer, gdy oczekiwał na rozstrzygnięcie swojego losu po zakończeniu kadencji dyrektora lubelskiego Labiryntu, a przed zorganizowaniem i rozstrzygnięciem nowego konkursu (Tatarczuk został ponownie powołany na dyrektorskie stanowisko).

„The Sky is Open” to żywe, internetowe archiwum sztuki ukraińskiej tworzone przez artystki/artystów, którzy zdecydowali się nie opuścić kraju. Tatarczuk wyjaśnia ideę:

Celem tej strony ma być dokumentowanie sztuki powstającej właśnie teraz w ekstremalnie trudnych i niebezpiecznych warunkach ciągłego zagrożenia. Jednocześnie projekt ten ma służyć finansowemu wsparciu artystów_tek i innych osób pracujących w polu sztuki.

Bezwzględnie warto wspierać tę inicjatywę. Warto po prostu też interesować się ukraińską sztuką, bo ma dziś bardzo dużo do powiedzenia o świecie po Zeitenwende. Tyle że Ukraińcy są społeczeństwem postapokaliptycznym – doświadczyli Wielkiego Głodu, doświadczyli Czarnobyla jako przedsmaku nuklearnej apokalipsy, doświadczyli nowoczesności w jej totalitarnym, komunistycznym wydaniu w sposób znacznie bardziej dotkliwy, niż choćby doświadczały je społeczeństwa Europy Środkowej.

Ta perspektywa pozwala ukraińskim artystom patrzeć na współczesny świat i jego apokaliptyczny nastrój z perspektywą, o jaką nam tak trudno. I być może dlatego po tym wszystkim, czego już doświadczyli, patrzą na przyszłość z optymizmem. Trudno ten optymizm zrozumieć bez zanurzenia w ukraińską kulturę i sztukę. Warto.

Więcej o ukraińskiej sztuce i kulturze, o drezdeńskiej wystawie rozmawiamy z Agnieszką Lichnerowicz w 15. odcinku podkastu Rozumieć Ukrainę„. Premiera odcinka w środę 6 września o 15. Podkast przygotowują Fundacja TOK FM i Fundacja im. Stefana Batorego.