Wybory. Po trzęsieniu ziemi tsunami?
O tyle łatwiej mi analizować wyniki I tury wyborów, że rozbudowany komentarz napisałem w POLITYCE w tekście „Portret Nieznanego Polaka” na początku stycznia tego roku.
Zaczynał się on tak:
Kiedy czas sprzyja medialnym zabawom w wybory „człowieka roku 2014”, POLITYKA proponuje spojrzenie w przyszłość: my wybraliśmy „Polaka roku 2015”. To postać zbiorowa i tajemnicza. Może pokazać swoją twarz i swoją siłę. A może nie. Wiele wskazuje na to, że tego Nieznanego Polaka dotychczasowa polityka nie wyłapuje, a socjologia ledwie szkicuje jego portret. Ale to on będzie miał coraz większy wpływ na życie publiczne.
Kolejnym ostrzeżeniem był wynik wyborów w Wielkiej Brytanii, całkowicie odklejony od przedwyborczych sondaży.
Jak pisałem w POLITYCE, posługując się licznymi dostępnymi badaniami, twór zwany społeczeństwem przeżywa proces głębokich zmian strukturalnych. Stara struktura ulega dekompozycji, reprezentujące ją instytucje w coraz większym stopniu mają charakter zombie – istnieją, kontrolują jeszcze niektóre zasoby, ale coraz słabiej odzwierciedlają rzeczywiste energie społeczne.
Tak jest w sferze kultury, gdzie większość żywotnych procesów kulturotwórczych zachodzi poza instytucjami kultury – to jednak one decydują o podziale publicznych środków. Podobnie w nauce – walka o polską innowacyjność nie udaje się, bo alokujemy środki w miejsca w strukturze, dla których innowacyjność jest ostatnią wyobrażalną rzeczą, nie dostrzegając innowacyjnego potencjału poza istniejącym ładem instytucjonalnym (piszę o tym w najnowszym raporcie Polskiej Agencji Przedsiębiorczości „Innowacyjna przedsiębiorczość w Polsce. Odkryty i ukryty potencjał polskiej innowacyjności”, pisałem o tym także w podsumowaniu programu „Kultura i rozwój”, jaki realizowałem z Bęc Zmianą i Narodowym Centrum Kultury). Najwyraźniej jednak odklejenie od społecznej rzeczywistości widać w polityce.
Pierwszym sygnałem ostrzegawczym były protesty przeciwko ACTA w 2012 r. Na chwilę przestraszyły polityków – gdy młodzi zeszli z ulic, o wszystkim zapomniano, do dziś nie mamy solidnych badań ACTA-wistów. Dla polskich nauk społecznych temat niezbyt ciekawy, dla spin doktorów nieistotny.
potem przyszły wybory samorządowe ujawniające siłę dziwnego bytu o nazwie ruchy miejskie. Czym one są – nie wiemy do dzisiaj. Poza tym, że wyrażały i wyrażają niezadowolenie z dotychczasowych sposobów reprezentacji przez istniejący układ polityczny.
Sondaże nie zapowiadały tego, co wydarzyło się we Wrocławiu, Poznaniu, Słupsku. Co ciekawe, zaraz po pierwszej turze wyborów samorządowych w Pałacu Prezydenckim odbyła się konferencja poświęcona nowym ruchom społecznym. Gdyby organizatorzy bardziej zaufali zaproszonym uczestnikom i ich analizom niż podpowiedziom politycznych technologów sugerujących, że droga do zwycięstwa wiedzie przez spot o Marioli, to tak by się wczoraj nie dziwili.
Wyniki sondaży odbiegały od wyników realnych, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce, bo nowa struktura społeczna powstająca na gruzach starej dopiero się tworzy, pierwszym etapem jest semioza – ogarnianie rzeczywistości pojęciami. Gdy ich brakuje, na stare pytania odpowiada się w stary sposób, ale działa już inaczej.
Wybory niewątpliwie intensyfikują proces strukturyzacji, choć po wczorajszych wynikach widać, że jesteśmy w samym jego środku – pokazuje to wynik Pawła Kukiza. Demografia jest jednoznaczna – w największym stopniu poparli go ludzie młodzi (dlatego jego sukces nazywam skutkiem nieodrobionej lekcji ACTA). Tylko czy rzeczywiście popierali Kukiza?
Osobiście wątpię, żeby miał on szansę zbudować nową propozycję polityczną i przeciągnąć elektorat do wyborów parlamentarnych. Więcej jednak wiedzieć będziemy po II turze wyborów prezydenckich, gdy przekonamy się, jak zagłosowali ci, którzy głosowali w I turze na Pawła Kukiza. Ci, którzy pozytywnie utożsamiają się z nim, zagłosują pewno na Andrzeja Dudę. Ci, którzy oddali głos na zasadzie żółtej kartki, będą się wahać.
Zdumiewające, jak po beznadziejnej kampanii doszło do politycznej eksplozji. Chyba ostatecznie zmiotła ze sceny resztki SLD, pozostało jeszcze się przekonać, czy Leszek Miller jest mężczyzną. Szkoda, że tak mało czasu, żeby zdążyć do wyborów parlamentarnych przygotować nową lewicową propozycję.
