Wirus zdezorganizowanego kapitalizmu
Walka z pandemią koronawirusa trwa i oby jak najszybciej zaczęła przynosić efekty. Już jednak teraz należy wysilać wyobraźnię na czas po zarazie, bo widać wyraźnie, że epoka zdezorganizowanego kapitalizmu dobiegła końca.
Zacznę od usprawiedliwienia za długie milczenie. Do komunikacyjnej kwarantanny zmusiła mnie prosta okoliczność – kończyłem pilnie książkę. Deadline to rzecz gorsza od wirusa, a nawet gender, więc nie było zmiłuj. Książka będzie o końcu świata, jaki znaliśmy, zdradzę motto, bo zaczerpnąłem je od Olgi Tokarczuk: „świat umiera, a my nawet tego nie zauważamy”.
Książka pewno by nie powstała, gdyby nie ubiegłoroczny festiwal Góry Literatury w Nowej Rudzie, gdzie na zaproszenie Pisarki zorganizowałem małe seminarium pt. „Czterej jeźdźcy apokalipsy”. Nie wszystko udało się przegadać, stąd pomysł, by zebrać wątki w całość.
Jak dobrze pójdzie, książka ukaże się w maju, miejmy nadzieję, że już po pandemii. W sam raz, bo oczywiście o samej pandemii nic tam jeszcze nie ma (pewno trzeba będzie dołożyć interwencyjny rozdział), jest natomiast dużo o świecie, który i tak dobiegł końca. Koronawirus okazał się jedynie katalizatorem zmian, które czekały nas nieuchronnie.
Jak trwoga…
Nie będę tu opisywał książki, wykorzystam niektóre z wątków, bo odnoszą się do aktualnych reakcji na kryzys. Znamienne jest narzekanie na bezczynność Unii Europejskiej przez suwerenistów, którzy jedności UE szkodzili, jak mogli.
Zajmijmy się na razie przedsiębiorcami, bo chciałbym odpowiedzieć na komentarz, jaki pojawił się na Twitterze w związku z sobotnią rozmową z Tomaszem Stawiszyńskim w TOK FM. Rozmawialiśmy o długofalowych konsekwencjach pandemii. Użyłem zwrotu, że pandemia wystawiła na próbę cywilizację, która w latach 70. weszła w fazę „wiązania sznurkiem”.
Ewolucja kapitalizmu
W bardziej fachowym języku, jaki wprowadzili do analizy współczesnego kapitalizmu John Urry, Scott Lasch, Richard Sennett, mowa o „zdezorganizowanym kapitalizmie”, który zastąpił „kapitalizm zorganizowany” utrzymujący się do końca lat 60. Kapitalizm zdezorganizowany to taki, w którym w tzw. dominującym dyskursie interpretacyjnym obowiązują dwie narracje.
Autorką pierwszej była Margaret Thatcher ze słynnym stwierdzeniem, że „taka rzecz jak społeczeństwo nie istnieje”. Drugi klasyk to Ronald Reagan, który z lubością powtarzał najstraszniejsze słowa, jakie można usłyszeć: „jestem z rządu i przyszedłem, żeby ci pomóc”.
Państwo i społeczeństwo
Przychodzi pandemia i okazuje się, że potrzebujemy zarówno społeczeństwa, jak i państwa, żeby uruchomić rezerwy niezbędne do przetrwania. Społeczeństwo na szczęście jakoś się trzyma, mimo że siły neoliberalnego kapitalizmu starały się za wszelką cenę wdrażać doktrynę Margaret Thatcher. I choć rzeczywiście takie społeczeństwo, jakie było podstawą kapitalizmu zorganizowanego, już nie istnieje, to ciągle istnieje zdolność do samoorganizacji i koordynacji działań zbiorowych w oparciu o inne relacje niż wymiana rynkowa.
Z państwem gorzej, bo choć pręży muskuły i ciągle dysponuje prerogatywami do zarządzania kryzysem, przez lata obowiązywania doktryny deregulacji i obniżania podatków pozbawione jest wielu instrumentów skutecznej interwencji. Prywatna służba zdrowia łatająca niedostatki niedoinwestowanej służby publicznej nie jest w istocie żadną służbą zdrowia, tylko jedną z form generowania zysku metodą „cherry picking”.
