Referendum szkolne. Popieram
Popieram inicjatywę przeprowadzenia referendum szkolnego, w którym obywatele mieliby szansę wypowiedzieć się na temat mającej wejść życie 1 września b.r. reformie systemu oświaty. Oświata jest zbyt poważną sprawą – mocą obowiązku szkolnego i edukacyjnego obejmuje wszystkich mieszkańców Polski w pewnej kategorii wiekowej, więc nie można przy niej nieodpowiedzialnie majstrować wykorzystując do tego mandat polityczny udzielony tylko przez część, i to mniejszą, społeczeństwa. Tak, polska oświata potrzebuje zmian ale tzw. reforma przez ministry Zalewskiej blokuje szansę na zmiany, jakie rzeczywiście są potrzebne.Popieram inicjatywę referendum szkolnego, choć zdaję sobie sprawę, że wiąże się ona z ryzykiem. Ryzyko najbardziej oczywiste, że mimo mobilizacji inicjatywa nie osiągnie celu, czyli nie zatrzyma rozpędzającego się pociągu. Ryzyko mniej oczywiste ale poważniejsze, że dyskusja o edukacji ulegnie logice politycznej polaryzacji, a jej stawką nie będzie przyszłość polskiej szkoły, tylko kolejny odcinek spektaklu „odsunąć PiS od władzy”. Trzeba zrobić wszystko, by tego właśnie ryzyka instrumentalizacji referendum na potrzeby bieżącej, partyjnej walki politycznej uniknąć. Bo niezależnie od wyniku tej walki przegra szkoła.
O wygranej będzie można mówić nawet wówczas, gdy formalnie inicjatywa polegnie bo głos obywateli zostanie zignorowany przez władzę ale mobilizacja wokół referendum doprowadzi do uspołecznienia problematyki oświaty. Do uspołecznienia, którego efektem będzie szeroka ogólnopolska dyskusja o tym, jakiej szkoły w Polsce będącej ważną częścią Unii Europejskiej potrzebujemy, by jej wychowankowie byli odpowiedzialnymi i kompetentnymi obywatelami świata, jaki nadchodzi. Niestety, taka debata nigdy w Polsce się nie odbyła – owszem, było wiele ważnych inicjatyw, temat edukacji wielokrotnie podejmował Kongres Obywatelski. Endemiczną jednak cechą polskiej administracji oświatowej, zwłaszcza na poziomie państwowym był i jest autyzm, niezdolność do rozmowy. Tej dysfunkcji nie zniwelują najdoskonalsze nawet techniki pomiarowe i ewaluacyjne, pokazujące mniej i bardziej imponujące postępy uczniów.
Szkołę trzeba uspołecznić nie tylko wciągając do debaty o jej przyszłości rodziców dzieci zagrożonych reformą ministry Zalewskiej. Szkoła jest sprawą wszystkich, nawet jeśli sobie z tego nie zdają sprawy – przekonują się o tym mieszkańcy polskich gmin, często zbyt późno, gdy dotknie ich kryzys w postaci decyzji lokalnych władz o zamknięciu nierentownej placówki. Nagle okazuje się, że nie zajmowała się ona jedynie „świadczeniem usługi edukacyjnej”, lecz była centrum aktywności społeczno-kulturalnej podtrzymującym funkcjonowanie całej wspólnoty. Dziś tę świadomość wagi szkoły musimy podnieść na poziom ogólnospołeczny. Jeśli uda się tego dokonać podczas prac nad referendum, odniesie ono sukces niezależnie od jego ostatecznego rozstrzygnięcia. Uczynienie szkoły sprawą społecznej świadomości i odpowiedzialności będzie najlepszym antidotum na polityczny woluntaryzm, czy raczej polityczną dezynwolturę władzy.
Dlatego popieram referendum szkolne.