Wataha poszła w las
Nie, nie uczestniczę w natywnej kampanii promocyjnej nowego serialu. Nie będę też tej kampanii komentował, choć rzeczywiście dość istotnie zmieniła standardy w polskich mediach.
Pisząc wataha, myślę o zagryzaniu, a taki charakter ma opublikowany dziś w „Gazecie Świątecznej” wywiad z Joanną Erbel. W zasadzie lekturę można zakończyć po leadzie:
Co Joanna Erbel, nadzieja nowej lewicy, ma do zaproponowania grupom społecznym innym niż zdrowi, zaangażowani politycznie trzydziestolatkowie bez zobowiązań?
Wszystko jest już jasne, po jednej stronie młoda aktywistka (ach, ta kawiorowa lewica), nieznająca prawdziwego życia, po drugiej – dziennikarka reprezentująca warszawski prawdziwy lud.
Cóż, przedwczoraj wyjaśniałem, co Program Miejski Erbel ma do zaproponowania również takim prawie pięćdziesięciolatkom, jak ja.
Ilu jest takich w mieście – nie wiem. Ale patrząc na inne miasta, wiem, że np. problem zapracowanej dentystki jeżdżącej od gabinetu do gabinetu, o którą pyta dziennikarka, w żadnej znanej mi metropolii nie został rozwiązany tak, jak sugeruje owa redaktorka, czyli przez rozbudowę infrastruktury samochodowej, tylko raczej tak, jak proponuje Program Miejski – przez rozwój transportu publicznego i innych form komunikacji.
Problem w tym, że z wywiadu nic o Programie Miejskim się nie dowiaduję, bo rozmowa była przeprowadzona jakiś czas temu i dotyczy zupełnie innej rzeczywistości, która w kampanii się zmienia, jak wiemy, dynamicznie. W tym czasie Erbel – z tego, co wiem – przeprowadziła szereg spotkań w dzielnicach, zbudowała zespół ekspertów i 16 października ogłosiła program, o którym w pytaniach ani słowa. To nie informacja, tylko dezinformacja.
Nie bronię Joanny Erbel, bo decydując się na kandydowanie, powinna była uwzględnić, że kampania może być brutalna. Protestuję przeciwko manipulacji, która uderza nie tylko w konkretną osobę, ale także w innych, również we mnie. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – wystarczy przeczytać Program czy porozmawiać z Joanną Erbel dziś, żeby zobaczyć, że szybko uczy się miasta i miejskiej polityki. Z przekonaniem pozostaję więc przy tym, co napisałem wczoraj.