Wybór. Mowa IV RP
Czas wyboru zbliża się nieuchronnie. Nie patrzę na wyniki sondaży. Patrzę na stawkę decyzji, jakie podejmiemy w niedzielę. Jasno ją określa program PiS, potwierdzają wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, neofaszystowski język propagandy. Kto nie z nami, ten nasz wróg – napiętnujemy go po zwycięstwie, mówi wprost prezes. Nie tego zwycięstwa najbardziej się obawiam, tylko tego, że jeśli do niego dojdzie, dalej pójdzie kradzież języka i normalizacja patologii, którą nazwać trzeba „mową IV RP”.
Na awersie hasło: polski model państwa dobrobytu. Ra rewersie: katolickie państwo narodu polskiego. Czy taki awers i rewers można skleić w jedną dobrą monetę? Bez złudzeń. Thomas Piketty, autor „Kapitału w XXI wieku”, książki podobno ważnej dla Jarosława Kaczyńskiego, w „New York Timesie” tak ocenia projekt PiS:
The ruling party has been able to attract lower and middle class voters that were disillusioned by previous governments and the high level of inequality in the country. But in the end PiS is mostly driven by its nationalist ideology, and does not really care about the reduction of social inequalities.
Oczywista oczywistość, pisałem o tym wielokrotnie, że zza pozornie prospołecznego projektu wyłania się korporacyjne państwo oparte na zasadzie solidaryzmu i jedności ideologicznej. Program PiS, który każdy może przeczytać, dokładnie ten projekt definiuje, więc nie trzeba bawić się w domysły.
Solidarność w wersji PiS jest wyrazem solidaryzmu, starej, XIX-wiecznej formuły zakładającej, że społeczeństwo to harmonijna hierarchia, w której każdy zna swoje miejsce i nie próbuje zbytnio tego stanu zmieniać. Jaki pisał Mrożek, „jeden ziemię orze, drugi mury wznosi, a trzeci donosi”. Ponad nimi jeden Kościół, jedna partia i jeden prezes. Alternatywą jest nicość, nihilizm.
Dogonić i przegonić
Czy tak zorganizowane społeczeństwo jest w stanie osiągnąć strategiczny cel, czyli zbudować „polski model państwa dobrobytu”, które w perspektywie kilkunastu lat dogoni i przegoni najzamożniejsze społeczeństwa Europy? To możliwe dokładnie na takiej samej zasadzie, na jakiej miał dogonić i przegonić Zachód Związek Radziecki pod wodzą Nikity Chruszczowa. Dlaczego warto sięgnąć do analiz ekonomicznych, również do słynnego raportu SGH, na który powołuje się Kaczyński. Tak, ów raport opisuje hipotetyczny wariant konwergencji, zwracając jednak uwagę na mnóstwo czynników, które powodują, że proces taki jest praktycznie niemożliwy.
Jest po prostu tak samo niemożliwy, jak niemożliwe okazało się podczas rządów PiS w latach 2015-19 realizować sztandarowe programy – Mieszkanie Plus, budować lokalne drogi, rozwijać lokalny transport autobusowy, poprawić jakość służby zdrowia, a nawet skutecznie walczyć ze smogiem. Owszem, udało się zrealizować programy redystrybucyjne z kluczowym 500 plus. W zamian jednak mamy destrukcję sfery usług publicznych. Zresztą polecam raport Klubu Jagiellońskiego „Dostateczna zmiana” analizujący polityki publiczne rządu PiS.
Mitomania narodowa
W kolejnej kadencji lepiej nie będzie, przeciwnie – efekty destrukcji strukturalnej zaczną coraz bardziej przeszkadzać w codziennym rządzeniu. Polityka będzie więc coraz bardziej uciekać w sferę spektaklu, propagandy i mitomańskich konfabulacji, których Kaczyński do spółki z Mateuszem Morawieckim są niewątpliwymi arcymistrzami. Im bardziej rzeczywistość wymykać się będzie się spod kontroli, tym bardziej stawką władzy będzie kontrola mowy i czegoś, co socjologowie nazywają dominującym dyskursem interpretacyjnym.
Ramy mowy IV RP kodyfikuje przedwyborczy program PiS – przed jego lekturą warto sobie przejrzeć Victora Klemperera, George’a Orwella i Michała Głowińskiego. Lub esencjonalny wyciąg, jakim jest opublikowana niedawno we Francji książka „La Langue confisqué. Lire Victor Klemperer aujourdhui” autorstwa Frederica Joly. Joly, co ciekawe, niemal w równym stopniu odwołuje się do analiz autora „Języka III Rzeszy” co do refleksji polskich pisarzy: Miłosza, Herlinga-Grudzińskiego, Brandysa, odnajdując w nich szczególną wrażliwość na tę śmiertelnie niebezpieczną patologię, jaką jest degradacja mowy. Mowy, czyli języka w społecznej praktyce.
Strażnicy języka
Czym jest więc program PiS, tak jak został spisany i jest przedstawiany na kolejnych konwencjach ustami prezesa i jego akolitów? To projekt konfiskaty języka i jego przebudowy zgodnie z orwellowską receptą na przeinaczenie znaczeń i pojęć. Tak skonstruowana mowa ma maskować rzeczywistość, w której spod kontroli zostały spuszczone nienawiść, przemoc, pogarda dla wszystkich, co ową przeinaczoną mowę odrzucają, zachowując wierność językowi, jedynej prawdziwej ojczyźnie wspólnoty ludzi wolnych, równych i różnych.
To właśnie dlatego takim wyzwaniem dla komunistów był Nobel dla Czesława Miłosza i dlatego tak ważny jest dziś Nobel dla Olgi Tokarczuk. Nominacje te bowiem są przypomnieniem i dowodem, że o ile można przejąć na chwilę kontrolę nad mową, normalizując faszystowski idiom, język jest silniejszy od polityki i polityków.
Może więc Jarosław Kaczyński upajać się przekonaniem, że elity, również kulturalne, przechodzą na jego stronę, a ci, co nie przejdą, zostaną napiętnowani. Poza jego kontrolą pozostaje jego największy przeciwnik – język i wyrażająca się w nim rzeczywistość. Król jest nagi, nawet jeśli wszystkie kanały propagandy mówią, że ubiera się u Prady. Pozostaje więc zakończyć życzeniem z „Traktatu teologicznego” Czesława Miłosza: „Oby do naszej mowy wróciła rzeczywistość”. I zdaniem z listu Marii Janion do uczestników Kongresu Kultury w 2016 r.:
Przed nami trudne lata, wiem o tym. Ale „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk już zostały napisane, istnieją. Odnowicielska wizja historii formuje moje nadzieje na przyszłość. Jestem przekonana, że otwarcie zbiorowej pamięci, przemiana żałoby w empatię, odrzucenie „przedkrytycznej zgody na technicyzację humanistyki” – to praca z dziećmi, z młodymi ludźmi, jaka musi się odbyć i się odbędzie w tych najbliższych, trudnych latach.
Życzę dobrego, trafnego wyboru w niedzielę.