Wołyń 1943-2013

Na kilka dni przed oficjalnymi obchodami 70. rocznicy rzezi wołyńskiej w Pawliwce, czyli dawnym Porucku, gdzie wszystko się zaczęło odbyły się obchody zorganizowane z inicjatywy społecznej, obywatelskiej przez ludzi dobrej woli z Polski i Ukrainy. Uniwersytet im. Łesi Ukrainki w Łucku, przedstawiciele kościoła i cerkwi, Forum Polsko-Ukraińskie, Związek Ukraińców w Polsce to tylko kilka szyldów instytucji które przygotowały spotkanie i wspólne polsko-ukraińskie uroczystości, najpierw na Wołyniu, potem na Chełmszczyźnie, w Sahryniu. To tę ukraińską wioskę spacyfikowała w 1944 r. Armia Krajowa. Mniej mnie jednak interesuje historia, bardziej dzisiejsze próby jej zrozumienia i przetłumaczenia. Na poziomie dyskursu czysto racjonalnego daleko jeszcze do porozumienia, bo dzieli interpretacja podstawowych faktów. Największe emocje zbudza stwierdzenie, czy rzeź miała charakter planowy, czy była niejako skutkiem ubocznym brutalnego konfliktu polsko-ukraińskiego. Polscy historycy nie mają wątpliwości, podobnie zresztą jak nie ma ich wielu historyków ukraińskich. Akcja na Wołyniu miała charakter planowy, późniejsza akcja odwetowa AK i Batalionów Chłopskich, której ofiarą padł m.in. Sahryn, jak przekonuje Grzegorz Motyka w wywiadzie dla „Polityki” miała charakter rozprozony. Seminarium w Łucku na Uniwersytecie im. Łesi Ukrainki pokazało jednak, że jeszcze trochę wody w Bugu i Sanie upłynie, zanim dojdziemy w tej kwestii do zgody.

Być może należy jej szukać nie tyle na poziomie historycznych faktów (choć nie ma co odbierać historykom roboty), ile w kulturze – w analizie narracji, jakimi Polacy i Ukraińcy posługują się w opowiadaniu swojej historii. Fascynującą próbę podjął charkowski teatr „Arabesky” wespół ze Sceną InVitro z Lublina przygotowując w Łucku rocznicowy spektakl. Brutalnie szczery, nie pominął żadnych drażliwych kwestii. Jednocześnie jednak awangardowa forma sceniczna uwolniła temat od historycznej dosłowności. Historia stała się przedmiotem analizy ujawniającej, jak się ona zmienia podczas kulturowego kodowania i przenikania do codziennego języka, kultury popularnej, mediów.

Sama jednak formuła uroczystości w Pawliwce/Porucku i Sahryniu pokazała, że jakkolwiek tragiczna historia jest ciągle przedmiotem sporu, to jednak nie przeszkadza ona w przyjacielskich relacjach między Polakami i Ukraińcami, nie niszczy wzajemnego szacunku. O ile historia ta nie jest instrumentalizowana politycznie przez oszołomów, którzy liczą że rozdrapując stare rany ugrają coś w swych brudnych rozgrywkach. W tym kontekście ucieszyła mnie reakcja szesnastoletniego syna, który wybrał się ze mną na Wołyń i dzielnie uczestniczył we wszystkich punktach programu, mimo że często barierą był brak tłumaczenia z ukraińskiego. Emocje były jednak tak silne i absorbujące, że wytrwał do końca dnia zwieńczonego wspomnianym spektaklem wyraźnie zafascynowany rozgrywającym się dramatem. Z fascynacji tej wyłaniała się chęć zrozumienia, ciekawość historii w jej złożoności. Poniżej krotka impresja filmowa z Pawliwki/Porucka, ze spektaklu i z Sahrynia.