O co się zabijać? Wojna. Pokój. Ukraina
Na Ukrainie wybory, a w Warszawie w Teatrze Powszechnym Paweł Łysak inauguruje swoją aktywność w roli dyrektora ukraińskim desantem (kieruje nim Joanna Wichowska).
Przed tygodniem otwarta została wystawa Hudrady „Referendum w sprawie wyjścia z rodzaju ludzkiego”, w piątek odbyła się premiera „Dzienników Majdanu” wg Natalii Worożbyt i w reżyserii Wojtka Klemma. Wczoraj, w sobotę, spektakl poprzedziła debata „Biedni Polacy patrzą na Ukrainę”. Miałem przyjemność w niej uczestniczyć obok Anny Łazar (niezrównanej przewodniczki po tematach ukraińskiej kultury i sztuki) i Tomasza Stryjka, historyka i autora opublikowanej niedawno świetnej książki „Ukraina przed końcem Historii”.
Rozmawialiśmy o miejscu Ukrainy w polskiej świadomości i debacie publicznej. Co przebija się przez naszą wschodnią granicę z niezwykle złożonego procesu trwającego na Ukrainie od odzyskania przez ten kraj niepodległości w 1991 r., procesu, który nabrał niezwykłego rewolucyjnego przyspieszenia jesienią ubiegłego roku.
Na ile docieramy do rzeczywistości, a na ile w jej analizie posługujemy się stereotypami wyniesionymi z rodzinnych, często dramatycznych przekazów; z romantycznej i postromantycznej literatury mitologizującej Kresy; z propagandy, jaką posługiwała się władza PRL i jaką dziś posługuje się choćby Władimir Putin?
Na ile jesteśmy uwikłani w podwójny syndrom postkolonializmu: albo traktujemy Ukrainę jako ciągły obiekt „historycznej misji cywilizacyjnej”, za którą odpowiedzialna być powinna „wyższa” kultura polska, albo tak sympatyzujemy z Ukrainą i Ukraińcami, że boimy się wypominać im grzechy, które ciągle przez nich samych nie zostały właściwie przerobione (by wspomnieć choćby Wołyń).
Syndromowi temu towarzyszy asymetria historycznej świadomości. Ukraińcy, z wyjątkiem może regionów zachodnich, nie patrzą na Polskę jak na ośrodek byłego imperium, imperium to Rosja i Moskwa, a cały ukraiński projekt emancypacyjny polega na uwolnieniu się spod tej imperialnej kurateli. Stąd też pamięć wydarzeń spoza tego schematu, jak właśnie Wołyń, w świadomości większości Ukraińców nie istnieje. Na dodatek Ukraińcy nie mają takiego fioła na punkcie historii, jak Polacy, i historia nie ma takiego wpływu na ukraińską politykę, jak w Polsce.
A konstrukcja współczesnego ukraińskiego społeczeństwa – wielokulturowego, wielojęzycznego i wieloetnicznego – powoduje, że wykorzystywane w przestrzeni publicznej symbole nie są traktowane esencjalnie, lecz raczej jak żetony bardziej służące komunikowaniu odrębności niż tożsamości. W batalionie „Azow”, posługującym się złowrogimi dla nas symbolami nazistowskimi spora część, jeśli nawet nie większość ochotników, nie ma nic wspólnego z nazistowską czy ultranacjonalistyczną ideologią.
Dzisiejsze wybory pokażą, jaki jest rzeczywisty rozkład sił i sympatii w ukraińskim społeczeństwie. Wybory te obciążone są wieloma wadami. Nie wezmą w nich udziału mieszkańcy stref wojennych, do urn nie pójdzie też większość znajdujących się na froncie żołnierzy. To oni dziś są głównymi depozytariuszami Majdanu wyłączonymi paradoksalnie z polityki.
Daje to im jednak szczególny mandat, jakim zawsze dysponowały armie rewolucyjne – jeśli nowa władza zawiedzie, stać się mogą zarzewiem Trzeciego Majdanu. Możliwość tej opcji coraz częściej pojawia się w ukraińskich mediach, komentarze w prasie zachodniej coraz częściej z kolei przywołują analogię do roku 1917 i rewolucji lutowej oraz późniejszej, październikowej. Jakiego więc wyboru dokonają dziś Ukraińcy?
Niezależnie od odpowiedzi, warto wybrać się na „Dzienniki Majdanu”. Mając w pamięci Majdan i ciągle śledząc rozwój wydarzeń, zarówno podczas Rewolucji, jak i później, przyglądałem się spektaklowi ze szczególnym zaciekawieniem – jak sztuka, jak tekst radzą sobie z recepcją wydarzeń, które trwają, które żyją w pamięci często w sposób traumatyczny?
„Dziennikom Majdanu” udało się uniknąć prezentyzmu, choć rzecz dzieje się w zrekonstruowanej przez aktorów przestrzeni Majdanu, nie jest wbrew tytułowi „dziennikiem” – to spojrzenie na rewolucję, która zaczęła się jak karnawał, lecz straciła niewinność, gdy wdarła się przemoc. Spojrzenie, z którego wynika świadomość głębokich społecznych podziałów, nie tylko wzdłuż rowu rozgraniczającego na My i Oni; podziały tkwiły i tkwią wewnątrz samego rewolucyjnego obozu.
To jasne, mniej jasne jest pytanie o przyszłość. Jak jednak ogłasza dziennik „Deń” w piątkowym, przedwyborczym wydaniu: jest nadzieja! Oby Ukraińcy jej nie utracili.