Bój o telewizję publiczną

I

fot. Zygmunt Januszewski PAT Prasowa Agencja Telewizyjna CC BY-SA 3.0

Farsa czy groteska? Trudno znaleźć właściwe słowa na trwający konkurs na stanowisko prezesa i członków zarządu Telewizji Polskiej.

Na wczorajszym posiedzeniu rada nadzorcza nie wyłoniła prezesa, zostawiając decyzję na kolejne posiedzenie. Powód? „Naciski grupy interesu”.

Przypomnijmy więc. Najpierw rada wyeliminowała na niejawnym etapie procedury m.in. Agnieszkę Odorowicz, Roberta Kozaka, Jacka Wekslera. Każda z tych osób to odrębna historia zawodowych osiągnięć i ideowych wyborów. Łatwość, z jaką zostały one przekreślone, zmusza do pytania, czy za decyzją stała niefrasobliwość, brak kompetencji czy po prostu zła wola. Decyzja zdumiewa tym bardziej, gdy popatrzy się, kto przeżył komisyjną selekcję.

Trudno się dziwić, że taka decyzja wywołała protest – pod listem otwartym zainicjowanym przez Obywateli Kultury podpisało się wiele osób, podobnie jak pod opublikowanym wczoraj listem do premier Ewy Kopacz.

Drugi list powstał, gdy komisja konkursowa zdecydowała się kontynuować farsę (albo groteskę) i zorganizowała tzw. jawne przesłuchania kandydatów. Szkoda jednak słów na opisywanie farsy (albo groteski). Nie chodzi też o walkę o stanowisko dla konkretnych osób, jak komentowali złośliwi, twierdząc, że środowisko ludzi kultury zmówiło się, by załatwić funkcję prezesa TVP Agnieszce Odorowicz kończącej właśnie pracę w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej.

Podpisałem się pod listami protestacyjnymi, podobnie zresztą jak wielu innych sygnatariuszy – z tego samego powodu, dla którego w 2009 r. stworzyliśmy Komitet Obywatelski Mediów Publicznych. Uznaliśmy wówczas, że czas skończyć z upolitycznieniem mediów publicznych. Przygotowaliśmy obywatelski projekt ustawy o mediach, który odsuwał partyjnych czynowników od kontroli nad mediami i przekazywał ją społeczeństwu.

Ten sposób podejścia do sprawy zyskał uznanie Kongresu Kultury Polskiej, niestety mimo obietnic ze strony polityków przepadł.

Pozostał wszakże ślad tego wysiłku w Pakcie dla Kultury – dokumencie, jaki w maju 2011 r. został podpisany przez rząd i ruch Obywatele Kultury. Jeden z punktów Paktu mówi o tym właśnie, że media publiczne mają być uspołecznione zgodnie z duchem projektu Komitetu Obywatelskiego Mediów Publicznych.

Pakt ma moc prawną i większość jego postanowień jest realizowana. Pozostała kwestia mediów publicznych. Nasi politycy ciągle żyją w złudnej wierze, że kto ma władzę nad telewizją, ma klucz do politycznych sukcesów. Cóż, po pierwsze telewizja nigdy nie miała takiego wpływu na ludzkie decyzje. Tym bardziej nie ma go dzisiaj, gdy medialny krajobraz wzbogaciła oferta nowych mediów.

Trudno o lepszą ilustrację tej zmiany niż ostatnie wybory prezydenckie. Ma jednak telewizja publiczna ciągle wielkie znaczenie jako wehikuł powszechnego dostępu do kultury. To poza szkołą publiczną ostatni element nowoczesnej infrastruktury, zapewniający dostęp do wspólnych ram symbolicznych potencjalnie wszystkim członkom społeczeństwa.

Niestety, nasi politycy nigdy nie byli w stanie zrozumieć tego, co świetnie rozumieją Koreańczycy, Francuzi czy Brytyjczycy. W świecie coraz bardziej zindywidualizowanym i zróżnicowanym potrzebne są punkty odniesienia przypominające w sposób otwarty, wolny od ideologicznej i komercyjnej presji to, że jesteśmy razem, choć osobno zasiadamy przed odbiornikami, a postawą tej wspólnoty jest doświadczenie Teatru Telewizji, „Czasu honoru” i „Czterech pancernych”. To, co się dzieje teraz z TVP przy okazji konkursu na kierownicze stanowiska, trudno uznać za działanie w interesie publicznym.

To właśnie dlatego jako Obywatele Kultury zaapelowaliśmy do premier Ewy Kopacz, by zgodnie z duchem Paktu dla Kultury wykorzystała dostępne instrumenty prawne, by farsę (albo groteskę) powstrzymać i powrócić do poważnej debaty o mediach publicznych. Pacta sunt servanda.

Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w czasie, gdy przy wyborczej urnie rozliczać się będziemy z politycznych obietnic i podjętych zobowiązań.