Bezradność opozycji, czyli marazm bezkrólewia

Demokratyczna polityka nie tylko w Polsce dotarła do ściany. Czy można jeszcze zaproponować pozytywny program, który będzie alternatywą dla oferty prawicy i populistów? I czy program taki zyska poparcie wyborców?

Szarże lewicy

Oczywiście jako przykład można podać Portugalię, gdzie socjaliści odnowili mandat po kadencji dobrej polityki. Do jakiegoś stopnia przykładem jest Hiszpania, choć tu dynamika jest mniej jednoznaczna i wzrost znaczenia skrajnej prawicy musi niepokoić.

W Wielkiej Brytanii Jeremy Corbyn rozpoczął szarżę z najbardziej od 1945 r. radykalnym lewicowym programem, zakładającym zarówno mocny wzrost podatków, jak i renacjonalizację kolei. Czy jednak szarża ta przyniesie skutek, skoro w tej chwili na partię Corbyna chce głosować 30 proc., na konserwatystów 43 proc. (choć podniesienie podatków popiera 80 proc.)?

Podobnie w Stanach Zjednoczonych demokraci skręcili mocno w lewo, a słowo socjalizm weszło do słownika codziennej polityki. Co nie zmienia faktu, że obecnie to Donald Trump ma największe szanse na reelekcję.

Polskie okienko nadziei

W Polsce po wyborach otworzyło się okienko nadziei na przebudowę sceny, o czym sam pisałem. Dobrą ilustracją, że nadzieja ta może nie jest bezpodstawna, było wystąpienie Adriana Zandberga po exposé Mateusza Morawieckiego. Niestety, mój zapał osłabł po debacie „Demokraci wobec wyzwań” z udziałem polityków i analityków sceny politycznej zorganizowanej w Fundacji Batorego.

Najważniejsze spostrzeżenie – z większości wypowiedzi, również polityków i polityczek, którzy z zapałem niedawno po raz pierwszy przekraczali progi Sejmu w roli posłów i posłanek, biła duża bezradność. Jakby nagle odkryli, że instrumenty polityki nie miały wpływu na rzeczywistość, którą kształtuje ktoś z zewnątrz.

Kto ma władzę

Ten ktoś to nie jest, podkreślę od razu, Jarosław Kaczyński, bo jego zdolność pozytywnego kształtowania rzeczywistości, mimo sprawowania władzy przez jego partię, jest znikoma. Owszem, udaje się doskonale destrukcja, która w zamiarze ma mieć twórczy charakter, jednak bilans choćby planu umacniania państwa jest negatywny.

Prezesowi udało się zagospodarować sumę wszystkich lęków nurtujących Polaków oraz urządzić narodowy potlacz z ostatnich nadwyżek zasobów, które mogłyby posłużyć rozwojowej reorientacji struktur państwa wobec wyzwań, które nie tylko czekają w przyszłości, ale już dziś upominają się o uwagę.

Bezkrólewie i kryzys systemu

Wyzwania najważniejsze mają charakter uniwersalny, dotyczą całego świata. To po pierwsze kryzys systemowy kapitalizmu. Jego symptomy to m.in. malejąca dynamika wzrostu produktywności, co z kolei oznacza malejącą efektywność innowacji. Inny symptom, który także jest kryzysem samym w sobie, to katastrofa ekologiczna i zmiany klimatyczne.

W sumie sprowadza się ta sytuacja do kilku kwestii. Czy – po pierwsze – uda się wyjść z kryzysu reżimu akumulacji i znaleźć nowy paradygmat rozwojowy, który będzie zgodny z celami ekologicznymi w taki sposób, by skutkiem nie był dalszy wzrost nierówności społeczno-dochodowych?

Obecna fala protestów pokazuje, że przyzwolenia na dalszy wzrost nierówności i utrzymywania systemu kosztem już nie tylko najuboższych, ale także klasy średniej, nie ma. Czy więc możliwa jest rekonstrukcja w modelu demokratycznym? Czy też wobec wizji stagnacji i rosnących kosztów ekologicznych jedynym sposobem utrzymania systemu będzie mobilizacja zasobów z użyciem przemocy?

Widmo faszyzmu

Inaczej rzecz ujmując, nad światem zaczęło ponownie, jak w odpowiedzi na Wielki Kryzys międzywojnia, krążyć widmo faszyzmu jako sposobu działania kapitalizmu w fazie strukturalnego kryzysu. Systemową alternatywę oferują Chiny z ich wersją państwa cyfrowego totalitaryzmu. Mało ciekawa to jednak alternatywa.

Tak wygląda w rzeczywistości bezkrólewie, o którym pisał Zygmunt Bauman, przywołując Antonio Gramsciego. To czas rozpadu struktur dotychczasowego świata wobec braku skutecznych pomysłów na rekompozycję zgodnie z celami sprawiedliwości społecznej i równowagi ekologicznej.

Marazm bezkrólewia

Możliwość oddziaływania polskich polityków na ten system jest znikoma, więc i poczucie bezradności ma uzasadnienie. Zwłaszcza że prowadzi ono do odkrycia, że problemem nie jest władza PiS, tylko to, że może ją zastąpić jeszcze bardziej radykalna, faszystowska formacja (o ile partia władzy sama się nie zradykalizuje).

Filozofka Ewa Bińczyk pisze o kondycji współczesnego świata, używając pojęcia „marazmu antropocenu”. Idąc tym tropem, o stanie współczesnej polityki, dobrze widocznym w Polsce, można mówić w kategoriach marazmu bezkrólewia.