Życie po Trybunale
Trybunał Konstytucyjny jest, ale go nie ma. Przegłosowana wczoraj ustawa praktycznie wyłącza tę instytucję z wpływu na stanowienie prawa w Polsce. Na zawsze w pamięci zostanie sejmowy spektakl zarzynania Trybunału, grozę budziła bezceremonialna brutalność PiS i Marszałka Kuchcińskiego. Pokaz siły, której nic nie jest w stanie zatrzymać.
Mam nadzieję, że spektakl ten zapamiętają również zwolennicy PiS, bo choć ich partia wygrała, to oni przegrali tak samo jak my, którzy broniliśmy Trybunału podczas manifestacji 12 i 19 grudnia. Trybunał Konstytucyjny, choć niedoskonale, chronił przed ekscesami władzy.
W poprzednich dwóch kadencjach sejmowych chronił wszystkich obywateli, także wyborców Platformy Obywatelskiej, przed ekscesami tejże Platformy. Każda władza miewa pokusy, by chodzić na skróty i dla politycznej potrzeby naginać lub wręcz łamać krępujące polityczną swobodę reguły prawa. Jak wtedy na przykład, gdy Platforma wbrew ustaleniom ze stroną społeczną za sprawą tzw. poprawki Rockiego zmieniła już w Senacie kształt Ustawy o dostępie do danych administracji publicznej. Trybunał uznał, że sposób wprowadzenia poprawki przez senatora Rockiego był niekonstytucyjny. A przecież to, co zrobił Marek Rocki, było niewinnym „mykiem” w porównaniu do tego, co wyrabia w Sejmie Prawo i Sprawiedliwość od początku kadencji.
Teraz ten bezpiecznik już nie zadziała (chyba że stanie się cud i prezydent skieruje ustawę do Trybunału, by ten zbadał jej konstytucyjność). Prawo i Sprawiedliwość może działać, sparaliżowany Trybunał nie będzie przeszkadzał. Nie będzie przeszkadzał w realizacji programu wyborczego PiS, jak obiecują przedstawiciele tej partii i na co liczą jej zwolennicy. Równie jednak dobrze nie będzie przeszkadzał w nierealizowaniu tego programu. Wszystko będzie zależeć od aktualnej woli politycznej Jarosława Kaczyńskiego. Tak jak wcześniej Trybunał wszystkich chronił, tak dziś wszyscy tej ochrony zostali pozbawieni, w tym braku nie ma podziału na my i oni czy my i wy, w tym braku tworzymy doskonałą wspólnotę.
Jeśli zwolennicy PiS, którzy cieszą się z tego, co wczoraj się stało, myślą, że ekscesów nowej władzy mają powód obawiać się jedynie Polacy gorszego sortu, a oni będą mogli liczyć na nieustanną wzajemną miłość ukochanej partii, raczej szybciej niż później przekonają się o swoim błędzie. I wtedy odkryją, co straciliśmy wszyscy 22 grudnia. Znamienne, że grabarzem z urzędu Trybunału Konstytucyjnego był Stanisław Piotrowicz, PZPR-owski aparatczyk. Partia dała (Trybunał ustanowiono w 1982 r.), Partia zabrała. A to nie koniec, tylko początek rekonstrukcji monopartyjnego systemu demokracji ludowej w Polsce.
Nie ma jednak co się dziwić, że PiS realizuje scenariusz, jakiego nigdy tak naprawdę nie ukrywał. Dziwić może co najwyżej tempo i brutalność, jakie zdumiewają nawet Węgrów doświadczonych dobrą zmianą Viktora Orbána. Nie ma też co pomstować na rodaków, którzy na PiS oddali swój głos, mieli do tego prawo i najwyraźniej też mieli do tego powód. Powód ten trzeba dobrze zrozumieć i zająć się tworzeniem alternatywy na czas, kiedy projekt PiS upadnie, przygnieciony ciężarem wewnętrznych sprzeczności oraz narastającego społecznego oporu.
Potrzebny jest plan B dla Polski, program który swą siłą obnaży słabość pomysłów władzy i zmobilizuje mieszkańców Polski, także tych, którzy głosowali na PiS, do zaangażowania w jego realizację. Taki program można, trzeba tworzyć i realizować, nie czekając na dobrą zmianę, jaką będzie zmiana władzy. Bo im szybciej taki program powstanie i będzie praktykowany, tym szybciej dobra zmiana nadejdzie.