Cyfrowa cenzura – czy wolność ekspresji jest jeszcze możliwa?
Ukazał się jubileuszowy, 700. numer miesięcznika „Znak”. Gratulacje! Mnóstwo świetnych tekstów: Obirek, Mikołejko, Dukaj, ateizm i posthumanizm, wszystko czego trzeba, żeby napaść się intelektualnie w ostatni weekend wakacji. W tej chwili jednak zmierzyć się muszę z zadaniem zleconym przez „Znak” i podjąć temat cenzury, przedstawiony w jubileuszowym zeszycie przez Wojciecha Orlińskiego. W świetnym zresztą tekście. W uproszczeniu (karygodnym) przesłanie wywodu Orlińskiego jest takie, że demontując po 1989 r. komunistyczną cenzurę nie mieliśmy jeszcze bladej świadomości, że wkraczamy w epokę powszechne kontroli komunikacji. Metody tej kontroli są inne niż za komuny, sama kontrola jednak totalna, sprawowana przez siły technomedialnych korporacji pośredniczących już we wszystkich praktycznie aktach wymiany myśli, idei czy zwykłych komunikatów.
Oczywiście, rację ma Wojtek (pozwolę sobie na familiarność, razem studiowaliśmy), gdy twierdzi, że większość użytkowników żyje „fałszywą świadomością” pełnej wolności słowa, nie zdając sobie po prostu sprawy, jak działa Matrix: wszystkie komunikaty przesyłane w sieciach są czytane przez różnego typu boty, indeksowane, analizowane do ostatniego bita. Ci nawet co wiedzieli, pocieszali się, że te wiwisekcje to techniczna rutyna służąca kreowaniu dodatkowej wartości do procesów wymiany bitów: ustalania rankingów w wyszukiwarkach, dopasowywania reklam, etc. – neutralna jednak wobec samego procesu komunikowania się. Owszem, jesteśmy podglądani, lecz nie jak osoby, lecz jak wiązki zdepersonalizowanych parametrów. W konsekwencji więc ten osobisty, spersonalizowany charakter komunikacji miał być nie zagrożony.
Nagle jednak zaczęliśmy odkrywać, że maszyny zaczynają redagować dostępne nam treści: użytkownicy Amazona zdziwili się przed laty, gdy z ich zbiorów zniknęły książki, wśród nich nomen omen 1984 George’a Orwella. Okazało się, że firma usunęła ze swoich serwerów i jednocześnie także z urządzeń klientów pliki, które wzbudziły wątpliwości prawne (kwestie praw autorskich). Potem już coraz częściej zaczęły znikać treści z YouTube, Facebooka z powodów często zupełnie niejasnych. Jednoznacznie jednak przypominających, że infrastruktura Internetu, medium wolności niewiele ma wspólnego z wolną sferą publiczną, bo znajduje się pod kontrolą prywatnych korporacji. I na ich terenie obowiązuje prywatny regulamin. Kolejny etap grodzenia komunikacyjnej przestrzeni publicznej nastąpił wraz z pojawieniem się iPada i polityki Apple dotyczącej dopuszczania aplikacji do Applestore. Klasyczna instytucja cenzury prewencyjnej.
W końcu ostatecznie straciliśmy niewinność, gdy wydała się afera PRISM – wspólnie z korporacjami podsłuchuje nas państwo amerykańskie, brytyjskie, polskie pewno by chciało, lecz jeszcze nie ma takich możliwości technicznych. Eisenhower mówił o kompleksie przemysłowo-militarnym, dziś możemy mówić o kompleksie przemysłowo-inwigilacyjnym. Napisawszy to wszystko twierdzę jednak, że mimo wszystko ciągle jeszcze nie wszystko stracone, mimo że fundujemy sobie mechanizmy inwigilacji i cenzury, o jakich władcy PRL i szefowie KGB mogli tylko marzyć, to jednak jest zasadnicza różnica między wykorzystaniem tych mechanizmów w państwach posługujących się demokratycznymi konstytucjami, a np. Chinami. W końcu dowiedzieliśmy się o PRISM, a ujawnienie sprawy wywołało dyskusję, która zakończy się na pewno politycznymi konsekwencjami. W Chinach niewygodni whistleblowerzy nie mają nawet szansy dmuchnąć w gwizdek.
W istocie jednak nie tu jest problem – coraz bardziej jestem przekonany, że mówiąc dziś o cenzurze i wolności słowa wpadamy w pułapkę anachronizmu. Owszem, dla publicznej debaty ciągle kluczowa jest możliwość formułowania opinii i ich wymiana. Od samej jednak wymiany zawsze ważniejsza była krytyka – czyli analiza wyjaśniająca i odsłaniająca mechanizmy oraz warunki działania systemu politycznego, gospodarczego, reprodukcji społecznej i kulturowej. Istotą procesu komunikowania się są media (szeroko rozumiane, nie chodzi jedynie o prasę, telewizję, lecz wszystkie narzędzia służące porozumiewaniu się). Żyjemy jednak w rzeczywistości, gdy dominująca część komunikacji międzyludzkiej jest zapośredniczona przez maszyny. Te maszyny nie są neutralne – rządzą nimi programy, a dostępu do samej treści komunikacji strzegą interfejsy. Ergo, jak pisze Lev Manovich w swej najnowszej książce, „Software takes command”, komunikacją rządzi dziś oprogramowanie.
Z tego też właśnie względu główną kompetencją krytyczną jest dziś zdolność do analizy pracy interfejsów i logiki programowania maszyn medialnych. To one w coraz większym stopniu, jak pisał Peter Sloterdijk determinują nawet możliwość twórczości humanistycznej. Walka o wolność słowa przesuwa się z tekstów o charakterze literackim do tekstów, jakimi są programy komputerowe. W sumie nie piszę nic nowego, z radością nawet złożę donos na siebie, że popełniam autoplagiat – 10 lat temu Piotr Fuglewicz, ówczesny szef Polskiego Towarzystwa Informatycznego zaprosił mnie, bym napisał przedmowę do zbioru felietonów pisanych przez informatyków do różnych tytułów prasowych. Tom ukazał się pod tytułem „Zapiski na balonie – świat w oczach informatyków”, pozwoliłem sobie tam napisać m.in.:
…jak pamiętamy z historii, motoem napędzającym dzieje były różne, pisane językiem naturalnym manifesty: tzy Marcina Lutra, De revolutionibus Kopernika, Manifest komunistyczny Marksa, Tezy kwietniowe Lenina. Niezależnie od oceny tych dokumentów, świat przed i po ich publikacji był zupełnie innym światem.
Dziś, w czasach postmodernistycznej inflacji produkcji literackiej, legislacyjnej i manifestowej, rola tekstów rewolucyjnych przypadła tekstom informatycznym, czyli programom. Świat przed i po pojawieniu się Windows, html, Linuksa jest zupełnie innym światem.
To właśnie dlatego, jak głosi od lat Richard Stallman, twórca Free Software Foundation, wolność programowania należy dziś do podstawowych obywatelskich wolności. Gdy stracimy tę wolność, gdy zostanie ona ocenzurowana stracimy możliwość kontroli interfejsów, tym samym tracąc wolność porozumiewania się.