O 11 listopada inaczej – antropocen i mono-gaizm

11 listopada tzw. patrioci zdominowali uwagę mediów, oferując Warszawie demolkę i fajerwerki. Współczuję Romanowi Dmowskiemu, że ma takich następców – choć nie jest bohaterem mojej bajki, to jednak nie zasłużył na taki obciach. I tyle wystarczy, tęczę i tak odbudujemy. Szkoda tylko, że bawiąc się w naszej brudnawej piaskownicy nie dostrzegamy spraw ważniejszych. W piątek rozmawiałem z Bruno Latourem przed jego wykładem na Uniwersytecie Warszawskim (przyjechał na zaproszenie Polskiego Instytutu Antropologii). Był zdumiony zupełną nieobecnością tematu Szczytu Klimatycznego ONZ w publicznej świadomości. Oczywiście, zgodził się z opinią, że sam szczyt niewiele przyniesie, jest jednak wyrazem rozgrywania się na naszych najważniejszego procesu – kształtowania nowego ładu geopolitycznego na czasy antropocenu i wynikającego z niego mono-gaizmu.

Przypomnijmy, że antropocen to pojęcie zaproponowane przez Paula Crutzena, chemika-noblisty mającego udział w wyjaśnieniu powstawania dziury ozonowej. Stwierdził on, że holocen zakończył się, gdy człowiek zyskał zdolność wpływania na parametry geosystemu w wymiarze globalnym – dziura ozonowa to pierwszy spektakularny wyraz, o wiele poważniejszy to zmiany klimatyczne. To nowa jakość, wieńcząca utopię nowoczesności. Wraz z antropocenem pojawia się nowych uniwersalizm polegający na coraz bardziej dojmującym odkrywaniu, że mamy tylko jedną Ziemię, która nie jest obok nas tylko my jesteśmy częścią niej, jak to tłumaczy James Lovelock w swej hipotezie Gaja. I właśnie od Gai mono-gaizm.

Niestety, póki co problemy antropocenu próbuje się rozwiązywać za pomocą holoceńskich, nowoczesnych instytucji działających z zupełnie inną logiką, właściwą logice racji stanu i koncepcji suwerenności państwa narodowego. Ta nie prowadzi do rozwiązań dla globalnych wyzwań, tylko budzie atawistyczne emocje, których ilustracją demolka Warszawy przez zjednoczone siły prawicowego aktywu patriotycznego. Bo rzeczywiście, z tych emocji może być tylko pożar.

Latour pytany o nowy możliwy ład wystrzegał się prognoz – mówił tylko, że żyjemy w ciekawych czasach, a kształtowanie się nowych instytucji powstawać będzie w napięciu między siłami wierzącymi ciągle jeszcze w możliwość modernizacji i tymi, którzy już stracili złudzenia w możliwość wzrostu i będą wzywać do ekologizacji. To wszystko na naszej coraz ciaśniejszej i gorętszej planecie. My w Polsce jednak jesteśmy szczęśliwi, bo nas to nie dotyczy, nasza chata z kraja.

Przy okazji zapraszam do lektury najnowszego niezbędnika „Polityki” – „Czas Apokalipsy”. Wbrew katastroficznemu tytułowi analiza czyhających na nas plag prowadzi do umiarkowanie optymistycznych konkluzji.  A więcej o wykładzie Latoura i jego najnowszej książce niebawem.