Musk, Marks, automatyzacja

Automatyzacja jedzenia, instalacja w Synagodze pod Białym Bocianem w ramach programu Miasto przyszłości/Laboratorium Wrocław (2016)

„Ludzie są niedoszacowani” – stwierdził Elon Musk walczący z robotami nieradzącymi sobie z zamówieniami w fabryce samochodów elektrycznych Tesla.

Dyskusja o automatyzacji i zastąpieniu pracy przez maszyny (twarde – roboty i miękkie – oprogramowanie) jest najlepszą ilustracją problemów z tym tematem. Od lat powtarzają się w niej te same argumenty: jedna strona straszy utratą miejsc pracy i technologicznym bezrobociem, druga optymistycznie zapewnia, że stare miejsca pracy zostaną zastąpione nowymi. W sumie debata cały czas biegnie wokół tego samego skryptu i powinna już dawno być przejęta przez jakieś medialne automaty. A jednak nie jest. Dlaczego?

Bo przecież nie chodzi w tym przypadku tylko o produkt, jakim są konkluzje lub repetytywny ich brak, lecz o sam akt spotkania i wymiany. Dialogiczny i kreatywny charakter pracy, o którym pisał Stanisław Brzozowski, a sto lat później Józef Tischner, powoduje, że nie da się jej sprowadzić do samego, podlegającego automatyzacji aktu produkcji. Zauważyli to autorzy sekcji specjalnej „Nature” poświęconej pracy i automatyzacji.

Robotyzacja – przestrzelona prognoza

Emily Anthes komentuje tam słynne już opracowanie z 2013 roku Carla Freya i Michaela Osborne’a z Oksfordu, w którym badacze wieszczyli, że 47 proc. stanowisk pracy w USA można skomputeryzować. Jednym z najbardziej zagrożonych zajęć ich zdaniem miałaby być księgowość, obarczona w 98 proc. ryzykiem automatyzacji. Tak by było, gdyby księgowość ograniczała się do dostarczania określonego produktu/usługi. Okazuje się jednak – to już mówi inne badanie – że 76 proc. zadań księgowych wymaga bezpośrednich relacji z innymi ludźmi.

Zgodnie z tym właśnie badaniem z 2016 roku ryzyko automatyzacji okazuje się więc generalnie znacznie mniejsze. Dla Polski prognoza mówi, że wysokie ryzyko automatyzacji dotyczy 7 proc. stanowisk pracy, w wysokouprzemysłowionych Niemczech i Austrii zagrożonych jest 12–13 proc. Niemało, ale bez przesady. A przesadę wcześniejszych prognoz z kolei dobrze ilustruje głośna niegdyś historia miliona robotów, jakie miały wkroczyć do fabryk Foxconna, głównego światowego podwykonawcy gadżetów elektronicznych. Do miliona ciągle bardzo daleko, obecnie raczej mówi się, że do 2020 roku automatyzacja w Foxconnie osiągnie poziom 30 proc.

Roboty, automatyzacja, kapitalizm

Po tym wstępie można już z większym zrozumieniem komentować doniesienie „Guardiana” o tym, że Elon Musk nieradzący sobie z zamówieniami w Tesli stwierdził, że winne są nieelastyczne roboty i drogą do rozwiązania zatorów produkcyjnych jest przywrócenie do pracy ludzi. Ludzie są niedoszacowani – stwierdził miliarder. Gdy zalinkowałem artykuł z „Guardiana” na Facebooku, pojawiły się komentarze zwracające uwagę, że człowiek z punktu widzenia kapitalisty ciągle jest wygodniejszy niż maszyna. Maszyna to zamrożony kapitał, a człowiek, jak to człowiek, dziś jest, jutro może go nie być.

Podobną kwestię, tylko w bardziej ekonomicznym ujęciu, podejmował Zoltán Pogátsa podczas debaty, jaką zorganizował Ośrodek Myśli Politycznej im. Ferdynanda Lassalle’a we Wrocławiu pod znamiennym tytułem: „Karol Marks i przyszłość kapitalizmu w XX wieku: Jak automatyzacja i digitalizacja pracy wpłyną na nasze życie?”. Tytuł ten nakreśla odpowiednią perspektywę dla rozmowy o automatyzacji, która nie jest kwestią techniczną, tylko dotyczy istoty kapitalizmu i należy ją analizować za pomocą aparatu ekonomii politycznej.

Pogátsa przypomniał, że głównym pytaniem jest w takim ujęciu kwestia wartości dodatkowej i zysku – co jest ich źródłem? Propozycji odpowiedzi jest wiele, od renty monopolistycznej i przewagę względną w wymianie rynkowej po wyzysk pracy. Pełne zastąpienie pracy przez maszyny oznacza eliminację tego źródła wartości dodatkowej, więc z punktu widzenia kapitalisty nie ma sensu. Sens ma rozwój systemu technicznego jako uzewnętrznionej wiedzy pełniącej w tej formie funkcję bezpośredniego czynnika produkcji. Jego zastosowanie zwiększa efektywność, nie oznacza jednak eliminacji „czynnika ludzkiego”, tylko zmienia proporcje między człowiekiem i techniką w systemie produkcji.

Proletaryzacja

Z punktu widzenie społecznego, na co zwracałem uwagę w swojej wypowiedzi, ważniejsze od dyskusji o automatyzacji konkretnych miejsc pracy jest upowszechnienie logiki systemu technicznego na wszystkie aspekty życia. Wkroczenie takich maszyn jak Facebook prowadzi do coraz większej „mechanizacji” relacji międzyludzkich, zapośredniczonych przez cyfrowe media, i w efekcie do masowej proletaryzacji, czyli tracenia kompetencji społecznych na rzecz maszyny w coraz większym stopniu zwalniającej z konieczności podejmowania wysiłku refleksyjnego uczestniczenia w życiu zbiorowym.

Ten wątek będę jeszcze rozwijał, warto sięgnąć po „Wstrząsy”, pierwszą przetłumaczoną na polski książkę Bernarda Stieglera, bo wątki współczesnej proletaryzacji są w niej dobrze nakreślone.