Oczywiście, wobec wielu dni, a nawet tygodni przestoju tysiące przedsiębiorców stanęło wobec groźby bankructwa. Setki tysięcy pracowników na umowach śmieciowych z dnia na dzień znalazło się w jeszcze trudniejszym położeniu. Jedni i drudzy są zakładnikami tego samego problemu.
Zysk z porządku
No właśnie – problemu kapitalizmu zdezorganizowanego, odpowiadającego na reżim akumulacji kapitalizmu późnoprzemysłowego, który przyniósł najlepszy w dziejach okres rozwoju „wspaniałych lat 30.” po II wojnie światowej, z państwem dobrobytu, ideą pełnego zatrudnienia, umowy społecznej między kapitałem, pracą i państwem w roli moderatora konfliktu społecznego.
Taki model musiał kosztować, ale opłacał się – do początku lat 70. mimo wysokich podatków to czas największych wzrostów produktywności. Przemiany strukturalne, malejąca rola przemysłu i zorganizowanej klasy robotniczej, koszty środowiskowe, kryzys energetyczny nadwerężyły ten model – z punktu widzenia kapitału reżim akumulacji zatkał się, przynosił zbyt małe stopy wzrostu.
Zysk z chaosu
Nowy reżim akumulacji polegał niestety nie na skoku produktywności dzięki zastosowaniu nowych „technologii prometejskich”, czyli nowego sposobu wykorzystania energii, tylko poprzez oszczędności polegające na demontażu systemu kapitalizmu zorganizowanego. Erozja praw pracowniczych, deregulacja, prywatyzacja i komercjalizacja plus finansjalizacja okazały się nie tyle motorem rozwoju, ile grabieżą rezerw zgromadzonych przez system oraz zadłużaniem się wobec przyszłości.
Koronawirus zaatakował w momencie, gdy te rezerwy praktycznie się wyczerpały, bo zupełnie zmarnowaliśmy lekcję kryzysu 2007-08. Wtedy trzeba było reorganizować kapitalizm, zamiast tego publiczne transfery w ramach luzowania ilościowego trafiły głównie do przysłowiowego 1 proc. dysponentów kapitału, a nierówności dochodowe i majątkowe wzrosły do bezprecedensowych poziomów.
Lament suwerenistów
To oni dziś mają zasoby kapitału, to państwo ma jednak pomagać tym wszystkim, którzy tak długo powtarzali za Reaganem (w Polsce z lubością Reagana cytował Leszek Balcerowicz) najstraszniejsze słowa o państwie chcącym pomóc. Tylko że tak jak nie ma już zorganizowanego kapitalizmu lat 50. i 60., tak nie ma państwa działającego w podobny sposób.
Trudno o lepszą ilustrację niż lamenty suwerenistów na bezczynność Unii Europejskiej. To nieprawda. UE, owszem, nie może działać w obszarze zarządzania zdrowotnego, bo państwa członkowskie nie dały jej takich kompetencji. Władze UE, świadome jednak gospodarczych konsekwencji kryzysu, uruchamiają pakiety pomocowe. Pamiętajmy, że UE ma i może tylko tyle, na ile zgodzą się tworzące ją państwa. Chcemy więcej, zgódźmy się na federalizację.
Konieczność alternatywy
Powtórzmy: dziś nie ma powrotu ani do kapitalizmu zorganizowanego i państwa dobrobytu w wariancie „wspaniałego 30-lecia”. Nie da się też wrócić do dzikich czasów kapitalizmu zdezorganizowanego, w którym zyski podlegały prywatyzacji, a koszty uspołecznieniu. Warto wykorzystać czas kwarantanny na obmyślanie alternatywy.
Margaret Thatcher myliła się bowiem nie tylko w swej diagnozie stanu społeczeństwa. Nie miała także racji, mówiąc: there is no alternative. Cdn.