PiS na spalonym, Nowoczesna na fali – bilans trzech tygodni

Po trzech tygodniach nowego rządu i ofensywie na Trybunał Konstytucyjny aktywa parlamentarnej większości nie wyglądają wcale imponująco. Najsłabszy punkt – mimo retoryki o woli narodu działania PiS są co najwyżej wyrazem woli prezesa Jarosława Kaczyńskiego i popiera je mniejszość społeczeństwa.

Tym właśnie projekt realizowany przez PiS różni się od projektu, jaki wymyślił dla Węgier Viktor Orbán i bardziej przypomina działania bolszewików, którzy wbrew nazwie też nie mieli poparcia większości społeczeństwa, więc musieli zacząć od zamachu stanu, by dokonać swojej rewolucji.

Plan PiS sypie się też w innym punkcie – źródłem jego legitymacji miała być destrukcja Platformy Obywatelskiej i pewno ciągle możemy spodziewać się działań kompromitujących byłą władzę, z trybunałami włącznie. Tyle tylko, że spektakl ten już traci polityczny sens, bo zamiast tworzyć pustkę po PO służącą PiS – napędzać będzie energii i poparcia Nowoczesnej. Już zapewne trwa produkcja haków i na Nowoczesną, o wiele trudniej jednak będzie je zastosować wobec partii, której nie można obciążyć winą za „polską ruinę”.

Nowoczesna nie jest partią mojego politycznego wyboru, zaczynam jednak doceniać jej polityczne znaczenie i źródło jej rosnącej siły. Złośliwi nazywają ją PO-Bis, ideologia w sumie bowiem ta sama, jest jednak różnica. Na czym ona polega? Mniej więcej na tym samym, na czym w Ukrainie polegała różnica między Majdanem 2004 i Euromajdanem 2013 oraz związanymi z obiema rewolucjami kadrami.

PO, w 2005 i 2007 r. młoda duchem i atrakcyjna jeszcze dla młodych, w ciągu ośmiu lat stała się synonimem ośmiorniczkowego obciachu, biurokratycznej nudy i intelektualnego zacofania. Proces starzenia zaszedł niezwykle szybko, bo akurat biegł równolegle z procesem szybkich przekształceń podmiotowości społecznej, czego spektakularnym wyrazem były m.in. protesty przeciwko ACTA oraz przemiany sceny politycznej w polskich miastach. PO miała szansę kryzys ACTA wykorzystać, ale zabrakło jej wyobraźni, a Michałowi Boniemu nie wystarczyło siły, żeby wytłumaczyć stawkę gry.

Nowoczesna składa się z ludzi, którzy w tym czasie, gdy PO trwoniła polityczny kapitał, budowali swoje osobiste kapitały: materialne, intelektualne i społeczne. Można się wyzłośliwiać, że Nowoczesna to partia ludzi ze służewieckiego Mordoru, ale nawet taka złośliwość dotyka w jakiś sposób istoty kryjącej się w odpowiedzi na pytanie: gdzie dziś w przestrzeni społecznej istnieją „fabryki kapitału społecznego”, czyli zdolności do współdziałania i realizacji zbiorowych projektów? Prawica ma bogatą infrastrukturę: od klubów kibica przez kółka parafialne po znaczną część grup rekonstrukcji historycznej.

Co ze zindywidualizowanymi, „egoistycznymi” liberałami? Okazało się, że ważnym i coraz ważniejszym, nierozpoznanym socjologicznie miejscem tworzenia więzi są dziś korporacje. Zarządzanie projektowe, podział zadań, sprawność komunikacyjna, kreatywność, skuteczność – to wszystko cechy, jakich wymaga od swych pracowników, zwłaszcza średniego i wyższego kierownictwa, współczesna korporacja. Tego samego wymaga też od swych kontrahentów i podwykonawców. Wszystkie te cechy, jakie zwłaszcza w lewicowym dyskursie były przedmiotem krytyki jako wyraz neoliberalnego formatowania, okazały się kompetencjami o politycznym potencjale. Nowoczesnej udało się ten potencjał zmobilizować i w spektakularny sposób zademonstrować go w działaniu pamiętnej nocy 25 listopada, kiedy posłowie PO wyszli z sali obrad Sejmu, z kolei posłowie Nowoczesnej wykorzystali maksymalnie możliwość zaistnienia i zademonstrowania swojej obecności.

Dla dalszej kariery Nowoczesnej to był najprawdopodobniej przełomowy moment, bo pokazał, że partia ta czerpie siłę z dwóch źródeł: kompetencji każdego ze swoich posłów i posłanek (każda z minutowych wypowiedzi była indywidualnym, interesującym i oryginalnym oświadczeniem) oraz zdolności tych indywidualności do zgranego współdziałania, i to w trybie alarmowym. To od tamtego czasu notowania Nowoczesnej w sondażach zaczęły rosnąć. Cóż, ujmując rzecz po leninowsku, niezależnie od sentymentów Nowoczesna udowodniła, że jest awangardą kognitariatu. Teraz pytanie, czy potrafi modyfikować swój klasowy projekt tak, by stał się projektem dla Polski, zdolnym zyskać poparcie nie tylko ludzi z Mordoru (jeśli już utrzymać pewne metafory)? I czy potrafi projekt ten opowiedzieć tak, by nie kojarzył się z powrotem do zgranej przez PO narracji transformacyjnego sukcesu?

Na koniec trzeba też zapytać, gdzie politycznej skuteczności i praktyki działania uczyć się może lewica? Resztki po tradycyjnej klasie robotniczej ulokowały swe emocje w PiS, nowoczesny prekariat natomiast, choć dysponuje intelektualnymi kompetencjami potrzebnymi do tworzenia dyskursu, nie ma takiego osadzenia w codziennej praktyce kooperacji pod presją dyscypliny i kryterium skuteczności.

Nie wiem, czy tę barierę można pokonać i czy wystarczająco dobrymi miejscami praktyki działania mogą być organizacje społeczne. W każdym razie to problem, który nęka lewicę nie tylko w Polsce: słabnąca baza i nie najlepsza też nadbudowa. A do skutecznego politycznego działania potrzebne jest jedno i drugie.