Duma i wstyd. Przemysław Czapliński w natarciu

W ostatnim „Dużym Formacie” rozmowa Grzegorza Sroczyńskiego z Przemysławem Czaplińskim o dumie i wstydzie, głównych zdaniem badacza emocjach napędzających dziś Polaków.

Nieco wcześniej ukazał się tekst ciągły „Wspólnota wstydu, wspólnota dumy”, a jeszcze wcześniej, bo już rok temu, na wiele miesięcy przed „dobrą zmianą”, Przemysław Czapliński napisał otwierający tekst raportu „Reforma kulturowa 2020-2030-2040″, diagnozując wyczerpanie paliwa emocjonalnego dla polskiej modernizacji.

To najważniejsze bodaj teksty diagnostyczne dotyczące „polskiej duszy”, jakie ukazały się w ostatnim czasie – wymieniłem kilka ich wcieleń, by pokazać, że Przemysław Czapliński pracował nad swoimi tezami od dłuższego czasu, czego zresztą miałem przyjemność być świadkiem nie tylko jako pilny czytelnik, ale i rozmówca. To, co uderzyło mnie już wiele lat temu, to zdiagnozowane przez Czaplińskiego na podstawie analizy literatury rosnące przyzwolenie na przemoc, i to po wszystkich stronach ideowych publicznej debaty.

Wychwyciłem ten wątek wyczulony po pracy nad swoją książką „Miłość, wojna, rewolucja”, w której przemoc jest kluczową kategorią poddawaną analizie. W diagnozie Czaplińskiego rosnący potencjał przemocy w literaturze jest symptomem rozpadu wspólnoty jako struktury komunikacyjnej. Gdy ludzie tracą zdolność do porozumiewania się, gdy czują, że ich głos nie ma szansy przebicia się, sięgają po medium ostateczne, przemoc, jako narzędzie ekspresji (poniżej nagranie rozmowy z 2013 r.).

We wspomnianych tekstach Przemysław Czapliński idzie jednak dalej, przemoc jest właśnie symptomem złożonego procesu polskiej modernizacji, który nigdy nie był wspólnym projektem wszystkich, nie tworzył podstawy dla „wspólnoty Polaków”, lecz raczej był podstawą do konstruowania świadomie lub nieświadomie sfer wykluczeń. Napięcie między dumą i wstydem było kluczowe w sensie emocjonalnym, podobnie jak napięcie między modernizacją i modernizmem było i jest kluczowe w sensie strukturalnym.

Tak więc dla części nowoczesność związana choćby z przynależnością do Zachodu oznacza gotowość na modernizację, a więc zgodę na umowne autostrady, lecz jednocześnie niechęć do modernizmu, czyli modernizacji kulturowej polegającej na uznaniu wielokulturowości, pluralizmu etc.

Dla innych niechęć do zmian i przywiązanie do swojskości to wyraz obciachu i niedojrzałości. Nie będę dalej relacjonował tez Czaplińskiego, bo w jego teksty trzeba się uważnie wczytać. Jeden z nich puentuje:

Nie udało się polskim liberałom zbudować społeczeństwa zbiorowego wstydu i jednostkowej dumy. Wątpię jednak, czy uda się polskim narodowcom zbudować społeczeństwo zbiorowej dumy i jednostkowego wstydu. Pierwszy projekt wyglądał tak, jakby akceptowano w nim zróżnicowanie społeczne po to, by osłabiać zbiorowe więzi; w drugim projekcie wzmacnia się zbiorowe więzi, by eliminować zróżnicowanie społeczne. Niezależnie jednak od faktycznej porażki pierwszego pomysłu i pyrrusowego zwycięstwa praktyki drugiej, jasne się stało, że żadne społeczeństwo nie funkcjonuje bez więzi i bez zbiorowych emocji. Łatwiej wyobrazić sobie długie trwanie polskiej prawicy narodowej, niż zwycięstwo jakiejkolwiek opozycji, jeśli owa opozycja nie będzie miała nowych pomysłów na zbiorowe afekty. Rządzenie przez wytwarzanie konfliktów na linii „naszość – obcość” może okazać się destrukcyjne, ale żadna zmiana opcji politycznej nie zakryje roli, jaką w polskiej teraźniejszości odgrywa dynamika wstydu i dumy. Co zrobić z tą parą ważnych i groźnych emocji, działających niszczycielsko zawsze wtedy, gdy dumę czerpiemy z cudzego wstydu? Być może powinniśmy dążyć do tego, abyśmy jako członkowie społeczeństwa umieli powiedzieć: jesteśmy dumni, ponieważ potrafimy doświadczać wstydu. A potrafimy doświadczać wstydu z racji krzywd, które ktoś w imię przynależności do naszej wspólnoty wyrządził słabszym.

