O warszawskich pustostanach w Prasowym
Dla czytelników nie z Warszawy, bar mleczny Prasowy na Marszałkowskiej, po słynnej już batalii w jego obronie istnieje i pokazuje, że może służyć nie tylko celom gastronomicznym, lecz być miejscem inspirującym i kulturotwórczym. Aura, jaka otoczyła to miejsce w czasie walki sprzyja dziś licznym debatom o mieście. Wczoraj dyskutowaliśmy o pustostanach, był wiceprezydent Michał Olszewski, Szymon Żydek z Fundacji Bęc Zmiana, Michał Augustyn z Wymiennika, Wojciech Nowakowski z Capital Park, Małgorzata Mazur z Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami. Dyskusję prowadziła Joanna Erbel. Pytanie główne: czy licznych warszawskich pustostanów o charakterze użytkowym nie można wykorzystywać lepiej, przeznaczając w czasie gdy czekają na inny los na cele społeczne, kulturalne, edukacyjne?
Michał Olszewski tłumaczył zawiłości miejskiej polityki nieruchomościowej – Warszawa ma na wyposażeniu 9400 lokali użytkowych, które udostępnia na różnych zasadach: od czysto komercyjnej przez wynajem na warunkach preferencyjnych dla rzemieślników po udostępnianie organizacjom społecznym, często za symboliczną złotówkę. Wpływy roczne z wynajmu wynoszą 220 mln złotych, z czego musi być utrzymana cała masa lokalowa, z remontami i amortyzacją. Na realia finansowe nakładają się realia prawne: reprywatyzacja, współdzielenie własności w ramach wspólnot, etc. W tych warunkach kształtują się decyzje i widać wyraźnie prospołeczny trend: Prasowy, jak wspomniałem istnieje, po pamiętnych bitwach o skłoty widać proskłotowe ocieplenie, czy nawet wręcz otwarcie.
Miło i sympatycznie, lecz jak czujnie ostrzegał Francisco Sanin, kolumbijski architekt po doświadczeniach z modernizacją Medellin, miasto nie jest do tego, żeby było przyjemnie. Miasto to kwintesencja życia, a życie to często niekompatybilne interesy różnych grup mieszkańców. Ba, po pracach Bruno Latoura wiemy, że nawet ta kategoria wymaga dziś lepszego rozpoznania. W miejskiej grze uczestniczą bardzo zróżnicowane podmioty: ludzie w różnych rolach, miejska przyroda, infrastruktura techniczna, kapitał, państwo swoimi decyzjami, etc. Podmiotem sporu mogą być drzewa, którym głosu udzielają mieszkańcy, jak stało się podczas sporu o rewitalizację parku Krasińskich.
Wraz ze zmianą rozumienia miejskiej podmiotowości zmienić się także musi sposób komunikowania, dotychczas ciągle odzwierciedla on stary resortowy podział na problemy: sprawy społeczne to bieda, edukacja to domena biura edukacji i zawsze zbyt wysokie koszty, innowacje to współpraca z uczelniami i biznesem plus high-tech, kultura to godzenie sprzecznych interesów ludzi kultury, etc. Tymczasem, i o tym mówiłem na wczorajszym spotkaniu, jeśli jednym z celów Warszawy jest oparcie rozwoju na kreatywności i innowacyjności, to warunkiem osiągnięcia tego celu jest wykreowanie kultury kreatywności i innowacyjności. Ta zaś nie powstaje w inkubatorach nafaszerowanych high-tech, tylko w miejscach, gdzie przecinają się i spotykają, wzajemnie inspirując różne dyskursy. Przykładami takich miejsc są coraz liczniejsze w Europie hackerspace’y, fablaby czy brazylijskie Pontos de Cultura.
Innowacyjność kwitnie w przestrzeniach sprzyjających otwartej, nieformalnej współpracy. Miejscach, do których o każdej chwili mogliby wpaść ludzie zainteresowani techniką, hackerką, kulturą, aktywiści, twórcy profesjonalni i amatorzy, by rozmawiając i wspólnie podejmując projekty tworzyć rozwiązania dla nurtujących ich problemów: np. jak stworzyć w Internecie system do zarządzania sąsiedzkim bankiem czasu, albo dzielenia samochodów, albo wymiany innych usług. Miejscem takich spotkań są w tej chwili sporadycznie odbywające się hackathony, warto jednak żeby docelowo takie hackathony przekształciły się w stałe miejsca, obecne najlepiej w każdym osiedlu. Zaopatrzone w elementarną techniczną infrastrukturę: internet, komputery, drukarki 3D, tablicę, stół łączyłby różne funkcje: społeczne, edukacyjne, kulturalne. I otwarte, bez narzuconego z góry programu.
Takich miejsc w Warszawie ciągle nie ma, jeśli są to raczej ograniczają się do realizacji jednej funkcji, jak Centrum Społeczne na Paca. Tu zaś chodzi o przełamanie resortowych barier. Mam jednak wrażenie, że z tymi barierami trzeba jeszcze będzie powalczyć. Michał Olszewski odnosząc się w komentarzu do mojej wypowiedzi stwierdził, że miasto niebawem uruchomi taki „hackerspace” wspólnie z politechniką na ul. Bitwy Warszawskiej. Świetnie, zobaczymy jak będzie zorganizowany. Mnie jednak marzą się prostsze miejsca zgodne z formuła „low profile, high tech, informal and open”. Dobrze jednak, że już są miejsca, jak Prasowy, gdzie można o tym pogadać.