Cyfrowa demencja Manfreda Spitzera
Tytuł mówi wiele, podtytuł jeszcze więcej: W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci. Manfred Spitzer, niemiecki psychiatra pobił tym samym Andrew Keena, który w swym „Kulcie amatora” sprzed kilku lat zastanawiał się tylko, „jak internet niszczy kulturę”. Niewiele mu z tych rozmyślań wyszło, poza tym że stał się celebrytą bawiącym do kotleta wykładami o nędzy cyfrowego świata. Książka Spitzera jest o wiele bardziej niebezpieczna – autor powołuje się na wyniki badań naukowych, by dowieść tytułowej tezy. I skutecznie miesza dobrą naukę z pseudonaukową manipulacją.
„Cyfrowa demencja” stała się w Niemczech bsetsellerem – dobrze napisany katastroficzny triller, którego autorem jest znany uczony biegły w sztuce popularyzacji, z własnym programem telewizyjnym. Spitzer stawia dość prostą tezę – internet ogłupia, sprzyja otyłości i rozbija więzi społeczne. Nic nowego, gorzej, gdy poważny w sumie uczony popełnia klasyczny błąd i korelacje statystyczne bierze za związki przyczynowo skutkowe. Jeszcze gorzej, gdy manipuluje wynikami badań – przytacza np. wyniki badań przeprowadzonych w Rumunii:
Tamtejsze Ministerstwo Kultury rozprowadziło wśród rodzin gorzej sytuowanych mających dzieci w wieku szkolnym około trzydziestu pięciu tysięcy talonów o wartości dwustu euro uprawniających do kupna laptopa. Skutek eksperymentu był taki, że dzieci, które otrzymały laptopy, wprawdzie potrafiły obsługiwać je lepiej niż dzieci bez komputerów, ale zaczęły osiągać gorsze wyniki z matematyki, a laptopów używały głównie do gier.
Prawda, tylko niepełna (omawiałem te wyniki na łamach „Polityki”) – wniosek z badań był taki, że efekt wykorzystania komputerów zależał od kapitału kulturowego rodziców. Kompetentni, lepiej wykształceni rodzice potrafili tak poprowadzić dzieci, że skorzystały z komputerów. Dzieci pozostawione sobie nie wiedziały, do czego służy technologia. Takich przykładów jest więcej, np. gdy Spizter wini sieci społecznościowe za niszczenie więzi społecznych. Najwyraźniej zapomniał, co piał jego niemiecki kolega-socjolog Ulrich Beck już w latach 80. XX wieku, na długo przed Facebookiem – przemiana więzi to wynik zmiany strukturalnej, indywidualizacji która zaczęła się wraz z końcem epoki przemysłowej. Facebook zagospodarował jedynie rosnącą niszę popytu na komunikację. Poza tym, jak pokazuje wiele badań już współczesnych, relacje w Facebooku pokrywają się z relacjami w świecie realnym i akurat widać (przynajmniej w Polsce) pozytywną korelację między liczbą relacji realnych a aktywnością na FB.
Gdy Spitzer pisze o młodzieńcu z byłego NRD, który zabił człowieka bez żadnego powodu, podaje że wcześniej grał w bezmyślne gry-strzelanki ociekające przemocą. Zastanawia się, co by było, gdyby zamiast nich poszedł pograć w piłkę? Cóż, mógłby np. stać się członkiem grupy neonazistowskiej, futbol dobrze sprzyja tworzeniu takich więzi (przynajmniej w byłym NRD). Przy okazji, choć o tym Spitzer pisze, to jednak nie bierze tego za podstawową przyczynę – ów młodociany morderca żył w fatalnych warunkach socjalnych. Czy te warunki wywołał internet?
Dyrdymały miesza Spitzer z niezwykle ciekawymi informacjami z pola neurofizjologii, wiele jego krytyk jest jak najbardziej słusznych – choćby fascynacja technologiczną modernizacją szkół w ramach „doganiania rzeczywistości”. W pełni zgadzam się z jego negatywną oceną tablic multimedialnych wprowadzanych za ciężkie pieniądze do klas bez większego sensu i pożytku. Szkoda tylko jednak, gdy Spitzer krytykuje edukacyjne walory technologii cyfrowych, nie odwołuje się do klasycznych już prac Alana Kaya, twórcy współczesnego graficznego interfejsu (ten zaś powstał inspirowany programem konstruktywizmu pedagogicznego i koncepcjami Jerome’a Brunera). Znalazłby w nich wiele odpowiedzi na swoje uproszczenia.
To mogłaby być dobra książka, wyszedł strasznie narcystyczny pamflet na nowe technologie z rozczulającym zakończeniem w postaci praktycznych porad, co robić, by nie dać się cyfrowej demencji: więcej ruchu na świeżym powietrzu, zdrowe odżywianie, pomaganie innym, słuchanie muzyki i śpiewanie, kontakt z naturą, na koniec rada podstawowa, aż ją przytoczę:
Unikajmy cyfrowych mediów. Jak wielokrotnie wykazałem w niniejszej książce, są one rzeczywiście przyczyną otyłości, wpływają negatywnie na stan umysłowy, prowadzą do wzrostu agresji, samotności, rozwoju chorób i niezadowolenia z życia. Ograniczmy czas, który dzieci poświęcają na obsługę nowoczesnych mediów. Badania potwierdzają, że jest to jedyny sposób przynoszący pozytywne efekty. Każdy dzień spędzony przez dziecko bez tych urządzeń to uratowany czas.
Mein Gott, Herr Professor, zanim zacznie się Pan powoływać z taką pewnością na wyniki badań, proponuję sięgnąć do raportu „L’enfant et les écrans” kolegów uczonych z Francuskiej Akademii, którzy przeprowadzili metaanalizę badań na temat wpływu technologii cyfrowych na dzieci i młodzież. Uzyskali bardziej złożony i subtelny obraz.