Przebudzenie mocy. Poświąteczny powrót polityki

Miałem nieśmiałą nadzieję, że w poświątecznym komentarzu napiszę o „Gwiezdnych Wojnach”. W Pałacu Namiestnikowskim nastąpiło jednak przebudzenie mocy i prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.

Zapewne nie będzie problemów z jej drukiem, mamy więc nowy stan prawny. Prezydent w wystąpieniu dla mediów tłumaczył swą decyzję, nie przekonał mnie jednak argumentem, żeby zakończyć jałowe dyskusje i zamiast nich prowadzić merytoryczną debatę. Nie wiem, czy Andrzej Duda miał okazję oglądać sejmowe obrady nad projektem ustawy – wszelkie próby merytorycznej dyskusji były brutalnie ucinane zarówno w komisji, jak i podczas obrad plenarnych.

Podpisując ustawę, prezydent akceptuje nie tylko nowy, w zgodnej opinii środowisk prawniczych, niekonstytucyjny akt prawny, ale również akceptuje bezprawie, jakiego wyrazem był proces prac nad ustawą. Jeśli tak mają być procedowane kolejne propozycje większości, np. projekt ustawy inwigilacyjnej, to powody do obaw rosną.

Mirosław Czech w „Gazecie Wyborczej” w tekście napisanym jeszcze przed prezydenckim podpisem analizuje sytuację i zwraca uwagę, że spór o ład konstytucyjny w Polsce będzie trwał. Narasta opór nie tylko w kraju, ale i poza granicami, Czech twierdzi, że administracja Baracka Obamy odsuwa termin spotkania z Andrzejem Dudą właśnie ze względu na zamieszanie i antydemokratyczne pokusy PiS. Sygnały niepokoju płyną z Unii Europejskiej. Zobaczymy, jak z czasem będą się one przekładać na marginalizację Polski w strukturach międzynarodowych, a także na utratę zaufania rynków. Chyba że PiS ma jakąś adekwatną strategię, która pozwoli zniwelować straty polityczne i gospodarcze wynikające z forsowania autorytarnej polityki wewnętrznej. Na razie takiej strategii, poza zapowiedziami, nie było widać.

Początek roku zapowiada się więc ciekawie, a emocji na pewno nie zabraknie i w kolejnych miesiącach. Jak pisałem w poprzednim wpisie, czas ten dobrze wykorzystać na tworzenie programowej alternatywy dla PiS. Oczywiście w sensie politycznym musi taką strategię stworzyć każda partia opozycyjna i nie moją rolą jest podpowiadanie, jak mają wyglądać partyjne programy. Ciekawy jest natomiast wątek, na który zwraca uwagę Krzysztof Wołodźko w „Nowym Obywatelu” (tekst jeszcze przedświąteczny). Szkoda, że tekst napisany jest w poetyce donosu na elity, mainstream etc. – autor posługuje się wielkimi kwantyfikatorami w podobny sposób co Jarosław Kaczyński. I wychodzi mu, że demokracja III Rzeczpospolitej była w rękach neokolonialnej oligarchii działającej w ramach burżuazyjnego konsensusu. Dzisiejszy lament związanych z tą oligarchią wprost lub pośrednio grup skupionych wokół Komitetu Obrony Demokracji z obroną demokracji nie ma nic wspólnego, jest natomiast wyrazem obrony plutokracji.

Toczący się spór jest w istocie sporem między burżuazją narodową, skupioną wokół PiS, a kosmopolityczną oligarchią dążącą do rządów plutokracji. Swój tekst Wołodźko konkluduje:

Nikt przy zdrowych zmysłach, kto uznaje się za lewicę i ma problem z rządami PiS, nie może z tej przyczyny zapisywać się do Komitetu Obrony Plutokracji – nerwowe i interesowne sygnały, jakie dziś płyną w tej materii choćby z obozu Agory, powinny być ostrzeżeniem dla młodszych pokoleń lewicy. Jest sens krytykować partię, która aktualnie rządzi, ale nie ma najmniejszego sensu przy tej okazji poświęcać się dla dobra klasy długotrwale panującej III RP, choć pokusa jak zwykle jest dla lewicy duża.

Wywód Krzysztofa Wołodźki jest spójny, jak zazwyczaj bywają teksty doktrynerskie, nieposługujące się żadnymi odcieniami. III Rzeczpospolita była republiką opartą na wyzysku, państwem reprezentującym interesy wspomnianej oligarchii, więc każdy, kto w systemie III Rzeczpospolitej brał udział, jest potępiony. I każdy, kto próbuje jej bronić, jest poputczikiem oligarchów.

Taka optyka powoduje, że kategoria prawdziwych lewicowców staje się bardzo mało liczna. Nawet jeśli mają przekonanie o swojej moralnej racji, to raczej nie zbudują na niej politycznej siły zdolnej zaproponować alternatywę zarówno dla PiS, jak i wspomnianej plutokracji. Tym zresztą Wołodźko specjalnie się nie zajmuje, tzn. nie analizuje strukturalnych warunków możliwości dla zaistnienia w Polsce „czystej, prawdziwej” lewicy, która miałaby realną siłę. Bez ich wskazania ataki na III Rzeczpospolitą wcale nie prowadzą do wykreowania takiej lewicy, tylko wzmacniają głównego krytyka III RP, PiS. Czyżby więc lewica w Polsce stała wobec trylematu: nie istnieć, a jeśli istnieć, to albo być poputczikiem oligarchii, albo użytecznym idiotą PiS?

Odrzucam ten trylemat, miałby sens, gdyby sens miały wywody Krzysztofa Wołodźki. Zwraca on uwagę na wiele ważnych problemów III Rzeczpospolitej, z niesprawiedliwością społeczną włącznie. Państwo i społeczeństwo są jednak żywym, złożonym procesem, a nie esencją, którą by można opisać za pomocą kilku etykiet, wspierając się cytatem z Engelsa. Spór, który toczy się w tej chwili m.in. w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, nie jest sporem o sprawiedliwość społeczną, ale o filozofię państwa i reguły jego funkcjonowania: czy większe szanse na realizację postulatów sprawiedliwości społecznej daje ustrój liberalnej, świeckiej demokracji czy ustrój demokracji narodowej, z silnym komponentem wyznaniowym?

Nie mam wątpliwości, że większą szansę daje pierwszy wariant i dlatego go popieram. Dobrym wyrazem takiej filozofii państwa jest ogłoszony niedawno raport „Państwo i my. Osiem grzechów głównych Rzeczypospolitej”, opracowany pod kierownictwem Jerzego Hausnera.