Bojowy chrzest Polski

Rocznica Chrztu Polski wypadła w tygodniu szczególnym.

Najpierw Freedom House w raporcie o stanie demokracji w Europie Środkowej, Wschodniej i Eurazji obniżył „demokratyczny rating” Polski, potem Parlament Europejski zdecydowaną większością głosów przyjął rezolucję w sprawie naszego kraju, a Watykan skarcił nasz Kościół za pomysł dopuszczenia abp. Paetza do uroczystości jubileuszowych. I co z tego?

FreedomHouse

Czterej jeźdźcy Apokalipsy, źródło: Freedom House

No właśnie, obóz władzy zdaje się nie przejmować zbytnio połajanką, o czym świadczy wybór nowego sędziego do Trybunału Konstytucyjnego (z awanturą o Kornela Morawieckiego w tle) i robi swoje. Najwyraźniej liczy na to, że Unia Europejska szybciej będzie ulegała dekompozycji, niż zdoła rzeczywiście egzekwować swe stanowisko wobec Polski.

Po aferze z Panama Papers pozycja Davida Camerona w roli lidera frontu proeuropejskiego osłabła i opcja Brexit stała się o wiele bardziej realna. O procesie dekompozycji mówi ciekawie Pierre Rosanvallon w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Najwyraźniej Jarosław Kaczyński liczy, że czas pracuje na jego korzyść, choć oczywiście rozpad Unii byłby większą katastrofą niż rządy PiS nie dlatego, że nie miałby kto dalej karcić autorytarnych zapędów Prezesa, tylko dlatego, że oznaczałoby to w ogóle zmianę warunków polityki międzynarodowej z trudnymi do przewidzenia konsekwencjami.

Próbować przewidywać jednak trzeba, w kontekście polskim raczej ponure wizje przedstawili rozmówcy „Wyborczej”, Radosław Markowski coraz bardziej przekonany, że kolejnych wyborów może już nie być lub będą tak ustawione, że PiS będzie rządziło nadal; Karol Modzelewski dopatrujący się ironii historii w tym, że w 1050. rocznicę chrztu Polska skręca w kierunku pogaństwa i antyeuropejskości; wspomniany Pierre Rosanvallon wskazujący, że po ewentualnej dekompozycji Unii na pewno odtworzy się jej jądro, choć Polska raczej się w nim nie znajdzie.

Najbardziej jednak ponury i godny uważnej lektury jest wywiad z Joanną Tokarską -Bakir, niewahającą się stawiać tezę, że w Polsce trwają procesy faszyzacji:

„Czy to nie jest jednak przesada – porównywać Kaczyńskiego do Hitlera?
A czym pani mierzy zasadność porównania lub jej brak? Bo moim zdaniem rozstrzyga tertium comparationis, czyli podstawa porównania.

W rozpatrywanym przypadku stanowi ją faszyzm rozumiany wcale nie jako obelga, tylko pojęcie analityczne, opisujące specyficzny typ rządzenia masami.

Pewien, jak to mówi filozof Michel Foucault, typ władzy pasterskiej, tyle że nieoparty na pokoju, lecz na celowym dążeniu do wojny społecznej. Charakteryzuje go autorytaryzm, walka z trójpodziałem władzy, dążenie do podporządkowania sobie opozycji i stworzenia bezwzględnej dominacji ideowej.

Zasadniczą rolę w debacie, ułatwionej przez zagarnięcie mediów publicznych, odgrywa polityczne naginanie faktów, które dominuje nad wszelką merytoryczną dyskusją. W razie gdyby dotychczasowe elity nie poparły punktu widzenia władzy, powołuje się własne elity. Argumentem ostatecznym w ustalaniu prawdy o faktach jest twierdzenie o narodzie jako ostatecznym źródle porządku politycznego.

Ponadto system ten powołuje się na specyficznie sformatowany patriotyzm piętnujący jako zdradę wszelką krytykę państwa, szczególnie za granicą.

Do kompletu brakuje tylko przemocy – i oby jej zawsze brakowało. Ten typ władzy gra na tęsknocie za doczesnym wybawicielem, z którym ludzie utożsamiają się tym bardziej, im bardziej czują się bezwartościowi.

Możemy mieć zatem własny faszyzm?
Czyżbyśmy już go nie mieli? Pokażę pani coś. To gazeta »Narodowiec« z 3 grudnia 1933 roku, organ Narodowo-Socjalistycznej Partii Robotniczej okręgu krakowskiego. Czytamy w niej o wyborach do rad miejskich w Wielkopolsce i na Pomorzu. »Wykazały one potężny rozwój ruchu narodowego«. Narodowcy zdobyli 814 mandatów, a sanacja tylko 623. Rezultat: »ani jeden Żyd nie wszedł do rad miejskich w omawianych dzielnicach«.

Faszyści piszą tu o wyborach do rad miejskich, bo sanacja »w Krakowie i Małopolsce idąca razem z Żydami, a na Pomorzu i Wielkopolsce razem z Niemcami« blokowała im dostęp do parlamentu. Tak jak francuska prawica i socjaliści blokują dziś dostęp do niego obu paniom Le Pen [Marine i Marion, córce i wnuczce Jeana-Marie Le Pena, twórcy Frontu Narodowego].

Dzisiejsza Polska to jednak całkiem inny kraj niż sanacyjna Polska i obecna Francja. Gdy w ostatnich wyborach nacjonaliści tacy jak Winnicki weszli do parlamentu z list Kukiza, nie było jakiegoś specjalnego alarmu z tego powodu.

Dlaczego?
Może nie chcemy wierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę?”.

Tokarska-Bakir zwraca uwagę, podobnie zresztą jak jeden z tekstów weekendowego „Guardiana”, że faszyzm swą siłę czerpał ze zdolności mobilizacji środowisk wcześniej apolitycznych, w politykę niezaangażowanych, włączając je do polityki polityką społeczną. Nasza opozycja, poza Razem, zdaje się tego nie rozumieć. I dlatego Prawo i Sprawiedliwość ciągle ma dobre notowania sondażowe.

Dobrą puentą-komentarzem dla minionego tygodnia był „Plac Bohaterów”, sztuka Krystiana Lupy przygotowana z Litewskim Narodowym Teatrem Dramatycznym (premiera miała miejsce w Wilnie w marcu ub.r.) i pokazana w ramach Warszawskich Spotkań Teatralnych.

Jeszcze rok temu czarnowidztwo zaadaptowanego przez Lupę tekstu Thomasa Bernharda było trudno zrozumiałe, dziś wcielone w genialną grę litewskich aktorów pokazuje stawkę nihilistycznego stwierdzenia jednego z bohaterów sztuki: „koniec jest celem”.