A więc Brexit
No to Wielka Brytania wypisuje się z Unii Europejskiej. David Cameron uznał wyniki referendum i zapowiedział rezygnację w październiku podczas konferencji Partii Konserwatywnej. Zaczyna się nowa epoka nie tylko w historii Zjednoczonego Królestwa, londyńskie City ciągle jest finansową stolicą świata i decyzje podejmowane przez Brytyjczyków mają wpływ na cały świat.
Konsekwencje Brexitu trudno jeszcze przewidzieć. Philip Hammond, mister spraw zagranicznych, stwierdził w poreferendalny poranek, że choć UK ciągle formalnie jest w Unii Europejskiej, to pozycja Londynu bardzo osłabła i tym samym też osłabła siła Unii Europejskiej – choćby w konfrontacji z Rosją Władimira Putina. O ile bowiem NATO jest dobrą tarczą obronną, to Unia doskonale nadawała się do innych działań, jak choćby dyscyplinowanie poprzez sankcje. Najsilniejszy po Niemczech gracz w UE wypada z gry.
Co to oznacza dla UE? Efekt domina? Reorganizację wokół „twardego jądra”? Wokół strefy euro? Tak czy inaczej Polska stawiająca na UK jako najważniejszego strategicznego sojusznika ląduje na marginesie.
To jednak nie te kalkulacje najbardziej mnie interesowały, lecz rozkład wyników – najbardziej „polskie” z angielskich miast, czyli Boston, aż w 75 proc. poparło Brexit (co można zrozumieć w reportażu przedreferendalnym „Le Monde”, pokazującym wzrost nastrojów antyimigranckich wraz z napływem Polaków i innych przybyszy z Europy Środkowej). Za Brexitem była praktycznie cała Anglia z wyjątkiem Londynu (a i tu kilka dzielnic też poparło rozwód z UE). W tym rozkładzie widać wyraźnie, że stawką tych wyborów była nie tyle Unia Europejska, ile sama polityka i sposób jej funkcjonowania, którego aspektem jest coraz większa alienacja politycznych elit. Przez cały świat przetacza się wielka, populistyczna korekta systemów politycznych. Trudno przewidzieć jej konsekwencje, choć fakt, że najbardziej zaangażowane w tę korektę są siły prawicowo-nacjonalistyczne lub izolacjonistyczne (jak w USA), podpowiada prawdopodobny scenariusz.
Brexit pokazał, że nie sprawdziło się liberalne przekonanie o prymacie racjonalności ekonomicznej, która ma chronić przed ekscesami irracjonalnych emocji. Pierwszą wojnę światową wbrew rozsądkowi prowadziły kraje o największych współzależnościach gospodarczych. Sto lat później nierozerwalne wydawałoby się więzi gospodarcze łączące uczestników Unii Europejskiej nie miały większego znaczenia dla biorących udział w brytyjskim referendum.
I to jest właśnie dziś problemem – stan polityki i demokracji. Brexit sam w sobie, dramatyczny, jest jednak tylko symptomem znacznie poważniejszej choroby.