Księgi Jakubowe, coś na koniec czasów

O „Księgach Jakubowych” Olgi Tokarczuk napisano już chyba wszystko, kolejna fala – pewno przy okazji tegorocznej Nike. Z pełną świadomością, że ryzykuję wtórność, gdy już swe opinie wyrazili i Przemysław Czapliński, i Wojciech Orliński, nie mogę sobie darować skreślenia kilku słów o zwykłej (czy raczej niezwykłej) przyjemności lektury, jaką dzieło Olgi dostarczyło.

Wydane, rzec można, w najbardziej klasyczny sposób: żadnych multimediów, papier i druk. Dzięki jednak wysmakowanej typografii i opracowaniu graficznemu czytanie „Ksiąg” jest zajęciem wielozmysłowym, angażującym całe ciało (pracują nawet mięśnie zmuszone do trzymania opasłego, ciężkiego tomu). Idealna używka na świąteczny odlot.

Kilka tylko tytułów dostarczyło mi podobnych wrażeń. Przed laty – „Na wysokiej połoninie” Stanisława Vincenza, niedawno „Against the Day” Thomasa Pynchona. „Księgi Jakubowe” wpisują się w ten sposób opowieści o świecie końca i początku czasów, przełomu, kiedy stare formy życia społecznego ulatują w powietrze i zaczyna się gorączkowe poszukiwanie nowych pojęć. Trudno w takim czasie odróżnić szarlatana od mędrca, przy odpowiednim układzie wydarzeń żydowskie dziecko z peryferii Rzeczpospolitej może stać się jednym z przywódców Rewolucji Francuskiej.

„Księgi Jakubowe”, opowieść karmiona prawdziwą historią i wyobraźnią Autorki, brzmi niezwykle współcześnie, bo rezonuje ze współczesnością nie poprzez fakty, lecz właśnie przez wyczucie ducha czasu.

Dziś, podobnie jak w drugiej połowie XVIII wieku, pękają ramy symboliczne, jakie zakotwiczały człowieka w świecie. Wtedy, po trwającym dziesiątki lat procesie kształtowania się rozumu naukowego, powstała w Europie nowa cywilizacja, proces jej kształtowania polegał na ciągłym konfrontowaniu różnych pojęć prawdy w oparciu o koncepty z różnych źródeł: mistycznych, religijnych, naukowych. W końcu nastąpiło Oświecenie, czyli uzyskanie przez człowieka dojrzałości polegającej na zdolności do posługiwania się w działaniu rozumem (i ten wątek pojawia się u Tokarczuk, która przywołuje słynny tekst Kanta odpowiadającego na pytanie o to, czym jest Oświecenie).

Ruch Jakuba Franka to jeden z barwniejszych i ciekawszych rozdziałów poszukiwań koncepcji na społeczne i duchowe życie w nowym świecie, powstającym na pograniczu wielu religii, kultur i państwowych struktur. Imperium Otomańskie u schyłku świetności, Rzeczpospolita w stanie upadku, absolutyzm rosyjski i austriacki, w oddali rewolucja. Nowe formy życia społecznego poszukiwały nowych form organizacji politycznej, śladów przyszłości można było wypatrywać wszędzie – zarówno w traktatach filozoficznych, jak i w nowych formach ekspresji kulturowej. Podobny moment w dziejach uchwycił Thomas Pynchon w „Against the Day”, w którym opisuje przełom XIX i XX wieku.

Jak pisałem, lektura „Ksiąg” to doznanie wielozmysłowe, treść także, choć podana w klasyczny linearny sposób, bez zbędnych eksperymentów formalnych, jest jednak niezwykle złożona i bogata. Bohater główny jest jasno określony, lecz otacza go rojowisko różnorodnych, również mocnych i wyrazistych postaci. Dzielnie pomagają one nieść ciężar narracji złożonej z wielu wątków nieustannie krzyżujących i przeplatających się. Zdumiewa bogactwo i intensywność życia w świecie, gdzie nie istniała podstawowa infrastruktura, bo nawet drogi w Rzeczpospolitej przez wiele tygodni bywały nieprzejezdne.

Ani to, ani brak internetu nie przeszkadzało podtrzymywać kontaktów z całym światem, pocztowi kurierzy nieustannie mieli pełne ręce roboty, przewożąc listy dyplomatyczne i prywatne, szpiegowskie raporty i dokumenty handlowe. Pisanie i czytanie listów pochłaniało bohaterów „Ksiąg” w równym stopniu, co dziś Facebook.

Są w księgach tematy, których Olga Tokarczuk ledwo dotyka, lecz przez niedopowiedzenie czyni z nich ciągle obecne uwierające tło. Najważniejszy jego element to niewolniczy los chłopów w Rzeczpospolitej. Bardziej przerażający niż nawet nieustanna groza pogromów, jaka wisiała nad mieszkańcami żydowskich sztetli.

Mistrzowsko też Autorka „Ksiąg” ujawnia równoprawną rolę kobiet w tworzeniu historii – mimo że w społecznej strukturze były zepchnięte na margines, to jednak za pomocą dostępnego sobie instrumentarium potrafiły wpływać na bieg dziejów, jednocześnie też jednak będąc tych dziejów ofiarą. Bo znowu – przemoc wobec kobiet jest stałym, niby ledwo zaznaczonym wątkiem opowieści, lecz porażającym swoją monotonnością powtarzających się gwałtów czy śmierci w trakcie połogu.

Cóż, Olga Tokarczuk wykonała mistrzowską robotę, wydawca też stanął na wysokości zadania, dodając treści książki edycyjnego sznytu. Słowem – to były udane święta.