Nowy reżim pandemiczny

Reżim epidemiczny zaostrza się, choć władza przekonuje że nie dzieje się nic takiego, co by nakazywało wprowadzenie stanu nadzwyczajnego. Poza tym, że stan taki de facto obowiązuje na mocy nie do końca jasnej legitymacji prawnej. To niebezpieczny moment – zarówno dla zdrowia obywateli, jak i systemu politycznego.

W aktualnej „Polityce” opisuję Wielkie Pandemie, które zmieniły trwale bieg świata. Pierwsza to Plaga Justyniańska, która zwieńczyła proces upadku Imperium Rzymskiego i otworzyła drogę do średniowiecza. Druga to Czarna Śmierć, która otworzyła drogę do nowoczesności i współczesnego kapitalizmu.

Obie plagi były związane z pandemią dżumy, trwały dziesiątki lat i pociągnęły za sobą śmierć nawet połowy populacji na dotkniętych zarazą obszarach. Pandemie były konsekwencją złożonego oddziaływania wielu czynników: od zmian klimatu przez strukturę gospodarki i związane z nią praktyki mobilności po procesy ekologiczne.

Trzecia wielka pandemia?

Odsyłam do tekstu, który kończę pytaniem o charakter obecnej pandemii. Czy będzie kolejną Wielką Plagą, która otworzy drogę do nowej cywilizacji? Koronawirus jest łagodniejszy od pałeczek Yersinia pestis, nie zabija z taką zawziętością, strukturalnie jednak oddziałuje na społeczeństwo w podobny sposób.

Odkrywamy, że nasze sposoby ochrony niewiele różnią się od średniowiecznych: izolacja i social distancing. Owszem, mamy testy i nadzieję na szczepionkę, znacznie lepszą wiedzę epidemiologiczną, ale społeczeństwo reaguje w podobny sposób. Cień zarazy jest okazją, jak pisałem, do realizowania interesów politycznych, a także gospodarczych. Model ten dawno już opisała Naomi Klein pod hasłem „disaster capitalism”.

Produkt i symptom cywilizacji

Pandemia koronawirusa jest zarówno produktem współczesnej cywilizacji żyjącej kosztem olbrzymiego długu wobec przyszłości i środowiska, jak i jej symptomem. Jak mówił Bill Gates, nadejście epidemii takiej skali było spodziewane, pytaniem nie było, „czy”, tylko „kiedy”.

Pytanie doczekało się odpowiedzi. A ta odpowiedź prowadzi do pytania o to, co dalej. Poprawna odpowiedź powinna polegać na naprawieniu wszystkich słabości, jakie ujawnił obecny kryzys, a które wynikają z dysfunkcji systemu społeczno-gospodarczego opartego, w uproszczeniu, na idei wzrostu bez ograniczeń finansowanego długiem.

Powrót do rzeczywistości

Odpowiedź powinna więc polegać na urealnieniu zasad funkcjonowania gospodarki jako podstawy materialnej reprodukcji współczesnych społeczeństw. Czas skończyć z gnozą neoklasycznej ekonomii, która nie uwzględnia termodynamicznych ograniczeń dla rozwoju, i uznać materialność rzeczywistości.

Czytam właśnie niezwykłą książkę André Gorza „Capitalism, Socialism, Ecology” zawierającą teksty publikowane przez francuskiego socjologa na przełomie lat 80. i 90. Myśmy wtedy myśleli, że porzucamy nienormalność realnego socjalizmu i wkraczamy do „normalnego” kapitalizmu. Socjalista Gorz mierzy się z kolei z faktem upadku realnego socjalizmu jako ważną historyczną lekcją i jednocześnie widzi, że tego „normalnego” kapitalizmu także już nie ma.

Iluzja dematerializacji

Rewersem upadku realnego socjalizmu był koniec socjaldemokratycznego kapitalizmu, narodził neoliberalny potworek oparty na iluzji „tercjaryzacji”, czyli postindustrialnego przejścia z gospodarki opartej na produkcji materialnej do gospodarki usług.

