Warszawa – czas na reset, czyli Erbel ogłasza program
Film otwierający wpis pochodzi z czerwcowego zjazdu kooperatyw w Krakowie.
Na początek zastrzeżenie: ten tekst jest moją osobistą wypowiedzią i nie ma żadnego związku z oficjalnym stanowiskiem redakcji POLITYKI.
Joanna Erbel, kandydatka Partii Zieloni na prezydentkę Warszawy, ogłosiła dziś swój wyborczy Program Miejski. Zabrałem się od razu za lekturę, odkrywając z radością, że im głębiej w tekst, tym lepsze miałem wrażenie. To poważny, spójny i dobrze napisany dokument programowy, opierający się na dobrze przemyślanej wizji miasta/metropolii, jaką jest i powinna być Warszawa. Widać, że nie był pisany na kolanie przez jedną osobę, lecz kryje się za nim grono ekspertów zajmujących się kwestiami miejskimi. Niektórych chyba byłbym nawet w stanie wskazać. Program Erbel budowany jest jako odpowiedź na pytanie, jakie w wielu miejscach świata, poczynając od brazylijskiej Kurytyby już w latach 50.-60. XX wieku zrewolucjonizowało polityki miejskie: czyje jest miasto?
Niby oczywiste, ale patrząc na Warszawę, dziś nie sposób na nie odpowiedzieć: samochodów? deweloperów? agencji reklamowych? Bo gdyby było miastem mieszkańców, to podstawową instancją powinien być właśnie mieszkaniec, który w swym podstawowym wydaniu korzysta z miasta jako pieszy, a potem realizuje swoją kluczową miejską potrzebę – „spotkaniowość” (jak ją nazywa francuski antropolog Marc Wiel) – za pomocą różnych systemów przemieszczania się: roweru, transportu publicznego, samochodu. W programie Erbel znajduję miejsce dla siebie jako właśnie pieszy – planowanie funkcji miejskich określone jest jako wychodzenie naprzeciw temu podstawowemu sposobowi bycia w miejskiej przestrzeni: a więc lokalny handel, bliskość usług publicznych etc. Dziś jako pieszy jestem karany – ścieżki rowerowe powstają głównie kosztem zwężania chodników, a nie jezdni; przejścia są zaplanowane w sposób niefunkcjonalny, a próby skracania drogi kończą się często upokarzającymi egzekucjami przez policję lub straż miejską. W końcu ktoś mnie jednak odkrył.
Program Erbel zakłada aktywną politykę miasta w wielu kwestiach społecznych, jednak stara się unikać populizmu – Zieloni nie oferują, jak jeden z kontrkandydatów, darmowego transportu publicznego dla wszystkich, tylko dla bezrobotnych, pozostałym mieszkańcom proponując modernizację systemu biletowego. Wiele detali programu nie wymaga wielkich kosztów, raczej polega właśnie na odpowiedzi na pytania, jakich miejski establishment nie stawiał, bo z foteli służbowych limuzyn wielu problemów nie spotykał (pamiętna nieświadomość Hanny Gronkiewicz-Waltz w sprawie cen biletów w komunikacji miejskiej), a odpowiedź ta wymaga bardziej zmiany mentalności niż inwestycji.
Wiele kwestii z programu jest mi bliskich, bo sam o nich od lat pisałem i przekonywałem do nich podczas licznych spotkań, seminariów etc. Cieszę się, że dziś znajdują się w programie traktującym miasto jako całość, którą obok mieszkańców zamieszkują także zwierzęta, która jest złożonym ekosystemem o wielu skalach funkcjonalnych i coraz bardziej złożonych potrzebach wynikających z przemian struktury społecznej. Społeczna przestrzeń miejska radykalnie w ciągu ostatniej dekady się zmieniła, gdy jednak czytam w dzisiejsze „Rzeczpospolitej” wywiad z obecną Prezydent, mam wrażenie, że tego nie dostrzega, a miasto to wciąż maszyna, którą najlepiej opisują liczby wyrażające inwestycje infrastrukturalne. Imponujące kwoty nie zasłonią jednak faktu, że sama kasa nie wystarczy, a raczej może sprzyjać takim porażkom, jak otwarta po „modernizacji” Świętokrzyska.
Oczywiście Warszawa jest miastem specyficznym ze względu na swą stołeczność i trwający proces metropolizacji. Nie jest już, jak jeszcze przed dekadą, metropolią III Świata (tak ją wtedy nazywał prof. Grzegorz Gorzelak). Ale ucieczka przed III Światem polegała na fałszywej często modernizacji, jak próby walki z barami mlecznymi, by w ich miejscu powstały „prestiżowe” lokale. Jako metropolia Warszawa musi rozwijać funkcje metropolitalne, które często są sprzeczne z funkcjami wewnętrznymi, miejskimi, związanymi z jakością życia. Nie znaczy to jednak, że metropolizacji miasto musi poddawać się bezwolnie, kosztem degradacji przestrzeni publicznej i braku spójności funkcjonalnej.
Jest osoba, jest program i jest ekipa, które czują to miasto i mają na nie oryginalny, lecz i realistyczny pomysł, nieustępujący najciekawszym projektom miejskim podejmowanym na całym świecie. Program, który mogę bez większych oporów potraktować za własny, jako pozytywną propozycję, a nie wybór mniejszego zła. Nawet jeśli w najbliższych wyborach nie odniesie on sukcesu, to i tak już jest sukcesem – powstał punkt odniesienia, którego nie unieważni nawet arogancka niechęć Hanny Gronkiewicz-Waltz do przedwyborczych debat. Debata jest solą demokracji, zwłaszcza gdyby odbywała się wokół takich propozycji, jak Program Miejski. Kto chciałby ów Program wesprzeć, może to uczynić wspomagając fundusz wyborczy Joanny Erbel.
Na koniec jeszcze jedno zastrzeżenie: mój syn Mikołaj kandyduje w najbliższych wyborach samorządowych z listy Partii Zieloni.