Czułbym się dumny, mogąc należeć do takiego społeczeństwa.

Czułbym się podobnie dumny jak Przemysław Czapliński. Muszę jednak do jego rozważań nad afektywną stroną polskich prób konstruowania wspólnoty dorzucić wątek, jakim wprost się on nie zajmuje. To uwarunkowania strukturalne wynikające z półperyferyjnego położenia Polski, które jest źródłem nieustannej neurozy polegającej na przymusie „doganiania”. Niezależnie od tego, kto rządzi, lubi wyciągać tabele dynamiki wzrostu PKB, by na ich podstawie wyliczać, kiedy Polska doścignie Niemcy. Na razie zdaje się dogoniliśmy Grecję (bardzo nam w tym pomogła swoją zapaścią), zbliżamy się do Portugalii, kiedy więc Niemcy?

Tak jakby fakt dogonienia zachodniego sąsiada był oczywistą oczywistością, kwestią tylko metoda, czyli sposób modernizacyjnej mobilizacji: czy plan Balcerowicza, plan Hausnera czy też raczej plan Morawieckiego? Problem w tym, że akurat w tej dyscyplinie, jaką jest ściganie się na PKB w zglobalizowanej i zdominowanej przez kapitał finansowy gospodarce, lokalne plany tworzone na peryferiach systemu nie mają decydującego wpływu na sytuację makroekonomiczną w dłuższej perspektywie.

Wystarczy popatrzeć na kondycję Polski, Słowacji i Węgier – mimo zupełnie różnych trajektorii po 1989 r. jesteśmy w podobnej sytuacji, jeśli chodzi o zgeneralizowane wskaźniki, zarówno makroekonomiczne, jak i związane ze skutecznością np. modernizacji technologicznej (choćby cyfryzacja państwa). Wybijają się Czesi.

Ten częściowy przynajmniej strukturalny determinizm wynikający z miejsca w globalnym „łańcuchu tworzenia wartości” powoduje, że suwerenność, czyli sprawczość lokalnych polityk, sprowadza się de facto do zarządzania zidentyfikowaną przez Czaplińskiego dialektyką dumy i wstydu, z tym że o istnieniu tej dialektyki decyduje właśnie owa peryferyjność. To ona jest źródłem napięcia opisywanego przez Jamesa M. Wilce’a w książce „Crying Shame. Metaculture, Modernity, and the Exaggerated Death of Lament”.

Wilce pokazuje, podobnie jak Czapliński, że źródłem wstydu jest przywiązanie do przednowoczesnych praktyk kulturowych (tu dla niego kluczową jest lament jako sposób społecznego, utrwalonego kulturowo radzenia sobie ze stratą). Nowocześni nie oddają się takim praktykom, ale cała nowoczesność, jak pokazuje Wilce, jest rodzajem lamentu za tym, co wraz z modernizacją utraciliśmy w nieustannym procesie zmiany.

W sytuacji społeczeństwa peryferyjnego, niezarządzającego w pełni swoim rozwojem, pojawia się rodzaj napięcia, pytania: czy rzeczywiście warto rezygnować ze starych form życia w zamian za autostrady, skoro i tak, nawet jeśli z nich zrezygnujemy, szanse na dogonienie centrum są znikome? Czy zatem determinizm wynikający z układu centrum-peryferia jest nieusuwalny, a tym samym ciągłe reprodukowanie się napięcia między dumą i wstydem – jako głównymi emocjami organizującymi polskie życie wspólnotowe?

Próby odpowiedzi w kolejnych wpisach, poniżej niemiecki klip o tym, jak Niemcy nauczyli się być dumni z braku dumy.