Chwała i trwoga. Dwa tygodnie wojny
W ciągu dwóch tygodni od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę ta straszna i dziwna wojna nie daje się opisać jedną, spójną narracją. To utrudnia właściwą ocenę sytuacji, a od niej zależy nie tylko rozstrzygnięcie samej wojny, ale i warunki powojennego ładu.
Sprawa najważniejsza – nikt nie może mieć wątpliwości, kto jest agresorem, a kto ofiarą napaści. Argumenty Władimira Putina o konieczności demilitaryzacji i denazyfikacji Ukrainy były nic niewarte, gdy już je wypowiadał. Ponieważ Ukraińcy stawili skuteczny opór nie tylko rosyjskim słowom, ale także rosyjskiej armii, również świat musiał odrzucić pokusę dyplomatycznego rozmydlania problemu, by zachować pokój i relacje handlowe choćby kosztem ukraińskiej suwerenności.
Z każdym dniem wojny pierwotna narracja zaczęła coraz mocniej wracać do jej nadawcy – bombardowanie osiedli mieszkalnych, szpitali, szkół, coraz większa liczba ofiar wśród osób cywilnych i exodus milionów ludzi uciekających przed śmiercią tworzą obraz Rosji coraz bardziej zbliżający ją do nazistowskich Niemiec i ataku na Polskę w 1939 r. Irpień, Bucza, Mariupol, Sumy i wiele innych wsi, miasteczek i miast przejdzie do historii jako świadectwa wojennych zbrodni.
To już dziś stawia pytanie o warunki pokoju i reguły powojennego ładu. Jak układać się z państwem, które okazało się zbrodniczo niebezpieczne nie dlatego, że jest silne, tylko dlatego, że jest duże i karmiło się fantazjami o imperialnej wielkości odpowiadającymi terytorialnemu zasięgowi? Bo przecież okrucieństwo Rosjan wynika nie z siły – ta umożliwiłaby szybkie rozstrzygnięcie – tylko z bezsiły, która podpowiada, by stosować metody wojny totalnej i terroryzować ludność cywilną.
Dlatego też o wojnie opowiadają dziś dwie główne narracje: ukraińskiej chwały wynikającej z oporu, jaki społeczeństwo stawia „drugiej armii świata”, i trwogi wynikającej z katastrofy humanitarnej spowodowanej przez bestialskie działania Rosjan. Te narracje chwały i trwogi trudno złożyć w spójny obraz, trzeba jednak to robić, by skutecznie pomagać uchodźcom i nie tracić wiary w skuteczność oporu ukraińskiego państwa i społeczeństwa.
Ciągle trudno prognozować możliwe rozstrzygnięcie, Ukraińcy walczą samotnie, choć są dozbrajani przez państwa sojusznicze. To, owszem, wystarcza, by powstrzymywać ofensywę i męczyć agresora, który traci ludzi, sprzęt i morale w sposób wprawiający w osłupienie najwytrawniejszych analityków militarnych. Siły ukraińskie są jednak zbyt małe i słabo wyposażone, by doprowadzić do przełomu strategicznego i kontrofensywy. Ta z kolei mogłaby zachęcić Rosjan do sięgnięcia po kolejne zbrodnicze środki, jak broń chemiczna lub nawet taktyczna broń jądrowa.
Christo Grozev, analityk Bellingcat specjalizujący się w tematach rosyjskich (zasłynął ujawnieniem agentów rosyjskich służb trujących nowiczokiem), w wywiadzie dla Ałesi Bacman analizuje sytuację, pokazując, że zbliżamy się do przełomu. Na Kremlu panika – i zaczyna się z jednej strony gra w szukanie kozłów ofiarnych, z drugiej frakcje szukają sposobu na pozbycie się Putina.
Najprawdopodobniejszy scenariusz to zamrożenie działań bojowych w ciągu siedmiu-dziesięciu dni i udawanie, że wojna jest, choć jej nie ma. To jednak przyspieszy proces wewnętrzny, który najlepiej, gdyby skończył się zmianą reżimu w Moskwie. Takiej pewności rzecz jasna nie ma i nie można wykluczyć również, przy utrzymaniu się Putina przy władzy, eskalacji konfliktu przez użycie broni jądrowej wobec państwa NATO.
Faktycznie Rosja już przegrała, pozostaje pytanie o sposób i warunki uznania tej porażki oraz możliwe scenariusze agonii systemu. To niezwykle niebezpieczny moment, pokazuje Grozev z mnogością scenariuszy, które wyłaniają się z informacyjnej i narracyjnej mgły. Dlatego tak ważna jest dziś analiza, która uwzględnia, że wszyscy prowadzą złożoną grę, wykorzystując nie tylko broń, ale i słowa.