SAP w Poczdamie, Hollande w Krzemowej Dolinie – Europa i high-tech

Za lasami i jeziorami, gdzieś między Berlinem i Poczdamem niemiecki gigant software’owy SAP otworzył wczoraj oficjalnie SAP Innovation Center. Wydarzenie to zbiegło się akurat z wizytą prezydenta Francji, François Hollande’a w Krzemowej Dolinie (poprzednio gościł tam François Mitterrand, w 1984 r.). Choć zbieżność zupełnie przypadkowa, to jednak generalnie temat podobny – czy jeszcze istnieje europejski high-tech i jak ma konkurować na globalnym rynku, na którym dominuje Krzemowa Dolina?

SAP, choć większość czytelników raczej mało znany, jest globalnym graczem na rynku rozwiązań informatycznych dla przedsiębiorstw. Mimo bardzo dobrych wyników finansowych i ekspansji oferty Hasse Plattner, założyciel koncernu opowiadał wczoraj o zmieniającym się kontekście konkurencji: nie wystarczy już doskonałość inżynierska produktu, Google i Facebook pokazały, jak ważny jest interfejs – łatwość komunikowania użytkownika z narzędziem. Z „miękkim” projektowaniem „my, Niemcy”, mówił, mamy problem. Plattner opowiadał z wyjątkową szczerością o trudnościach, jakie Niemcy mają z „jump out of the box”, czyli myśleniem poza schematami.

Sposobem na pokonanie tych trudności ma być m.in. nowo otwarte SAP Innovation Center, jak i lokowanie oddziałów w Krzemowej Dolinie oraz Chinach. Poczdamskie Innovation Center nawiązuje ideą do rozwiązań, jakie stosuje Google – otwarta, różnorodna przestrzeń mająca sprzyjać kreatywnym inspiracjom. Są więc miejsca do „burz mózgów”, jest kafeteria, można pograć w piłkarzyki. Tyle tylko, że w całości centrum to doskonale ilustruje problem, jaki opisywał Plattner – jest jakieś takie, że pojadę stereotypem, niemieckie – ciężkawe, sprawiające wrażenie, że kreatywność została wpisana do regulaminu. A brandenburski krajobraz wokół budynku tworzył wagnerowski nastrój. W londyńskim oddziale Google jest np. zupełnie odwrotnie, aż zbyt radośnie i kreatywnie do granic infantylizmu. Jak jednak zapewniał Plattner i inni pracownicy firmy, to i tak rewolucja w porównaniu do korporacyjnego standardu.

Budynek to jedno, ważniejsze są mechanizmy wspierania innowacyjności, m.in. przez współpracę ze start-upami. Temu ma służyć model ko-innowacji. SAP zaprasza małe firmy rozwijające produkty i usługi wykorzystujące platformę SAP Hana do współpracy oferując wielopoziomową pomoc – założenie proste, zyskują wszyscy. Podczas konferencji odbyła się „pitching session” dla start-upów, czyli niejako giełda propozycji. I tu kolejne zaskoczenie dla każdego kto widział klasyczny start-upowy pitching. Na scenie pojawiali się po kolei faceci w większości w wieku 40+ opowiadający o tym, jak rozwijają w swoich rozwiązania w oparciu o SAP Hana (rozwiązania na tyle specjalistyczne, że trudno mi je ocenić). Z jednej strony to fascynujące widzieć ludzi, którzy mają odwagę i determinację prowadzić własne firmy, choć pewno mogliby ze swym doświadczeniem korzystać z dobrodziejstw etatu w jednej z niemieckich, mocno socjalnych korporacji. Co jednak ze słynną berlińską „vibrant start-up scene”, czy to była właśnie jej próbka, czy raczej SAP jeszcze nie potrafi się dostać do słoika z miodem (poniżej na fotografii  przedstawiciel Trufa.net podczas pitching session)?

W każdym razie najciekawsze dla mnie było podejście Hasso Plattnera, który z bezwzględną szczerością wobec siebie, firmy i Niemców mówił o problemach i nie ukrywał też dumy z osiągnięć. Osiągnięcia te, jak choćby globalna pozycja firmy nie zaślepiają, tylko każą szukać nowych rozwiązań, bo jak z kolei powiedział Bill McDermott, jeden ko-prezesów SAP, epoka kaizen – powolnego doskonalenia i rozwijania produktów odchodzi w przeszłość, pilnie potrzebne są innowacje o charakterze radykalnym.

 

 

fot. Edwin Bendyk

 

 

Czas w końcu na eskapadę François Hollande’a do Krzemowej Doliny, gdzie mieszka 60 tys. Francuzów, a ok. 15 tys. pracuje w firmach high-tech. Wiele z tych firm to francuskie start-upy, jakie przeniosły się do Ameryki w poszukiwaniu kapitału i lepszych warunków rozwoju. Bo jak mówił w Poczdamie Plattner: w high-tech konkurencja jest globalna, więc analogicznie jak w filmie – kto chce być oglądany na całym świecie, musi najpierw zdobyć Hollywood, tak w high-tech ścieżka do sukcesu wiedzie przez Krzemową Dolinę. Sami Francuzi w swych gazetach długo analizowali fenomen drenażu francuskich mózgów przez Amerykanów, narzekając z neokolonialnym resentymentem, że są tym dla amerykańskich firm high-tech, czym Marokańczycy dla francuskiego przemysłu tekstylnego: źródłem niedrogiej i dobrej siły roboczej.

Czy ten trend można odwrócić, czy też walka zainicjowana po wizycie François Mitterranda w Krzemowej Dolinie w 1984 r. zakończyła się porażką? I czy to porażka Francji, czy całej Europy w walce o podział pracy i wpływów w epoce cyfrowego kapitalizmu? W jakimś sensie odpowiedzi dostarczyli francuscy dziennikarze towarzyszący Hollande’owi – w Białym Domu zgłupieli i zaczęli strzelać sobie smartfonami, podobnie jak nasz Grzegorz Napieralski, sweetaśne „selfies” nie bacząc na obecność prezydentów, ku konsternacji i zażenowaniu gospodarzy. Zamiast delegacji zaprzyjaźnionego, małego ale zawsze imperium zobaczyli wycieczkę z głębokiej prowincji.

 

 

Francuscy dziennikarze w Białym Domu