35 lat minęło. Coraz trudniej o solidarność

soli

Grafika z plakatu zapowiadającego pikietę na rzecz uchodźców

Dziś 35. rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych. Historię znamy, choć ciągle mamy problem z interpretacją tego, co rzeczywiście wydarzyło się w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. I coraz trudniej w tamtym kontekście zrozumieć to, co dzieje się w dzisiejszym życiu publicznym.

Nie zamierzam jednak ani przypominać historii, ani omawiać farsy, jaką stały się obchody rocznicy pamiętnych wydarzeń. Bardziej interesuje mnie to, co się stało z Solidarnością jako ruchem społecznym i solidarnością jako ideą. Ruch społeczny, to wyjaśnili już dobrze historycy, został zdławiony w 1981 r. stanem wojennym i nigdy już nie odżył. Z tego też względu trzecie wcielenie solidarności, pod postacią związku zawodowego, nie ma wiele wspólnego z tym, co działo się w 1980 r. Zawłaszczanie tamtej tradycji przez NSZZ i PiS to zwykła uzurpacja.

Co jednak stało się z ideą? Odpowiedzi na to pytanie szukam w aktualnej POLITYCE, analizując przemiany samej idei i jej rozumienia w myśli społecznej. A idea, dokładnie jej ekspresja, ulega przemianom, bo zmianom ulega społeczeństwo i podmiotowość:

Dziś w coraz mniejszym stopniu do realizacji aktów solidarności potrzebni są pośrednicy w postaci organizacji politycznych czy państwa; coraz częściej wyraża się ona w osobistym zaangażowaniu za pośrednictwem globalnych organizacji społecznych i sieci medialnych. Komter pozytywnie ocenia te zmiany, zwracając uwagę, że wcześniejsze formy solidarności „organicznej” wypracowane w epoce nowoczesnej były wyrazem konieczności, dziś solidarność posegmentowana jest wyrazem wolności i osobistego, nieprzymuszonego zaangażowania.

Niestety, w Polsce ta segmentacja choć jest wyrazem wolności, to jednak nie prowadzi do osobistego, nieprzymuszonego zaangażowania. Trudno o bardziej dobitne wołanie o solidarność w 35. rocznicę Porozumień niż krzyk umierających uchodźców. Do Niemiec dotrze ich w tym roku nawet 800 tys., kraj ten zrezygnował nawet ze stosowania reguły odsyłania do kraju przekroczenia granicy Unii Europejskiej. Domaga się natomiast większej solidarności ze strony innych krajów europejskich, również tych, które – jak Polska, Węgry, Czechy i Słowacja – korzystały z zachodniej solidarności podczas historycznych katastrof: 1956, 1968, 1981 r. Choć z gościny skorzystały wówczas setki tysięcy uchodźców i emigrantów, dziś bronimy się przed przyjęciem kilku tysięcy.

Dyskusja o uchodźcach, warunek, by przyjmować jedynie chrześcijan (pomysł ten podjęli Słowacy, u nas też ma silne poparcie) i argumentacja za nim mocno przypomina język ustaw norymberskich i jest wyrazem kulturowego rasizmu (mam ciągle nadzieję, że nie biologicznego). W sobotę, na wieść o kolejnej tragedii – odkryciu zwłok kilkudziesięciu uchodźców w ciężarówce w Austrii, z inicjatywy ruchu Obywatele Kultury  przygotowany został i odczytany przed premierą Lilli Wenedy w warszawskim Teatrze Powszechnym list otwarty zaczynający się słowami:

My, niżej podpisani, zwracamy się do władz Rzeczypospolitej Polskiej o szybkie podjęcie skutecznych działań, które
pozwolą na przyjęcie uchodźców z Syrii, Erytrei i innych krajów, w których toczy się wojna oraz zapewnienie im
niezbędnej pomocy. Polacy na przestrzeni dziejów wielokrotnie korzystali z gościnności i pomocy innych krajów i narodów.
Teraz powinniśmy odwzajemnić to wsparcie. Uchodźcy mają prawo do azylu i Polska jest moralnie zobowiązana tego azylu im udzielić.

Dramat Słowackiego to dobry kontekst do lektury tego listu-petycji – cała nasza romantyczna tradycja przypomina, że dzisiejszy okres spokoju raczej był nietypowy dla naszej historii, Polak znaczyło zawsze pielgrzym, uchodźca. Uciekającym z Polski nie stawiano za granicą takich warunków, jakie my stawiamy przed nieszczęśnikami pukającymi do naszych bram. Dziś mamy szansę na najpiękniejszy gest solidarności, bo wynikający z naszej wolności, a nie konieczności. Zróbmy z niej dobry użytek.