Gorz pokazuje, dlaczego wiara, że to przejście postindustrialne jest skokiem do cywilizacji „trzeciej fali”, była złudzeniem, które musi doprowadzić do pęknięcia społeczeństwa na dwie części: malejącej grupy dysponentów kapitału i realnych dochodów oraz rosnącej klasy usługowej ulegającej systematycznej pauperyzacji i prekaryzacji.

Społeczeństwo prekariatu

Jego prognozy spełniły się z niezwykłą dokładnością. W Wielkiej Brytanii, kraju kapitalistycznej awangardy, 37 proc. pracowników deklaruje, że jest tak biedna, że będą musieli pracować w przypadku choroby (badanie realizowało Royal Society for Encouragement of Arts, Manufactures and Commerce w drugiej połowie marca), 16 proc. obawia się bezdomności.

Rząd brytyjski dla zapewnienia stałości usług zrenacjonalizował de facto kolej, której prywatyzacja za czasów rządów Margaret Thatcher i Johna Majora miała być koronnym argumentem za wyższością sektora prywatnego nad publicznym. Ten sam konserwatywny rząd przejmuje także odpowiedzialność za pensje pracowników.

Business as usual

André Gorz pokazywał trzy dekady temu, że taka wiązana sznurkami cywilizacja nie może trwać inaczej niż kosztem zawłaszczania przez logikę rynku i akumulacji kolejnych sfer życia. Jedyną odpowiedzią jest uspołecznienie jako zasada nadrzędna i wyższa nad zasadę akumulacji.

Pandemia koronawirusa pokazuje, że Gorz miał rację. Problem w tym, że mimo ostrzeżenia nie wyciągniemy właściwych wniosków z tej wirtualnej na razie dżumy, wykorzystując ją do konsolidacji interesów i interesików w przekonaniu, że kryzys kiedyś minie, szkoda więc zmarnować okazji.

Permanentny kryzys

Tak, szkoda zmarnować tej okazji, bo można by ją wykorzystać do budowy nowej cywilizacji pozbawionej przynajmniej części wad dotychczasowego systemu. Pisałem o tym przy okazji konieczności zdalnego nauczania, widząc w kryzysie szansę na zmianę myślenia o szkole.

Problem w tym, że nawet jeśli minie kryzys pandemiczny, nie minie wraz z nim strukturalny kryzys kapitalizmu trwający w formie jawnej od 2008 r., a w formie utajonej od lat 70. – po prostu cały okres neoliberalnej restrukturyzacji był okresem permanentnego kryzysu, którego koszty system eksternalizował, przerzucając – jak już pisałem – na przyszłość i środowisko.

Ostrzeżenia z przyszłości

Bagatelizowaliśmy kolejnych „posłańców z przyszłości”: raport „Granice wzrostu z 1972 r., prace ludzi takich jak Gorz, Georgescu-Roegen, Odum, a potem już konkretne wezwania „proroków” – papieża Franciszka czy Grety Thunberg. Nie podziałało, niczym więc w biblijnej opowieści nadszedł czas plag.

Nie ma co za nie obciążać sił wyższych, obecny kryzys to jak najbardziej dająca się racjonalnie wyjaśnić cena za zinstytucjonalizowaną głupotę i nieodpowiedzialność. I jednocześnie jest on testem na zdolność do autorefleksji. Nie tylko polski przykład pokazuje, że niestety cechą systemu jest, obok zinstytucjonalizowanej głupoty i nieodpowiedzialności, niezdolność do autorefleksji.

Wielka transformacja

Skoro tak, to znaczy, że czeka nas długi okres wymuszonych dostosowań. Antonio Guterres, sekretarz generalny ONZ, mówił podczas Szczytu Ekonomicznego w Davos, jeszcze przed rozlaniem się epidemii poza Chiny, mając głównie na myśli kryzys klimatyczny: „ludzkość wypowiedziała wojnę naturze, natura odpowiada w bardzo gwałtowny sposób”.