Miejskie utopie na gruzach nowoczesności
Wczoraj z inicjatywy Jaśminy Wójcik odbył się Spacer Akustyczny po terenach dawnych Zakładów Przemysłu Ciągnikowego Ursus. Ogromny teren o powierzchni 200 hektarów jest typowym świadectwem rozpadu przemysłowej nowoczesności w gruzy. Popadające w ruinę hale wywołują resentyment i pytanie, czy upadek Ursusa był nieuchronny? Nie wiem, czy musiała upaść firma, wątpliwe jednak by utrzymała produkcję w Warszawie. Dziś ważniejsze pytanie, co z tą postindustrialną ruiną dalej?
Póki co scheda po ZPC jest przedmiotem konfliktów między właścicielami różnych działek gruntu i różnych wizji. W tym czasie Ursus staje się powoli węzłem komunikacyjnym Warszawy, zyskując kolejne połączenia do autostrady A2, trasy S8, ul. Nowolazurowej. Niebawem z izolowanej wyspy stanie się najlepiej skomunikowaną dzielnicą, już w tej chwili do Łodzi (granic miasta) jedzie się z Ursusa godzinę. To oznacza wzrost wartości gruntów, a im będzie ona wyższa, tym mniej będzie się opłacać myśleć o pozakładowych terenach jako zonie przemysłowej.
Nie poddaje się jednak Krzysiek Nawratek i ze swoimi studentami z Plymouth podjął się wyzwania opracowania projektów reindustrializacji Ursusa. Niedawno na ul. Karowej 20 Krzysiek otworzył wystawę studenckich pomysłów. Doskonałe ćwiczenie intelektualne, choć niestety nic z niego nie wyjdzie – nad terenem nikt nie panuje, władze dzielnica i miasta są praktycznie bezsilne i bezradne, a interesariusze tak skonfliktowani, że skończy się pewnie po polsku: zagospodarowywaniem terenu po kawałku, bez składu i ładu. Ani reindustrializacja, ani reurbanizacja, bałagan po prostu.
Podobna sytuacja panuje na terenach Stoczni Gdańskiej, na której ma powstać Młode Miasto Gdańsk, kolejna prezentacja deweloperskich wizji miała miejsce tydzień temu. Prezentujący je uczciwie zastrzegli, że to wizje, a rzeczywistość może od nich odbiegać. I zapewne będzie, bo projekty inwestycyjne w przestrzeni miejskiej ściśle związane są z gospodarczą koniunkturą, ta się pogarsza.
Czekając więc na lepszą przyszłość Ursusa i Stoczni zacząłem w zeszłym tygodniu, od warsztatów zorganizowanych w ramach Laboratorium Dizajnu Społecznego (program realizowany przez gdańską Akademię Sztuk Pięknych i Europejskie Centrum Solidarności) realizować projekt emocjonalnego mapowania zrujnowanych terenów. Zarówno Stocznia, jak i Ursus były i ciągle jeszcze są miejscami gęstymi antropologicznie, tu się działa historia. Czy jednak emocje te są jeszcze żywe? Na pewno wśród świadków, robotników i stoczniowców. Ale wśród innych osób? Mapowanie jest częścią większego przedsięwzięcia realizowanego z ECS pod hasłem „Gramatyki solidarności”, o którym niebawem więcej.
Przedsięwzięcie jest realizacyjnie bardzo proste – w poniedziałek w ub. tygodniu wybrałem się z grupą ochotników na spacer po stoczniowych terenach. Najpierw zatrzymywaliśmy się w miejscach nacechowanych historią: Pomnik Poległych Stoczniowców, Brama, Postulaty, Sala BHP. Uczestnicy, korzystając z posiadanych narzędzi: smartfonów i tabletów nagrywali krótkie filmiki, w których dzielili się własnymi emocjami wywołanymi przez miejsce. Filmiki te geotagujemy w oparciu mapy Google’a – chcemy postoczniową ruinę przykryć komunikacyjnym kokonem, odzyskać symbolicznie miejsce i historię (Damian Muszyński, jeden z uczestników warsztatów opisał działanie). Niebawem udostępnię pierwszą mapę. Podobne przedsięwzięcie planuję dla Ursusa.