Płaca dla wszystkich, praca dla każdego
W Polsce ciągle emocje wzbudza program 500+, określany przez wielu „rozdawnictwem”, które rzekomo ma rozleniwiać i demoralizować lud polski. By nie powtarzać tych samych argumentów, proponuję ucieczkę do przodu i rozmowę o powszechnym dochodzie podstawowym. Tak, o pensji dla każdego.
Dobrego pretekstu do takiej rozmowy dostarczył najnowszy numer „Praktyki Teoretycznej”, zredagowany przez znawcę tematu, Macieja Szlindera. Autorzy numeru analizują dwie radykalne innowacje dotyczące pracy i wynagrodzenia: powszechny dochód podstawowy i gwarantowane zatrudnienie.
Zapewne dla wielu osób jedno i drugie rozwiązanie wydaje się pochodzić z księżyca, jednak ich źródła mają zdecydowanie bardziej ziemski charakter. I też nie tylko lewicowy, bo o dochodzie podstawowym pisał nawet Hayek (Law, Legislation, Liberty, tom 3):
The assurance of a certain minimum income for everyone, or a sort of floor below which nobody need fall even when he is unable to provide himself, appears not only to be a wholly legitimate protection against a risk common to all, but a necessary part of the Great Society in which the individual no longer has specific claims on the members of the particular small group into which he was born.
Ten krótki wyimek jest kwintesencją libertariańskiego myślenia o dochodzie podstawowym jako formy wsparcia wolności jednostki poprzez uwolnienie jej od zobowiązań wobec „gemeinshaft”, najbliższej wspólnoty, w jaką się wchodzi z chwilą urodzenia. Do tej linii argumentacji odwołał się niedawno Mark Zuckerberg w swym wystąpieniu w Harvardzie, gdzie mówił:
We should have a society that measures progress not just by economic metrics like GDP, but by how many of us have a role we find meaningful. We should explore ideas like universal basic income to give everyone a cushion to try new things.
Szef Facebooka idzie nawet dalej, bo cała jego mowa koncentruje się na konieczności promowania innowacyjności we wszystkich obszarach życia i dochód dla wszystkich byłby zachętą do podejmowania ryzyka, do aktywnego korzystania ze swojej wolności. Tu już można szukać związków między argumentacją Zuckerberga a koncepcją rozwoju Amartyi Sena i Marthy Nussbaum, tzw. capabilities approach, która mówi o konieczności wspierania potencjału każdego.
Ciągle jesteśmy w kręgu myśli liberalnej. Oczywiście, strona lewicowa może dostarczyć swoje argumenty, co doskonale robi „Praktyka Teoretyczna”. Warto zauważyć, że hasło PDP pojawiło się podczas ostatnich wyborów prezydenckich we Francji w programie Benoît Hamona, kandydata Partii Socjalistycznej. O szwajcarskim referendum w sprawie PDP nie będę już nawet wspominał, bo pisałem o nim rok temu w POLITYCE.
Dyskusja o PDP jako jednym z elementów nowej umowy społecznej, która miałaby przebudować i zmodernizować system społeczno-gospodarczy, tak by odpowiadał zarówno strukturze potrzeb, jak i technicznym możliwościom ich zaspokajania oraz wytwarzania wartości rozwija się. W tym kontekście dość żałośnie wygląda nasz spór o 500+, gdzie przy dość prostym programie nie jesteśmy w stanie wyjść poza wiktoriańskie klisze o krzywdzie, jaka się dzieje mieszkańcom dawnych PGR-ów, bo za sprawą tej kasy stracili motywację do pięcia się po drabinie człowieczeństwa, do którego jedyną drogą jest praca i przedsiębiorczość. Cóż, problemem Polski jest nie tylko anachroniczna, węglowa struktura gospodarki, ale i anachroniczna filozofia społeczna, którą ciągle jak widmo straszą w publicznej debacie, wbrew trendom i faktom.
Zachęcam zatem do lektury „Praktyki Teoretycznej”, na rozgrzewkę proponuję tekst, jaki popełniłem w 2010 r., zbierając argumenty, dlaczego rozmowa o PDP staje się coraz bardziej konieczna.