Na razie jednak dwa tygodnie niezwykłej kampanii. Tych emocji można było uniknąć, gdyby polityczne elity częściej sięgały do istniejącej wiedzy, a mniej ufały sondażom i spin doktorom przekonującym, że ciemnemu ludowi wszystko da się wcisnąć, byle to dobrze opakować. Czekamy na oficjalne wyniki, liczydła w PKW rozpalone do czerwoności, między Polską racjonalną i radykalną jest jeszcze Polska ślamazarna. Na zakończenie końcowy fragment tekstu ze stycznia:
2015 r. będzie rokiem Polaka, którego nie widać. Niezależnie, czy jest on tzw. cyfrowym tubylcem, należącym do młodego pokolenia, czy 40–50-latkiem znudzonym korporacyjnym życiem, czy inteligentem lub przedsiębiorcą, mającym dość układu rządzącego w jego małym miasteczku, jego siłą jest właśnie to, że uwolnił się od więzów krępującej struktury społecznej, a w socjologicznej próżni czuje się jak ryba w wodzie. Uzbrojony w nowe narzędzia komunikacji i w bogate zasoby symboli (pochodzących zarówno z uniwersalnego, jak i narodowego repertuaru) jest w stanie dynamicznie kształtować swoją tożsamość, w której zmieści się zarówno przywiązanie do niedzielnej mszy świętej, jak i akceptacja dla prezydenta geja.
Niezwykłą siłę plastycznego zarządzania swoją tożsamością Nieznany Polak pokazał podczas protestów przeciwko ACTA, kiedy razem wystąpili obok siebie przedstawiciele wszystkich ideowych formacji, od anarchistów po skrajną prawicę. Na czas walki o konkretną stawkę pragmatycznie ukryli ideowe sztandary, zjednoczyli się pod maską Guya Fawkesa i kotwicą Polski Walczącej z wpisanym w nią znakiem internetu (@). Potem się rozeszli. Część wróciła na scenę pod szyldem Nowej Prawicy. Inni też mogą nagle wrócić na scenę, choć nie wiadomo, w jakiej sprawie i pod jakimi symbolami.
A to kluczowe pytanie w roku, w którym decydować się będzie przyszłość politycznej struktury Polski. Na ile jednakPolak, którego nie widać, wiąże jeszcze z nią swoją przyszłość? Lub raczej ponówmy wcześniejsze pytanie: czy pojawi się polityczna siła, lider lub liderzy, którzy zaproponują nową opowieść o rzeczywistości, pomysł na nowy rodzaj wspólnoty, łączącej zindywidualizowane strategie życiowe Polaków z potrzebą bycia razem?
Taka opowieść musiałaby uwzględniać, że wraz z rozpadem starego społeczeństwa traci także moc stara koncepcja władzy. Dotychczas, żeby rządzić Polakami, wystarczało im nie przeszkadzać, dostarczając jedynie ciepłą wodę. Teraz chcą czegoś więcej, choć to pragnienie nie układa się w spójny ideowo obraz. Wyłaniająca się mozaika składa się z różnorodnych, sprzecznych nierzadko fragmentów: więcej sprawiedliwości społecznej i więcej wolności gospodarczej, więcej państwa i więcej wolności osobistej, więcej kosmopolitycznej otwartości i więcej narodowej dumy.
Polska próżnia socjologiczna kipi różnorodnymi, sprzecznymi zjawiskami. To doskonały czas dla nowych liderów politycznych. To także świetna okazja dla istniejących partii, by zrekonstruować swą polityczną ofertę. Kto tu ma większą szansę: lewica, prawica, liberałowie? Trudno powiedzieć, choć ideowy szyld nie będzie odgrywał pierwszorzędnej roli. Znaczenie tracą tradycyjne elity polityczne, a wpływ na rzeczywistość przesuwa się m.in. do sieci. Nie zrozumiał tego Viktor Orbán przekonany, że dysponuje pełnym mandatem do sprawowania władzy. Owszem, ale do czasu, gdy próbował opodatkować internet. Węgrzy z dumą i aprobatą przyjmujący kolejne pomysły Viktatora zareagowali z furią, gdy dotknął miejsca, które dla polityków starej daty ciągle jest zabawką, lecz dla coraz większej liczby mieszkańców współczesności jest źródłem władzy i autonomii. Ich prawdziwym światem.
Pojawia się popyt na nową politykę i polityków, którzy zaproponują wspólne poszukiwanie odpowiedzi na trzy kluczowe dylematy współczesności wskazane przez prof. Mirosławę Marody, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, w kapitalnej książce „Jednostka po nowoczesności”: „Kim jesteśmy w oczach innych? Kim inni są dla nas? Co nadaje sens życiu, jakie prowadzimy?”. Krótko mówiąc, przydałby się Donald Tusk 2.0, przywódca rozumiejący, że Polacy traktują już wodę w kranach za oczywistość, a teraz chcą bezpośredniego wpływu na jej temperaturę.
Ten nowy Nieznany Polak i wyborca pewnie jeszcze nie ujawni swojej siły w tegorocznych wyborach, zamykających symbolicznie ćwierćwiecze transformacji. Czas jednak najwyższy – i to się może zdarzyć w 2015 r. – aby zakończyła się nieproduktywna konfrontacja PiS i PO, a polska polityka odzyskała zdolność dostosowania się do nowej rzeczywistości społecznej, zaludnionej przez Nieznanych Polaków. I uwolniła się od politycznych zombie broniących świata, jaki nieuchronnie odchodzi w przeszłość.
That’s it.