USA. Zhakowane wybory
Kończy się liczenie głosów w Stanach Zjednoczonych. Rośnie przewaga Hillary Clinton nad Donaldem Trumpem w liczbie wyborców, którzy ją poparli – różnica przekroczyła już 2 mln, a więc 1,6 proc.
To jednak Donald Trump będzie prezydentem, bo zdołał uzyskać niewielkie przewagi w trzech kluczowych stanach, co zapewniło mu większość głosów elektorskich decydujących o ostatecznym wyniku.
Dziwne? Dziwne, a nieprawdopodobny wynik ciągle budzi emocje. Ostatnio wzmacniane podejrzeniami, że wybory mogły być zhakowane. Amerykańskie głosowanie wykorzystuje rozwiązania techniczne, jakie od dawna budzą wątpliwości ekspertów od cyberbezpieczeństwa. Gdy więc okazuje się, że o losie największego mocarstwa ma zadecydować różnica kilku tysięcy głosów (w Michigan 0,2 proc.), rodzą się wątpliwości. Jill Stein, kandydatka Partii Zielonych, rozpoczęła kampanię na rzecz ponownego przeliczenia głosów w trzech kluczowych stanach: Michigan, Wisconsin i Pensylwanii.
Niezależnie od słuszności podejrzeń o ewentualny hacking lub pomyłki techniczne i rachunkowe Clinton może się pochwalić, że w rankingu mierzącym liczbę zdobytych głosów w wyborach z wynikiem nieco ponad 64,4 mln zajęła trzecie miejsce, lepszy dwukrotnie był od niej Barack Obama (69,5 mln w 2008 r. i 65,5 w 20012 r.). Dla porównania Bill Clinton w 1992 r. zdobył niespełna 45 mln głosów (co prawda USA były wtedy mniej liczebne).
Dlaczego więc Clinton przegrała, choć uzyskała tak dobry wynik? Inne niż spiskowe wyjaśnienie można wyczytać w rozmowie „Forbesa” z Jaredem Kushnerem, zięciem Donalda Trumpa i mózgiem jego kampanii. Ciekawy jest opis całej technologii zastosowanej przez obóz Trumpa, najważniejsze jednak okazały się ostatnie dni. Techniki data mining umożliwiały modelowanie sytuacji wyborczej, gdy pojawiła się szansa zdobycia bastionów Clinton, wspomnianych trzech stanów. Kushner rzucił wszystkie siły na wyborczy front: celowana reklama w lokalnych telewizjach, telemarketing, w końcu aktywiści pukający do drzwi. Wystarczyło, by wyrwać te kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy głosów, które okazały się ważniejsze od milionów.
Można więc stwierdzić, że rzeczywiście, wybory w USA zostały zhakowane – sztab Trumpa wykorzystał do perfekcji technologie analityczne do profilowania i badania elektoratu oraz spersonalizowanego celowania, by uzyskać minimalną, lecz znaczącą różnicę. Clinton również postawiła na technologię, zainwestowała w nią nawet bardziej niż Trump, za jej kampanią stał system informatyczny Ada analizujący najdrobniejsze szczegóły kampanii. Czegoś jednak zabrakło.
Clinton, po pierwsze, zbyt mocno zawierzyła technologii, o co miał pretensje Barack Obama, a zbyt mało uwagi poświęciła bezpośredniej walce o poparcie w terenie. Pod drugie, Kushner jest doświadczonym przedsiębiorcą, ale nowicjuszem w polityce. Siłą rzeczy stosował kategorie biznesowe, patrząc na wybory z punktu widzenia uzyskania jak największego zwrotu inwestycji. Skupił się więc na kluczowych marginesach, wiedząc z sondaży, że Clinton ma za sobą masę.
Pod każdym względem niezwykłe wybory. Będzie co analizować przez najbliższe tygodnie, gdy na jaw wychodzić będą kolejne szczegóły kampanii.