Ustawa o IPN. Krzyk słabości
Nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej wywołała oburzenie w Izraelu i na Ukrainie. Za pomocą instrumentów prawa karnego próbuje regulować kwestie, jakimi powinni zajmować się naukowcy oraz sądy w ramach już istniejących przepisów. Po raz kolejny prawo pisane pod dyktando krajowej polityki staje się wyrazem słabości polskiego państwa, choć ma podobno dowodzić jego siły.
Oficjalnie zgodnie z założeniami nowelizacja wprowadzająca sankcje karne za szkalowanie narodu polskiego ma pokazać, że w końcu Polska zaczyna dbać o swój wizerunek naruszany choćby nieustannie powtarzanymi tezami o „polskich obozach śmierci”:
Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie określone w art. 6 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego załączonej do Porozumienia międzynarodowego w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców wojennych Osi Europejskiej, podpisanego w Londynie dnia 8 sierpnia 1945 roku (który to akt prawny jest opublikowany w Dz. U. z 1947 r. poz. 367) lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodnie przeciwko ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega karze grzywny lub karze pozbawienia wolności do lat 3.
Nie popełnia przestępstwa ten (w uproszczeniu), kto szkaluje w ramach działalności artystycznej lub naukowej. Nowelizacja, z inicjatywy posłów Kukiz’15, poszerza także katalog przestępstw przeciwko narodowi polskiemu, wprowadzając kategorię:
zbrodni ukraińskich nacjonalistów i ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą.
Poprawka Platformy Obywatelskiej, by jeśli już katalog ma być poszerzony, to jednak zamienić kategorię „ukraińskich nacjonalistów” na „banderowskich nacjonalistów”, nie przeszła. I dobrze, bo nie miała większego sensu wobec całego zamysłu autorów nowelizacji. Jest więc nowa ustawa, czeka jeszcze co prawda na pracę w Senacie i podpis prezydenta. Już jednak jest wrzawa, bo nowe prawo rozpaliło polityczne emocje na dwóch strategicznych podobno kierunkach polskiej polityki zagranicznej.
O reakcji Izraela sporo się pisze w ostatnich godzinach, mniej uwagi zwraca reakcja Ukrainy, która na razie w sposób dyplomatyczny w oświadczeniu Ministerstwa Spraw Zagranicznych wyraża żal, że stosunki z Ukrainą stały się zakładnikiem wewnętrznej polityki Polski, i odrzuca jednostronne oskarżenie narodu ukraińskiego za „kolaborację z III Rzeszą” i „zbrodniczy nacjonalizm”. Pojawiło się wiele komentarzy publicystycznych, głos zabrał Wołodymyr Wiatrowicz, szef ukraińskiego IPN, miarodajny głos ukraiński wyrażony po polsku autorstwa Witalija Mazurenki opublikował Obserwator Międzynarodowy.
W sensie prawnym poszerzenie katalogu zbrodni jest zbędne, bo dotychczasowy wystarczał, by podejmować akcje prawne. Większy problem, o czym kiedyś pisałem, stwarzają kategorie odpowiedzialności. Nowelizacja odnosi się do terenów II Rzeczypospolitej, które po 17 września 1939 roku znalazły się w rękach Związku Radzieckiego, a potem w 1941 roku przeszły pod okupację niemiecką. Zapisy nowelizacji obejmują lata 1925-50 i nie odnoszą się do kategorii obywatelstwa, tylko do pojęć zbiorowych: „ludność polska”, „ludność żydowska” oraz „nacjonaliści ukraińscy” i, co ciekawe, odwołują się do kategorii praw człowieka. Pomieszanie z poplątaniem, które prowadzi do różnych paradoksów.
Zbrodniami nacjonalistów ukraińskich i ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą, w rozumieniu ustawy, są czyny popełnione przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925-1950, polegające na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności, a w szczególności wobec ludności polskiej. Zbrodnią nacjonalistów ukraińskich i ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą jest również udział w eksterminacji ludności żydowskiej oraz ludobójstwie na obywatelach II Rzeczpospolitej Polskiej na terenach Wołynia i Małopolski Wschodniej.
Jeśli bowiem zaczynamy rozliczanie w 1925 roku, to zajmując się aktami przemocy, jakich dopuszczali się ukraińscy nacjonaliści – obywatele II Rzeczypospolitej na terenie II Rzeczypospolitej – musimy także uwzględnić akty zinstytucjonalizowanej przemocy i łamania praw człowieka podejmowane przez II Rzeczpospolitą wobec ludności ukraińskiej (swoich obywateli). Co z kolei dostarcza argumentów, że rok 1943 na Wołyniu był kontynuacją rozpoczętej wcześniej wojny domowej, za którą odpowiedzialność ponoszą nie tylko ukraińscy nacjonaliści, lecz także strona polska i państwo polskie, którego współczesna Rzeczpospolita jest spadkobierczynią. Nowelizacja zamiast przecinać dyskusję, tylko dolewa paliwa do sporu nie tylko w wymiarze politycznym, ale i merytorycznym.
Nowelizacja, wprowadzając kategorię zbrodni ukraińskiego nacjonalizmu, w proponowanej definicji czyni z aktu prawnego dokument uwikłany historycznie, choć zupełnie ahistoryczny, jednocześnie wprowadza sankcje karne utrudniające debatę historyczną. Rozumiem, że takie ujęcie prawa czyni zadość autentycznym emocjom części społeczeństwa. Tyle że wpisane w system prawa państwowego, obnaża słabość państwa, które w swym działaniu, zwłaszcza legislacyjnym, powinno kierować się zasadą rozumu i racji stanu, a nie społecznych emocji.