Wybory. Ostrożny optymizm ze szczyptą nadziei
Jarosław Kaczyński mówi, że jest zadowolony z wyniku wyborów (choć w niedzielę nie ukrywał niezadowolenia). Fakt, Zjednoczona Prawica utrzymała większość w Sejmie, więc może dalej rządzić. Ale mandat do sprawowania władzy nie oznacza, że możliwa będzie kontynuacja polityki rewolucyjnej. Projekt Kaczyńskiego nieodwracalnie stracił impet.
Przy obecnym układzie sił nie wydaje się, żeby PiS podjął się realizacji najbardziej w tej chwili niepokojącego elementu planu politycznego, czyli demontażu ustroju samorządowego. Bo wątpliwe, żeby poparł go Jarosław Gowin i jego liczące 18 posłów Porozumienie. I nawet jeśli będzie majstrowanie przy samorządzie, to wątpliwe, żeby udało się prezesowi przeprowadzić bardziej radykalne zmiany.
Co nie znaczy, że spać można spokojnie, bo próby dyscyplinowania zbyt autonomicznych samorządowców nie ustaną.
Koniec mitu Budapesztu
Kubłem zimnej wody są wszakże wyniki wyborów lokalnych na Węgrzech, które także odbywały się w niedzielę. Fidesz stracił Budapeszt i 13 innych okręgów wyborczych. To zwycięstwo symboliczne, bo prerogatywy samorządu Orbán mocno ograniczył, ale doskonale pokazuje, że jeśli się przegnie, to w końcu suweren dostrzeże zagrożenie.
W Polsce samorząd zakorzenił się w świadomości Polaków znacznie mocniej, więc i ryzyko nadmiernej ingerencji jest wyższe. I nawet jeśli ryzyko to będzie gotów podjąć Kaczyński z PiS, to już niekoniecznie Gowin z Porozumieniem, który ma swoją własną agendę miejską, zasilaną m.in. refleksją Klubu Jagiellońskiego.
Czas samorządowców
Pytanie, jakie wnioski wyciągną sami samorządowcy. Wielu z nich startowało na listach do Sejmu i Senatu, symbolem tego ruchu stał się Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic kierujący miastem od 1992 r. Wygrał mandat do Senatu z wynikiem 61 proc., łatwo dystansując kontrkandydata z PiS.
W Senacie będzie mu towarzyszył Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli, który wygrał z wynikiem 51,9 proc. Do Senatu wszedł także Janusz Gromek, do 2018 r. prezydent Kołobrzegu. W Sejmie znalazło się wielu posłów i posłanek, którym tematyka samorządowa lub miejska jest bardzo bliska.
Pytanie, jak w nowej sytuacji odnajdą się samorządowcy, którzy pozostali na swych stanowiskach. Wiadomo, że szykują wielkie świętowanie 30-lecia pierwszych wyborów do rad gmin, które odbyły się w maju 1990 r. Rocznica wypadnie w pobliżu wyborów prezydenckich. Jak więc widać, kalendarz polityczny i dynamika procesów na poziomie lokalnym oraz krajowym mogą przynieść zupełnie nieoczekiwane wyniki.
Nowe twarze, nowy duch
Podobnie jak obecność w parlamencie nowych osób: Franek Sterczewski, Hanna Gill-Piątek, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Adrian Zandberg, Marcelina Zawisza, Maciej Gdula, Barbara Nowacka, Joanna Scheuring-Wielgus (JSW oczywiście była już w Sejmie poprzedniej kadencji ale wpisuję ją na tę listę), wymieniam tylko kilka nazwisk, które na pewno będziemy często słyszeć na sejmowej mównicy i widzieć w przestrzeni publicznej. Biorąc pod uwagę i to, że prawica straciła kontrolę nad Senatem, parlament ma szansę stać się ponownie miejscem debaty politycznej, a na pewno przestanie być maszynką do rządzenia metodą legislacyjnej biegunki.
Oczywiście to wszystko przy świadomości, że prawica ma ciągle władzę. Ale ma też świadomość, że już więcej licytować nie może, kampania się zakończyła i rozgrzany suweren będzie coraz częściej rzucał „sprawdzam”, którego nie da się już tak łatwo zbyć oskarżeniami wobec „totalnej opozycji”.
Rewolucja PiS wytraciła tempo, zanim osiągnęła strategiczne cele. Niewiele z tego musi wynikać, jeśli opozycja nie wykorzysta otwierających się możliwości.