Wielki Manipulator. Prezes na czele Czarnego Marszu
Przeciwnicy Czarnego Marszu uparcie twierdzą, że kobiety wyszły na ulice zmanipulowane. Wczoraj ujawniło się, kto jest Wielkim Manipulatorem.
To Jarosław Kaczyński, bez którego żadna operacja w Polsce się nie odbędzie. Wszystkie protesty w ostatnim roku są skutkiem inicjatyw Prezesa. Przecież KOD nie powstałby, gdyby nie zamach na Trybunał Konstytucyjny. I kobiety nie wyszłyby z parasolkami, gdyby nie kombinacje z ustawą antyaborcyjną. Wczoraj, w wywiadzie dla PAP, Jarosław Kaczyński wezwał, oczywiście we właściwy dla swej retoryki sposób, do kolejnego protestu kobiet. Zapowiedź zaostrzenia ustawy prawa aborcyjnego miała zapewne głównie uspokoić własne zaplecze wściekłe rejteradą w Sejmie. Przy okazji jednak Prezes pokazał swą pogardę dla kobiet, które zredukował w swej wypowiedzi o konieczności donoszenia ciąż, by niezdolne do życia dziecko można było ochrzcić, do roli inkubatorów.
Ciekawe, w co gra Jarosław Kaczyński. Testuje zakres swojej kontroli nad rzeczywistością? 24 października zapowiada się ciekawie. Jeśli moja interpretacja Czarnego Poniedziałku w „Antymatriksie” choć w części jest poprawna, to kolejny poniedziałkowy marsz będzie czasem ważnej próby. Jak pisałem, rzecz nie w samym proteście przeciwko konkretnym legislacyjnym pomysłom. O wiele ważniejsze jest kształtowanie się nowej podmiotowości politycznej, w oparciu o którą można by otworzyć scenę polityczną w Polsce. Bo na razie, jak stwierdził to niedawno całkiem przytomnie w wywiadzie dla „Wyborczej” Antoni Dudek, największym wrogiem PiS jest sam PiS i jego prezes, największym sojusznikiem wydaje się osuwająca się w sklerozę PO.
Nie chodzi o pojawienie się w przestrzeni politycznej partii kobiet, tylko o to, jaka/jakie siły dostrzegą w roszczeniach kobiet żądanie uniwersalne. Tak jak uczyniło to francuskie Zgromadzenie Narodowe w listopadzie 2014 r. W 40. rocznicę tzw. prawa Veil, czyli ustawy aborcyjnej, Zgromadzenie niemal jednomyślnie przyjęło rezolucję definiującą prawo do aborcji jako prawo podstawowe i uniwersalne, ważne nie tylko we Francji, ale i poza jej granicami. Tylko w ten bowiem sposób zrealizować można postulat pełnej równości kobiet i mężczyzn jako podmiotów politycznych.
Nie chodzi oczywiście o promocję aborcji jako metody regulacji urodzin, ale o depolityzację tematu i przeniesienie go do sfery prywatnego sumienia. W Polsce mamy do czynienia z dokładnie odwrotnym procesem, moralizacją polityki i wkraczaniem do przestrzeni legislacyjnej partykularnych norm religijnych. Tak pomyślane prawo i tak nie chroni przed samą aborcją, sprzyja rozkwitowi podziemia i turystyki aborcyjnej, skutecznie jednak pełni swoją funkcję społeczną: trzyma w uległości, w stanie stałej kontroli ze strony aparatu państwa połowę jego populacji – tylko ze względu na płeć.
Jak jednak pisałem we wpisie o Czarnym Poniedziałku, sytuacja wymuszonej uległości poza tym, że jest moralnie odrażająca, nie ma żadnego uzasadnienia racjonalnego. Stawką jest pełne upodmiotowienie kobiet, by mogły jak najlepiej wykorzystać swój potencjał, dla pożytku swojego i nas wszystkich. Obronę przed nim można wytłumaczyć jedynie w kategoriach oczywistej, ale anachronicznej obrony patriarchalnego systemu reprodukcji władzy i kapitału. Kobiety na szczęście odkrywają, że mogą tej grze się przeciwstawić.