Polacy w krainie czarów

Aut. Marta Frej

To był bajkowy tydzień. Zaczął się od cudownej przemiany Grzegorza Schetyny w Małgorzatę Kidawę-Błońską, a zakończył licytacją z prezesem Kaczyńskim o to, który z nich da Polkom i Polakom więcej. No i wizja przyszłości: w ciągu dwóch dekad dogonimy i przegonimy Niemcy.

Grzegorz Schetyna uległ szczęśliwie przebłyskowi realizmu i uznał, że jako lokomotywa nie pociągnie pociągu Koalicji Obywatelskiej w wyścigu o poparcie wyborców. Czy wymiana, która zyskała pełny wyraz podczas prezentacji programu KO, zmieni bieg historii, nie wiadomo. Wielu komentatorów obawia się, że „too little, too late”. Zwłaszcza że po drugiej stronie rozkręca się przeciwnik polityczny, któremu żaden obciach niestraszny.

Czas prezentów

Przepis PiS na Polskę jest prosty i w swej prostocie niezwykle atrakcyjny. Nie będę powtarzał obietnic na kolejną kadencję, warto zamiast nich zrobić szybki audyt osiągnięć w okresie rządów 2015-19. Analizę taką przygotował prof. Andrzej Rychard dla „Gazety Wyborczej”. Wychodzi z niej, że udało się tak naprawdę zrealizować jedynie program 500 plus, czyli spektakularny, ale logistycznie najłatwiejszy punkt obietnic.

Przemiany systemowe, od reformy edukacji przez budowę mieszkań, walkę ze smogiem, modernizację gospodarki, reformę systemu sądownictwa, służby zdrowia, po modernizację wojska – to pasmo albo katastrof, albo zapowiedzi, które ciągle czekają na realizację, tylko nie wiadomo, jak się za tę realizację zabrać.

Prywatyzacja i indywidualizacja

Faktem jednak jest, że rośnie gospodarka, co daje podstawy do tworzenia redystrybucyjnych budżetów umożliwiających wypłatę obiecanych świadczeń bezpośrednich i snucia rojeń, kiedy to Polska wyprzedzi Włochy, a potem Niemcy.

Niestety, już teraz widać, że impuls redystrybucyjny związany z takimi świadczeniami jak 500 plus nie zyskał wsparcia w rozwoju usług publicznych, przeciwnie – ich jakość pogarsza się, by tylko wskazać służbę zdrowia i edukację. W efekcie Polacy dokonują na własną rękę prywatyzacji systemu, szukając ratunku przed chaosem w sektorze publicznym na rynku. Statystyki pokazują wyraźnie, że w okresie władzy PiS wzrósł odsetek korzystających z oferty niepublicznej.

Wyścig do granic absurdu

No ale kiedy już dogonimy i przegonimy Niemcy, to odbudujemy sektor usług publicznych zgodnie z co najmniej niemieckim standardem. Tylko że bajki o doganianiu wytrzymują jedynie test racjonalności, jeśli przyjąć kryteria stosowane w tzw. mediach narodowych. Źródła wzrostu produktywności w Polsce w najbliższych latach będą maleć: pogłębiać się będzie luka demograficzna, oddziałując bezpośrednio na rynek pracy, nic nie wskazuje, żeby zaczęła zmniejszać się luka technologiczna do krajów tzw. granicy technologicznej, czyli m.in. właśnie Niemiec.

O wiele bardziej prawdopodobne wydają się prognozy OECD sprzed kilku lat, pokazujące, że w okolicy 2030 r. Polska spadnie na poziom średniego rocznego wzrostu gospodarczego – poniżej właśnie Niemiec. Na razie „spalamy” ostatnie warstwy tłuszczu, jednocześnie demontując strukturalne podstawy rozwoju w przyszłości. Elementem najważniejszym tej destrukcji jest osłabianie roli samorządu terytorialnego. Akurat jego siła jest warunkiem odporności na skutki nieoczekiwanych zmian, jakie będą skutkiem choćby kryzysu klimatycznego.

Cudowna epistemologia PiS

Ciekaw jestem, jak bardzo Polki i Polacy uwierzą, że Polska to kraina czarów, w której prawa logiki nie obowiązują, a zamiast praw fizyki rzeczywistość podlega regułom patafizyki. Szkoda twardego lądowania w nieodległej przyszłości, które na dodatek zostanie wyparte ze świadomości tych, którzy wybrali króla Ubu na władcę Polski. Łatwiej będzie obciążyć winą za nieuchronną katastrofę prawdziwych i domniemanych wrogów dobrej zmiany.