Rok z klimatem, czyli ekonomia polityczna apokalipsy
W elektrowni Ostrołęka powstanie nowy węglowy blok energetyczny. Choć zdaniem ekspertów inwestycja nie ma sensu, inwestorzy podjęli decyzję o rozpoczęciu prac budowlanych. To my wszyscy poniesiemy koszty, nie tylko finansowe.
Blok o mocy 1000 megawatów potrzebować będzie nawet 11 tys. ton węgla na dobę. Robi wrażenie, zwłaszcza gdy się przeliczy na ilość dwutlenku węgla, jaki powstanie po spaleniu paliwa. Flagowy projekt ministra energetyki Krzysztofa Tchórzewskiego z olbrzymim naddatkiem zniweluje efekt projektu flagowego eksministra środowiska Jana Szyszki, czyli Leśnych Gospodarstw Węglowych.
Węgiel ponad wszystko
LGW miały być markowym polskim wkładem w redukcję CO2. Okazuje się, że naszym wkładem będą nowe emisje z nowego olbrzymiego bloku, który nigdy nie będzie rentowny. Przypomnę fragment analizy Roberta Tomaszewskiego z POLITYKI INSIGHT:
Według wyliczeń brytyjskiego think-tanku Carbon Tracker wartość netto (tzw. NPV) Ostrołęki C wyniesie w okresie jej eksploatacji minus 1,7 mld euro, co oznacza, że będzie ona trwale nierentowna. Jeszcze mniej optymistyczna jest Fundacja Instrat, która prognozuje, że nawet wsparcie z rynku mocy nie poprawi kondycji finansowej siłowni. W trakcie całego okresu jej eksploatacji będzie ona wymagała dołożenia 2,3 mld zł, co przesądzi o tym, że inwestycja w Ostrołękę C nigdy się inwestorom nie zwróci.
Jaki więc sens ma ta budowa? Czy rzeczywiście chodzi o bezpieczeństwo energetyczne, jak przekonuje minister Tchórzewski? Czy raczej o bezpieczeństwo polityczne? Za kilka miliardów złotych, które będziemy spłacać latami jako odbiorcy energii dostarczanej po zawyżonych kosztach, górniczo-energetyczne lobby węglowe dostaje bardzo konkretny prezent, zyskają też coś mieszkańcy Ostrołęki i okolic.
Klimat i energia
Nie o energetyce chcę jednak pisać, tylko o przeciwdziałaniu globalnemu ociepleniu – kluczem jest oczywiście dekarbonizacja sposobów wytwarzania energii. Polska, dopiero co gospodarz szczytu klimatycznego ONZ COP24 i przez najbliższy rok sprawująca prezydencję Konwencji klimatycznej ONZ, w spektakularny sposób pokazuje, że ma inne priorytety niż zatrzymanie wzrostu temperatury atmosfery na bezpiecznym, wskazanym w porozumieniu paryskim poziomie.
Oczywiście, Polska nie jest jedynym krajem uczestniczącym w konwencji, który lekceważy istotę procesu klimatycznego, nie zważając na argumenty naukowców ani nawet ekonomistów przekonujących, że redukcja emisji gazów cieplarnianych jest nie tylko konieczna, ale i możliwa, a transformacja infrastruktury do bezemisyjnych źródeł energii bardziej opłacalna niż tkwienie przy węglu. Piszą o tym Maciej Bukowski i Aleksander Śniegocki z WISE Europa w opracowaniu „Od szczytu w Katowicach do zeroemisyjnej strategii dla Polski”.
Dlaczego więc mimo że racjonalność naukowa i ekonomiczna podpowiada, co trzeba i warto zrobić, by uniknąć zarówno katastrofy środowiskowej, jak i zbędnych kosztów finansowych, Polska i wiele innych państw realizują irracjonalną politykę grożącą bezpieczeństwu w przyszłości, blokującą także możliwości rozwoju?
Klimatyczny Lewiatan
Pytanie to podejmują Geoff Mann i Joel Wainwright w książce „Climate Leviatan. A political theory of our planetary future”. Przekonują, że odpowiedź tkwi w polityce na wszystkich jej poziomach uprawiania, od lokalnego po globalny. By ją zrozumieć, trzeba sięgnąć z kolei po aparat krytyczny ekonomii politycznej współczesnego kapitalizmu, czyli systemu, który nie kieruje się racjonalnością naukową, tylko logiką cyrkulacji i akumulacji kapitału. Ta właśnie logika ma decydujący wpływ na funkcjonowanie polityki i sfery politycznej mocy.
Ujmując rzecz z tej perspektywy, łatwiej zrozumieć komentarze weteranów szczytów klimatycznych, którzy często podkreślają, że w istocie podczas negocjacji nie chodzi o klimat, tylko o władzę i pieniądze. Dokładniej: kryzys klimatyczny jest pretekstem do poszukiwania nowych źródeł akumulacji i rekonstrukcji władzy w wymiarze globalnym. Niestety, straszenie apokalipsą środowiskową na skutek nadmiernego wzrostu temperatury atmosfery ma bardzo ograniczony wpływ na sferę realnej polityki.
Sfera ta nauczyła się radzić sobie z możliwością apokalipsy podczas zimnej wojny i zagrożenia konfliktem termojądrowym (ciągle zresztą wojna z użyciem broni jądrowej jest największym zagrożeniem dla przyszłości ludzkości). To właśnie wyjście z języka apokaliptycznego i zracjonalizowanie dyskusji w dość makabryczny co prawda sposób, bo przez przyjęcie do analiz możliwości ograniczonego konfliktu, w ramach którego nie ginie cała ludzkość, tylko część populacji, umożliwiły międzynarodowy polityczny proces kontroli zbrojeń.
Nowy Reżim Klimatyczny
Ekonomia polityczna współczesnego kapitalizmu, zwana także przez Bruno Latoura nowym reżimem klimatycznym, nie zajmuje się apokalipsą klimatyczną i sposobem jej uniknięcia, tylko złożoną grą interesów niezliczonych aktorów politycznych, społecznych, ekonomicznych, w której główną strukturyzującą siłą jest wspomniana logika cyrkulacji i akumulacji. Jasno to powiedziała przed laty Margaret Thatcher, świetnie rozumiejąca konsekwencje globalnego ocieplenia. Premier Wielkiej Brytanii uważała jednak, że jeszcze większym zagrożeniem jest poświęcenie dla klimatu rynku i kapitalizmu.
W tej optyce możliwość katastrofy ekologicznej jest czynnikiem ryzyka, które nie oznacza jedynie zagrożenia, ale także szansę, podobnie jak szansą (zgodnie z logiką cyrkulacji i akumulacji) są wojny. Dlatego rację mają Mann i Wainwright, wskazując na konieczność dobrej teorii politycznej na czasy zmian klimatycznych (ich książka jest dobrą propozycją takiej teorii – przedstawię ją w kolejnych wpisach).
Jeśli chodzi o ekonomię politycznej energetycznej transformacji w Polsce i jej sąsiedztwie, pisałem o tym niedawno w „Aspen Review”, polski przedruk opublikowała „Krytyka Polityczna”. Tekst pisałem, jeszcze zanim zapadła decyzja o inwestycji w Ostrołęce, niestety wytrzymał próbę czasu.