Mieszkaniec obywatelem. Panel obywatelski w Gdańsku
Gdańsk jako pierwszy w Polsce wprowadził instytucję panelu obywatelskiego. Grupa losowo wybranych mieszkańców deliberuje nad ważną dla miasta sprawą, a gdy znajdą rozwiązanie, z którym zgadza się 80 proc. uczestników, staje się ono obowiązujące dla władz.
W sobotę, 16 września, ruszył trzeci już panel, tym razem poświęcony problemowi zwiększenia aktywności obywatelskiej mieszkańców. Wzięło w nim udział 55 osób reprezentujących dzielnice Gdańska (jeden przedstawiciel na 10 tys. mieszkańców). W pierwszej kolejności losowani są mieszkańcy spełniający kryteria reprezentatywności próby (ok. 100 osób na jedno kryterium), do nich wysyłane są zaproszenia. Spośród tych, którzy odpowiedzą, losowany jest już ostateczny skład.
Dotychczas panel obywatelski (za każdym razem konstruowany od nowa) zajmował się poprawą jakości powietrza oraz tym, „jak lepiej przygotować Gdańsk na wypadek ulewnych opadów deszczu w ramach adaptacji miasta do zmian klimatu”. Tym razem uczestnicy zastanawiają się, jak zwiększyć aktywność obywatelską, koncentrując się na zagadnieniach zadanych władze miasta:
1. Jak wspierać kształtowanie aktywności obywatelskiej w szkołach?
2. Jak wspierać aktywność obywatelską wśród osób dorosłych?
3. Jak wzmocnić narzędzia partycypacji obywatelskiej?
4. Jak wspierać równe traktowanie na poziomie miasta?
Pierwszy dzień panelu wypełniła praca z ekspertami zajmującymi się edukacją i rozwiązaniami edukacyjnymi mającymi znaczenie dla aktywności obywatelskiej, demokracji, zaangażowania. Mnie przypadł w udziale głos wprowadzający, który wykorzystałem na opowieść „o niewidocznej aktywności obywatelskiej”, czyli syndromie Koziołka Matołka. Cierpimy na ten syndrom w Polsce, cały czas narzekając na niską aktywność i zaangażowanie Polaków, nie dostrzegając istniejących form aktywności umykających znormalizowanym statystykom.
Bo prawdą jest, że frekwencja wyborcza w Polsce jest bardzo niska, w Gdańsku w wyborach samorządowych w 2014 r. uczestniczyło 40,2 proc. mieszkańców. Czy jednak można być zaangażowanym politycznie obywatelem, jeśli nie jest się aktywnym mieszkańcem włączonym w obieg życia ekonomicznego (praca), kulturalnego, społecznego, religijnego? Przez długi czas po transformacji aktywność zawodowa Polaków nie przekraczała 50 proc., uczestnictwo w kulturze mierzone np. czytelnictwem książek też nie przekraczało 50 proc., praktyki religijne – w diecezji gdańskiej w niedzielnych mszach uczestniczy 38 proc., w końcu zaangażowanie społeczne mierzone współpracą z organizacjami społecznymi to mniej ok. 20 proc.
Tak zaangażowanie polityczne Polaków dobrze koreluje z różnymi wymiarami integracji w wytwarzanie wspólnoty. Czy w tej korelacji kryję się związek przyczynowo-skutkowy? Do pewnego stopnia na pewno, zaangażowanie demokratyczne w sprawy polis musi mieć ugruntowanie w praktyce dnia codziennej troski o siebie i najbliższe otoczenie. Czy w takim razie drogą do zwiększenia aktywności obywatelskiej będzie np. edukacja kulturalna mająca na celu zwiększenie uczestnictwa w kulturze?
Odpowiedzieć można pytaniem: czy aby nie gubimy form aktywności ekonomicznej, kulturalnej, społecznej niewidocznych w statystykach, bo rozwijanych poza obiegiem instytucjonalnym? To oczywiście gospodarka nieformalna (nie tylko szara strefa, ale też sieci wymiany sąsiedzkiej, nieodpłatna praca domowa), pozainstytucjonalne praktyki kulturowe, zwłaszcza młodych ludzi, nieznajdujących dla siebie miejsca w istniejących instytucjach. W końcu zjawisko, które nazywam autarkią obywatelską, kiedy w pojedynkę lub wspólnie, dzięki dostępnej infrastrukturze (np. internet), zaspokajamy potrzeby, których nie potrafi efektywnie dostarczyć, choć powinna, władza publiczna.
To wszystko składa się na zjawisko tworzenia kontrspołeczeństwa (pojęcie to rozwijane jest intensywnie przez socjologów francuskich), którego efektem jest nie tylko tworzenie się form aktywności społecznej poza radarem instytucji i organizacji. Zaangażowanie to może prowadzić do form ekspresji politycznej, czyli świadomej interwencji w sferze publicznej w celu jej zmiany – np. alarm smogowy, masa krytyczna, działania lokatorskie. Kontrspołeczeństwo ujawnia się jako kontrdemokracja.
W Polsce to zjawisko ma szczególne znaczenie, bo demokracja ze względu na wspomniane niskie poziomy partycypacji degeneruje się nie, jak bywa, tyranią większości, tylko tyranią aktywnej mniejszości (z reguły aktywnej politycznie klasy średniej, która mechanizmy demokracji reprezentacyjnej wykorzystuje często do przejmowania publicznych zasobów). Cała sztuka polega na tym, by nauczyć się rozpoznawać i dostrzegać kontrspołeczeństwo w działaniu i wykorzystywać potencjał kontrdemokracji do demokratyzowania miejskiej (krajowej) demokracji. W przeciwnym wypadku grozi zawsze korekta populistyczna.
Moje wystąpienie było jednym z wielu, uczestnicy panelu podczas bardzo intensywnego dnia chłonęli wiedzę, którą będę poszerzać podczas kolejnych podobnych sesji, a potem zajmą się wypracowywaniem rekomendacji. Losowa metoda wyboru powoduje, że praktycznie nikt wzajemnie się nie zna, są to rzeczywiście „zwykli mieszkańcy”. I właśnie to spotkanie wokół sprawy miasta, gdzie student, 80-letnia emerytka, inżynier ze stoczni rozmawiają z sobą, niezależnie od politycznych poglądów, z szacunkiem i chęcią zrozumienia – jest najniezwyklejszym aspektem panelu obywatelskiego.
Gratuluję Gdańskowi, że zdecydował się na wprowadzenie panelu obywatelskiego – rzecz godna polecenia wszystkim polskim miastom.