Polska zaradna i szkaradna

PiS proponuje wyborcom skok do krainy czarów, o czym pisałem ostatnio. Koalicja Obywatelska krytykuje rozbuchane propozycje finansowe partii władzy i odwołuje się do etosu zaradności klasy średniej. A w tle gorąca dyskusja zwolenników obu formacji, której głównym paliwem jest pogarda.

PiS w kampanii mobilizuje sprawdzone zasoby: strach i obietnice materialne. Uchodźcy nie są w tym roku straszni, więc trzeba się bać wrogów normalnej rodziny, planu Rabieja i nihilistów-bezbożników, bo grożą tradycyjnemu ładowi. W kampanię nienawiści i pogardy włącza się osobiście prezes, co pokazuje dużą pewność, że nastroje przesunęły się już tak bardzo w prawo, że nie trzeba tonować radykalnej, faszystowskiej coraz częściej retoryki.

Kasa i godność

Propozycje materialne uzupełniają pakiet siłą konkretu, który warto wzmocnić ilustracjami. Jedną pokazał Wojciech Szacki:


Wiele komentować nie trzeba, lepiej dołożyć inną informację. Otóż żyjemy w przekonaniu, że Polska to kraj przeciętnych nierówności, nie przebiły się do świadomości badania pokazujące, że mierząc wielkością dochodów rozliczanych w deklaracjach podatkowych i ZUS, nierówności dochodowe ze średnioeuropejskich stają się brazylijskimi.

Nierówności

Analiza opracowana w Ministerstwie Finansów na podstawie rozliczeń z 2016 r. (dochody przed wypłatami dodatkowych świadczeń) pokazuje, że współczynnik Giniego osiągnął w Polsce wartość 0,53. Podobnie jak obecnie w Brazylii. Jak jednak popatrzymy na rozkład regionalny, to okaże się, że na Mazowszu współczynnik skacze do 0,58, czyli jak w Brazylii przed reformami Luli.PiS umiejętnie niweluje nierówności przez bezpośrednie transfery, nie likwidując jednak ich strukturalnych źródeł. To jest zbyt trudne, politycznie też niepotrzebne.

Etos zaradności

Przeciwnicy PiS o liberalnym (lub jakby powiedziała prof. Małgorzata Jacyno, ultraliberalnym) DNA odwracają oczy od takich wykresów i uruchamiają narrację krzywdy klasy średniej, która sukces III RP zbudowała trudem własnych rąk, własnej zaradności i przedsiębiorczości. Nie uwzględniają wielkości transferów publicznych, jakie szły do klasy średniej właśnie poprzez system usług publicznych skolonizowanych przez przedstawicieli tej klasy (np. system edukacji publicznej).

Napięcie dobrze to pokazują badania prof. Piotra Radkiewicza, niebawem zostaną opublikowane, ale odsyłam do mojej z nim rozmowy w „Polityce”. Wynika z niej, że polską scenę polityczną zdominowały dwie mentalności, komunitariańska, związana z projektem PiS, i ultraliberalna, bliska elektoratowi PO. Cechą wyróżniającą tę drugą jest skłonność do popadania w darwinizm społeczny.

Darwinizm społeczny

Doskonałą ilustracją tej skłonności jest dyskusja, jaką wywołały propozycje wyborcze PiS – z płacą minimalną 4 tys. zł. Nabieram coraz większego przekonania, że kwota została rzucona po to właśnie, by ów darwinizm społeczny ultraliberałów wyzwolić, by pokazali swój prawdziwy stosunek do ludu. Czyli po prostu głęboko zakorzenioną pogardę.

Czy jednak w ten sposób zwolennicy PO/KO skazują swoją formację na sromotną porażkę, jak przekonują liberalno-lewicowi komentatorzy? Otóż przy obecnej polaryzacji politycznej logika jest nieco inna. PO i tak nie ma co walczyć o tzw. elektorat socjalny, musi natomiast mobilizować swoje główne zasoby, dla których podstawowy wymiar tożsamości to ów umowny etos zaradności, za którym w wielu przypadkach kryje się filozofia darwinizmu społecznego.

Na granicy

PiS z kolei ryzykuje, szarżując, by pozyskać sympatię klasy ludowej, bo też jest de facto klasą partii średniej, a pisowska klasa średnia w podobny sposób co liberalna nie lubi dawać komukolwiek pieniędzy „za nic” (to wynika z kolei z innych badań, jakie niebawem się ukażą). Może więc PiS, gdy przeszarżuje, miłości ludu nie kupi, a uczucia swojej klasy średniej ochłodzi.

Przekonamy się, który projekt będzie miał więcej zwolenników, już 13 października. Szczęśliwie jest furtka w postaci oferty koalicji lewicowej dająca szansę oddania głosu tym, którzy w zasadniczej polaryzacji się nie mieszczą.