W poszukiwaniu utraconego dynamizmu
To były czasy – koniec 1988 r., wchodzi w życie ustawa o działalności gospodarczej, czyli tzw. ustawa Wilczka. Witold Gadomski przypomina w dzisiejszej „Wyborczej”: pięć stron Dziennika Ustaw i zaledwie 54 artykuły, które uwolniły przedsiębiorczą energię Polaków.
Dla porównania: dzisiejszy projekt założeń projektu ustawy na podobny temat liczy 58 stron. W ciągu ćwierćwiecza przybyło regulacyjnego tekstu, w tym samym jednak czasie coś się zgubiło, nie tylko w Polsce – gospodarczy dynamizm. Zastanawiają się nad tą kwestią autorzy specjalnej sekcji w najnowszym „Foreign Affairs”.
O znaczeniu dynamizmu przypomniał w mocny sposób ekonomiczny noblista w książce „Mass Flourishing”. Twierdzi w niej, że gospodarki krajów zachodnich osuwają się w stagnację już od lat 70. XX wieku. Bo nie należy brać za oznakę gospodarczego zdrowia wzrostu gospodarczego napędzanego spekulacjami sektora finansowego. Ten i tak się wyczerpał wraz z kryzysem zapoczątkowanym w 2007 r. Nie należy też nadmiernie fascynować się tempem wzrostu gospodarek wschodzących, jak chińska – ciągle są w fazie doganiania imitacyjnego, nie wymyśliły jeszcze nowego paradygmatu rozwojowego, a naśladując, skazane są na nieuchronne spowolnienie.
Phelps przekonuje, że siłą nowoczesnego kapitalizmu, jaki rozkwitł w drugiej połowie XIX wieku, był dynamizm wynikający z oddolnej przedsiębiorczości ludzi gotowych podejmować ryzyko, by wbrew często zdrowemu rozsądkowi wdrażać nowe pomysły i technologie kreujące nowe rynki.
W drugiej połowie XX wieku ten duch wygasł, świat kapitalizmu uległ korporatyzacji – kapitalistyczne mastodonty nie są zainteresowane innowacjami przełomowymi. Rzeczywiście, to już uzupełniają autorzy sekcji specjalnej „Foreign Affairs”, maleje podaż ważnych innowacji, przygasł duch przedsiębiorczości.
W Stanach Zjednoczonych w 1978 r. aż 15 proc. firm można było określić start-upami. Dziś tylko 8 proc. W 1990 powstało 2600 start-upów w dziedzinie nauk o życiu, w 1997 – 3000, a w 2011 – już tylko 1995. W tym samym czasie udział firm „dojrzałych” wzrósł z 23 do 34 proc. Czytelnikom prasy technologicznej wydaje się, że jest inaczej, bo cała energia z prac nad nowymi technologiami poszła w wymyślanie głupawych aplikacji na smartfony.
Czy można przywrócić gospodarczy dynamizm przełomu XIX i XX wieku? Można, przekonują Phelps i autorzy „Foreign Affairs”.
Nie wystarczą proste zabiegi, w postaci wielkiej deregulacji i uproszczenia życia gospodarczego, na wzór ustawy Wilczka. Dynamiczna przedsiębiorczość i innowacyjność potrzebuje nie tylko wolności, lecz także złożonego ekosystemu zależnego od lokalnej kultury. Potrzebna jest więc i interwencja państwa w finansowanie długoterminowych projektów badawczych, od badań podstawowych po prace rozwojowe w etapie przed komercyjnym, a także kultura sprzyjająca podejmowaniu ryzyka.
Dynamizm wymaga zarówno przedsiębiorczych jednostek, wolnego rynku, jak i przedsiębiorczego państwa – tworzących złożony, dynamiczny układ napięć między energiami konkurencji i kooperacji. Tak czy inaczej stawką jest mobilizacja oddolnej energii kreatywności i innowacyjności, która wyraża się nie tylko w przestrzeni działalności gospodarczej, lecz także poza rynkiem: w polu kultury, aktywności społecznej czy nawet politycznej, o czym przekonały ostatnie wybory samorządowe.
Co ważne, o czym też przekonuje coraz bogatsza literatura ekonomiczna ostatnich lat – gospodarczy dynamizm nie jest tożsamy z wilczym kapitalizmem. Przeciwnie. Już nawet OECD stwierdziło, że nadmierne nierówności dochodowe są nie tylko nieprzyzwoite, lecz po prostu hamują wzrost gospodarczy.