Amerykański zwrot węglowo-klimatyczny
W Stanach Zjednoczonych trwają szybkie rachunki, jaki będzie koszt redukcji. Przeciwnicy nowych regulacji przekonują, że w wyniku operacji z rynku pracy zniknie 220 tys. miejsc pracy w sektorach węglowych. Zwolennicy przekonują, że w zamian powstanie 250 tys. w sektorach związanych z nowymi źródłami energii. Ponadto, dodaje EPA, zmniejszona emisja gazów spalinowych uratuje życie 6600 osób i przyniesie 50 mld dolarów oszczędności na służbie zdrowia.
Prawdziwe rachunki będą znane dopiero po czasie – regulacje oznaczają nie tylko koszty, lecz także są jedną z form stymulowania innowacji, które potrafią radykalnie zmienić rachunek ekonomiczny. Do katastrofy ekonomicznej miały doprowadzić wcześniejsze ograniczenia emisji freonów niszczących warstwę ozonową i związków siarki wywołujących kwaśne deszcze. Katastrofy jakoś nie było. Tym razem też stawką nie jest jedynie ochrona klimatu i walka z globalnym ociepleniem, lecz transformacja gospodarki w kierunku „postwęglowym”. W tę grę gra coraz więcej firm, m.in. największy konglomerat przemysłowy GE – jego prezes Jeff Immelt od wielu lat lobbował za obłożenie emisji CO2 kosztami. Niekoniecznie ze względu na swoją ekologiczną wrażliwość, a bardziej ze względu na plan rozwoju nowych, „zielonych” technologii energetycznych, których opłacalność poprawi się wraz ze wzrostem kosztów wytwarzania energii ze źródeł węglowych. Zresztą warto przeczytać listę firm tworzących US CAP (US Climate Action Partnership).
Podobnie za nowymi regulacjami lobbują „zieloni inwestorzy”, zrzeszeni choćby w Ceres – organizacja ta opublikowała komunikat w imieniu 128 korporacji (m.in. Unilever) i 49 inwestorów dysponujących portfelem 800 mld dolarów witający z radością propozycje EPA. To ciekawy, choć wcale nie zaskakujący zwrot w amerykańskiej polityce. To wyraźny sygnał, że amerykańska gospodarka po kryzysie ma być na nowo lokomotywą świata nie tylko pod względem dynamiki, lecz także jako lider transformacji z kapitalizmu węglowego do cyfrowego.
W tym kontekście ciekawie wygląda miłość polskich polityków do węgla – premier osobiście staje do walki o górniczo-węglową sprawę, prezes Kaczyński śle górnikom kartki znad morza, państwo inwestuje w elektrownie węglowe. Rzec można – na 25-lecie transformacji mała powtórka z PRL. Na razie zamiast cieszyć się z polskiej Krzemowej Doliny, musimy chwilę pogrzebać w Węglowym Dole. Oby nie tąpnęło, a chwila nie zamieniła się w wieczność.