10 lat Creative Commons Polska. Ciekawa dekada
W poniedziałek miałem okazję odbyć niezwykłą podróż w czasie. Zaprosili do niej Justyna Hofmokl i Alek Tarkowski, organizując dziesiąte już urodziny Creative Commons Polska.
Miałem okazję przed dekadą aktywnie przyglądać się narodzinom tego pomysłu i jego materializacji – czy bylem jego akuszerem, jak łaskawie określili Justyna i Alek, to kwestia dyskusji. Nie to jednak jest najważniejsze. O wiele ciekawsze jest to, co w ciągu dekady się wydarzyło.
Zupełnie nie umawiając się na tematy swoich wystąpień (przypadł mi zaszczyt wygłoszenia wykładu otwierającego, wespół z Justyną, która z kolei przypomniała dziesięcioletnie dzieje Creative Commons Polska), mówiliśmy, choć z różnych perspektyw, o tym samym. Czyli o tym, jak bardzo w ciągu ostatniej dekady zmieniła się kultura i nasze jej rozumienie.
W 2005 r. Facebook, YouTube, Twitter, smartfony albo jeszcze nie istniały, albo dopiero mówiło się o nich w kategoriach startupowych inicjatyw. Krzepła Wikipedia, a hasłem dnia było Web 2.0, Google dopiero od roku gościł na giełdzie, a Apple dopiero odzyskiwał kondycję jako producent iPodów.
Cyfrowy kapitalizm również dopiero krzepł, więc wydawało się że nowe cyfrowe media to głównie przestrzeń twórczej wolności, którą blokują nieadekwatne regulacje prawne, zwłaszcza prawa autorskie w wersji wymyślonej jeszcze w XIX wieku. Propozycja Lawrence’a Lessiga, by wprowadzić nowe instrumenty dające twórcom większy wybór sposobów ochrony niż copyright i copyleft, jawił się bardzo interesująco. Jeszcze ciekawej jawiła się wizja wolnej kultury opisywana przez Lessiga w książce pod takim tytułem.
Tak się więc zaczęło: Lessig przyjechał w 2005 r. do Krakowa, gdzie dzięki staraniom Alka, Justyny i jeszcze kilku osób dobrej woli (Justyna w swym poniedziałkowym wystąpieniu wszystkim oddała honor) ogłoszono powstanie Creative Commons Polska. Zaczęła się przygoda, której kolejnym etapem była konferencja Kultura 2.0 i raport Kultura 2.0 w grudniu 2006 r. (producentem konferencji było Polskie Wydawnictwo Audiowizualne, prekursor NiNA) – pracowaliśmy nad nimi razem z Justyną, Alkiem i Mirkiem Filickakiem (w przygotowaniu raportu uczestniczył jeszcze Tomasz Kulisiewicz).
Pamiętam, że ciągle jeszcze wtedy byliśmy mocno utopijnie naładowani: Paul Gerhard z BBC opowiadał o inicjatywie Creative Archives, czyli o otwieraniu archiwów mediów publicznych z licencją umożliwiającą remiks, Henry Jenkins mówił o kulturze konwergencji, a Alexander Bard o netokracji.
A potem oczywiście życie wyprzedziło naszą wyobraźnię z 2005 r. – dziś już lepiej rozumiemy, że miniona dekada to czas swoistego kryzysu kultury, rozumianego jako okres wyczerpywania się starych organizacji procesów twórczych i obiegów kultury w ogóle oraz okres poszukiwania nowych form. Część starych instytucji udowodniła swą trwałość, jak choćby czytelnictwo, i to w swej najbardziej tradycyjnej, papierowej formie. Inne musiały przejść głęboką modernizację, jak choćby świat muzyki i mediów. Pojawili się nowi, wielcy aktorzy dominujący dziś nie tylko w świecie komunikacji, ale i w świecie kapitału: Apple, Google, Amazon, Facebook to dziś najpotężniejsze korporacje i najwięksi kontrolerzy obiegów treści.
Jednocześnie z przemianami kultury zmieniało się społeczeństwo – jak pisze Alain Touraine, skończyło się społeczeństwo, jakie znaliśmy, ujawniła się nowa podmiotowość, której dziś źródłem jest jednostka. I ten nowy podmiot szuka najpierw gorączkowo nowych form reprezentacji politycznej, a gdy już określi swoją tożsamość, zaczyna myśleć także o działaniu politycznym. Stąd po zjawiskach kulturowych nowego typu fala politycznych rewolucji: od Indignados przez Arabską Wiosnę po ukraińską Rewolucję Godności. My mieliśmy ACTA w 2012 r., wybory samorządowe w 2014 r. i swoistą rewolucję demokratyczną wymiatającą elity, które nie dostrzegły, że świat i społeczeństwo się zmieniły.
To, czego ciągle nie rozumieją politolodzy, zaskoczeni choćby przegraną Bronisława Komorowskiego, o wiele lepiej rozumieją ci, którzy przyglądali się zmianom w kulturze – te okazały się symptomatyczne dla innych procesów. Jak pokazuje Bob Jessop – gdy mamy do czynienia z kryzysem kapitalizmu, a nie kryzysem w kapitalizmie, proces rekonstrukcji rozpoczyna się od semiozy, czyli ponownego ponazywania rzeczy. Ten proces nie zakończył się, w zasadzie dopiero go zaczynamy, odkrywając na nowo złożoność procesów społecznych i kulturowych.
Dziś możemy śmiać się z naszej naiwności sprzed dekady – wystarczy jednak popatrzeć na zdjęcia, jakie pokazywała Justyna w swej prezentacji – widać na nich, jacy niektórzy byli młodzi. Fajnie jednak bylo przez tę dekadę być obserwatorem i współuczestnikiem procesów, z jakich wyłania się teraźniejsza i przyszła rzeczywistość.
Jeszcze bardziej krzepiąca jest świadomość, że bardzo młodzi przed dekadą ludzie, z jakimi miałem szczęście się spotkać, nie tracą energii i rozwijają swoje projekty, rozwijając jednocześnie siebie. Magistrowie są już doktorami, profesorami, mecenasami. Tak, w poniedziałek było bardzo sentymentalnie.