Nicea. Terror, głupota, podłość

NiceaFrancja znów zaatakowana, i to 14 lipca, w swe święto narodowe.

Przed zamachem nie uchronił stan wyjątkowy wprowadzony po atakach na Paryż w listopadzie ubiegłego roku. Ale też nie doprowadziła do niego polityka „multikulti” Zachodu ani malowanie kwiatków w kolorze tęczy, jak stwierdził minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. O dwa dni wcześniejszy szoł ministry Anny Zalewskiej u Moniki Olejnik blednie przy tym. Podłość, ignorancja, cynizm, a może wszystko na raz?


Daesz, czyli tzw. Państwo Islamskie, przyznało, że nicejski zamachowiec był jego bojownikiem. Tym samym atak na Niceę wpisuje się w trwającą od kilku lat wojnę z Daesz, w którą angażuje się aktywnie Francja.

Daesz, a tym samym i wojny, nie byłoby najprawdopodobniej, gdyby nie wojenna agresja na Irak w 2003 r. przez koalicję z USA na czele, wspierana czynnie przez Polskę. Francja tej wojnie była przeciwna. Dziś jednak przeznacza znaczne siły na powstrzymywanie islamizmu ze świadomością kosztów i ryzyka, jakie to niesie. Jason Burke wyjaśnia w „Guardianie”, dlaczego akurat Francja jest na celowniku Daesz:

One reason that France is a particular target is down to a specific decision by Islamic State to target it. In September 2014, shortly after the beginning of airstrikes by a US-led coalition which includes France, the chief spokesman for Isis, Mohammad al-Adnani, singled out the “spiteful French” among a list of enemies in a speech calling for the group’s sympathisers to launch attacks across the west.

Undoubtedly, the role France has historically assumed as standard bearer of western secular liberalism has also put the nation in the spotlight. Islamic extremists may see the US as a source of moral decadence and economic exploitation, but France is seen as an atheist power which is both defending western ideals such as human rights, free speech and democracy and, in the eyes of jihadis, trying to impose them on the Islamic world.

Co najważniejsze, wojna z islamistami przynosi skutki, terytorium pod kontrolą Daesz kurczy się. Jak wyjaśnia w „Wyborczej” Patrycja Sasnal, atak na Niceę to raczej oznaka słabości niż siły islamistów. I twierdzi, że francuskie siły specjalne na pewno coraz lepiej rozpracowują środowiska fundamentalistyczne, dzięki czemu nie było żadnych incydentów podczas Euro. Co jednak tym bardziej zmusza do pytań o zaniedbania, jakie spowodowały, że nicejski atak stał się w ogóle możliwy.

W tym kontekście wypowiedzi Mariusza Błaszczaka, ministra spraw wewnętrznych Polski, powtarzane z uporem budzą grozę i obrzydzenie jednocześnie. Obrzydzenie, bo minister wykorzystuje francuską tragedię do tego, żeby cynicznie forsować polityczną agendę swojego ugrupowania. Jej elementem jest ksenofobia, wyrażająca się w krytyce wielokulturowości i niechęci do różnorodności. Bo czy kwestia o tęczowych kwiatuszkach i LGBT poruszana w kontekście krwawego zamachu to przypadek warty zbadania przez psychoanalityka, czy celowa wypowiedź mająca budować wrażenie, że źródłem zagrożeń są wszelkie odstępstwa od „zdrowej normy”?

Jeszcze bardziej szokują słowa ministra o tym, że najlepszym sposobem na islamizm będzie powrót do korzeni i rechrystianizacja Europy. Błaszczak odwołuje się przy tym do Jana Pawła II, zapomina jednak, co niedawno o Europie powiedział jego następca, Franciszek (także odwołując się do myśli Wojtyły). Papież odbierając nagrodę Karola Wielkiego, w ogóle nie mówił o chrześcijaństwie, tylko o idei Europy jako zdolności do syntezy:

Redukcjonizmy i wszystkie zamiary uniformizacji wcale nie rodząc wartości skazują nasze narody na okrutne ubóstwo: ubóstwo wykluczenia. Nie wnosi ono wcale wielkości, bogactwa i piękna, powodując nikczemność, ciasnotę i brutalność. Zamiast nadawać duchowi szlachetność, nadaje jemu miernotę.

Korzenie naszych narodów, korzenie Europy zostały skonsolidowane w trakcie jej historii, ucząc się włączania w nieustannie nowych syntezach najróżniejszych kultur, nie mających między sobą wyraźnego powiązania. Tożsamość europejska jest i zawsze była tożsamością dynamiczną i wielokulturową.

Francja właśnie, jak pokazał Burke, jest wyrazicielką takiej idei Europy. To, co proponuje rząd PiS reprezentowany przez Błaszczaka, jest zaprzeczeniem europejskich wartości, bo właśnie wyraża wspomniany przez Franciszka redukcjonizm prowadzący do duchowego ubóstwa. Powtórzmy Franciszka: Zamiast nadawać duchowi szlachetność, nadaje jemu miernotę.

Pół biedy, że minister Błaszczak jest ignorantem mającym niewielkie pojęcie o Europie i społeczeństwach Zachodu. O wiele gorsze jest to, że za tą ignorancją idzie podobna niechęć do europejskich wartości, jaką wyrażają inni ich wrogowie. Najgorsze, że na tej ignorancji budowana jest obecnie polityka bezpieczeństwa w Polsce.

Nie wiem, czy Mariusz Błaszczak wierzy w to, co mówi. Mam wątłą nadzieję, że służby analityczne naszych służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo dysponują lepszym rozpoznaniem rzeczywistości, a cała absurdalna gadanina ministra w mediach służy bieżącej polityce obliczonej na ignorancję elektoratu. Wątpliwości jednak zostały zasiane, a w świat poszedł kolejny kompromitujący Polskę komunikat.