Solidarność i sprzeciw. Pracowita sobota
Sobota, 15 października, zapowiada się pracowicie. Tego dnia do wyjścia na ulicę zapraszają organizatorzy Dnia solidarności z uchodźcami, wtórują im przeciwnicy międzynarodowych porozumień handlowych CETA i TTIP. Demonstracje różne, różne ich powody, łączy je jednak wspólna nić – globalizacja, a dokładniej jej negatywne konsekwencje.
Rosnąca liczba uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki, ponad 1,7 mln osób zmuszonych do opuszczenia swych domów na wschodzie Ukrainy, nie jest skutkiem lokalnych konfliktów. Wojna w Donbasie, w Syrii, sytuacja w Libii są konsekwencją geopolitycznych rozgrywek i teatrami procesu nazywanego czasami „III wojną światową”. Biegnie ona z dala od światowych centrów, dociera do nich jednak właśnie pod postacią uchodźców. Najprostsza recepta na rozwiązanie kryzysu – doprowadzenie do końca wojen – jest też najtrudniejsza do zaaplikowania.
Dlaczego? Bo mało kto ma interes, by w Doniecku lub Aleppo zapanował pokój. Te lokalne geograficznie konflikty są rodzajem instrumentów pomiarowych, mierzących siłę i skuteczność poszczególnych globalnych graczy. A widać wyraźnie, że nie ma dziś jednego zdolnego narzucić swoje reguły gry. Niemożliwy jest też ład bipolarny, układ wielobiegunowy ma z kolei tendencję do pogrążania się w chaosie, o ile będzie oparty na zasadzie rywalizacji, a nie współzależności.
Na współzależności miała polegać, zgodnie z obietnicą, globalizacja po 1989 r. To znaczy miała polegać nie tylko na wolnej wymianie handlowej, lecz również na wytwarzaniu globalnych dóbr publicznych, w tym bezpieczeństwa. Zwyciężyła jednak logika gospodarczej konkurencji, będąca wyrazem poszukiwania nowych form akumulacji kapitału i eksploatacji. W efekcie, wbrew zapowiedziom, nie wszystkie łódki poszły w górę na fali wzrostu światowego PKB i wcale też nie zaczęło skapywać na dół z dochodów gromadzonych przez najbogatszy 1 proc.
Oczywiście, doszło do bezprecedensowych procesów ograniczania skrajnego ubóstwa – setki miliony Chińczyków, dziesiątki miliony Brazylijczyków zasiliły szeregi klasy średniej. Jednocześnie jednak doszło do równie bezprecedensowych wzrostów nierówności wewnątrz państw i między nimi. Są skutkiem poprzemysłowej restrukturyzacji gospodarek, globalizacja jest aspektem tego procesu. Dziś, gdy już nawet eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego kwestionują dotychczasowy model neoliberalnej globalizacji, warto się nad nim zastanowić.
To znaczy warto się zastanowić, czy aby na pewno mają sens międzynarodowe porozumienia handlowe mające obniżać bariery handlowe i poszerzać przestrzeń wolnego handlu oraz inwestycji, negocjowane zgodnie ze starym paradygmatem, w skrajnie niedemokratyczny i nieprzejrzysty sposób. Być może nie trzeba się obawiać umów takich jak TTIP czy CETA. Nikt jednak nie dysponuje pełnymi lub przynajmniej wystarczającymi informacjami, by dokonać „informed guess” podczas próby oceny. Dysponujemy natomiast coraz większą liczbą konkretów pokazujących, jak wieloznaczny jest proces globalizacji, która staje się zaostrzającą globalną rywalizacją o wpływy gospodarcze, polityczne, a także militarne.
Skutki tej rywalizacji widać nie tylko w bilansach finansowych, ale w innych procesach. Wielu analityków nie ma wątpliwości, że Brexit to odpowiedź Brytyjczyków na negatywne efekty globalizacji. A jeden z nich to napływ imigrantów ekonomicznych. Kolejny to właśnie uchodźcy.
Dlatego trzeba solidaryzować się z uchodźcami, bo nie są winni swojego losu. Solidarność z nimi to wyraz uznania, że każdy człowiek ma godność i ta godność zobowiązuje do pomocy. A dla tych, którzy mają wątpliwości, propozycja, by zajrzeli do podręczników historii i zobaczyli, jak często status uchodźców dotyczył nas samych.
Ale też trzeba zastanowić się dziś, czy warto forsować porozumienia cementujące stary model globalizacji? Zatrzymajmy się do czasu, gdy otrzymamy więcej informacji i dowodów, że tym razem chodzi rzeczywiście o to, by wszystkie łódki poszły do góry. Bo jeśli nie, to poparcie dla nich nie ma sensu. Przeciwnie, trzeba się im przeciwstawić.