Francja. Wyborczy szok i niedowierzanie

Francuska lewica świętuje nieprzewidziane zwycięstwo, zwolennicy Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen nie mogą zrozumieć, co się stało. Przecież ich ugrupowanie dostało najwięcej głosów w drugiej turze, a znalazło się dopiero na trzecim miejscu pod względem liczby miejsc w parlamencie.

Po pierwszej turze lider list Zjednoczenia Narodowego Jordan Bardella zapewniał, że jego partia idzie po większość absolutną. Zapewniłoby ją 289 miejsc w izbie liczącej ich 577. I dodał, że tylko pod takim warunkiem obejmie rząd, w innym wypadku nie ma to sensu – prawicowa przebudowa Francji nie będzie bowiem możliwa.

Blokada republikańska

Co się stało w ciągu tygodnia? Partie republikańskie wezwały do utworzenia frontu republikańskiego i blokady uniemożliwiającej uzyskanie przez Zjednoczenie większości. Po pierwszej turze w 306 okręgach do drugiej tury zakwalifikowało się po troje kandydatów. W zdecydowanej większości na czele wyścigu uplasował się kandydat Zjednoczenia. By zwiększyć szanse na wygraną osób z drugiego miejsca, ponad 200 kandydujących z list ugrupowań republikańskich (Nowy Front Ludowy, macronowska koalicja Razem, Liga Republikańska) zrezygnowało ze startu 7 lipca.

Blokada zadziałała lepiej, niż pokazywały sondaże, choć i tu z każdym dniem przewaga Zjednoczenia malała. Jeszcze w czwartek zapowiadało się na zwycięstwo partii Marine Le Pen i Jordana Bardelli, choć bez szans na większość bezwzględną, to już w piątek sondaże Ifop/Fiducial i Ipsos/Talan pokazały możliwość przecięcia się lewicy i skrajnej prawicy. Nic jednak nie zapowiadało osunięcia się Zjednoczenia na trzecie miejsce i „tylko” 143 miejsca.

Niepewność

Choć nominalne zwycięstwo Nowego Frontu Ludowego jest ewidentne (182 miejsca), poza tym nic nie jest oczywiste. Rozkład miejsc w parlamencie nie oddaje rozkładu preferencji politycznych w społeczeństwie, podkreślają komentatorzy bliscy centrum i republikańskiej prawicy. Francja od lat skręca w prawo, a teraz zapowiada się, że będzie miała rząd zdominowany przez lewicę, którą poparło poniżej 30 proc. wyborców.

Tyle że lewica nie będzie mogła rządzić samodzielnie, na dodatek jest wewnętrznie podzielona. Najsilniejszą formacją Frontu jest Francja nieuległa (LFI) Jean-Luc Mélenchona, postaci jednocześnie charyzmatycznej i kontrowersyjnej. W toku kampanii zarzucano mu antysemityzm – Mélenchon nie potępił wprost masakry dokonanej przez Hamas 7 października 2023, nie nazywa Hamasu organizacją terrorystyczną. Czy tak myśli, czy robi to tylko motywowany cynizmem politycznym? Elektorat LFI w głównej mierze rekrutuje się w metropolitalnych przedmieściach i „gorszych” dzielnicach dużych miast zamieszkałych przez obywateli Francji mających imigracyjny rodowód.

Trudne pytania do lewicy

Niezależnie od odpowiedzi zarzuty o antysemityzm i „islamo-lewackość” Mélenchona i części jego partii spowodowały, że wielu francuskich intelektualistów, wśród nich przedstawicieli środowisk żydowskich, wezwało do powstrzymania się od głosu na LFI, a niektórzy, jak Alain Finkielkraut, stwierdzili nawet, że lepiej już zagłosować na Zjednoczenie niż na LFI Mélenchona.

Liderowi LFI można dopisać więcej zarzutów – o antyeuropejskość i w swoim czasie nadmiernie „zrozumienie” dla Putina, jest także trockistą i lambertystą, co skutecznie odstrasza od możliwości jakichkolwiek sojuszy przedstawicieli politycznego centrum i jest powodem napięć w samej lewicy. Koalicja całego Nowego Frontu Ludowego z drugą na podium koalicją Razem (168 miejsc) wydaje się niemożliwa, bez LFI zabraknie jednak głosów do stworzenia bezwzględnej większości.

Bez LFI nie byłoby też tak dobrego wyniku, bo to właśnie Mélenchon, nie czekając na wyniki sondaży, od wieczoru wyborczego 30 czerwca grał na zwycięstwo, przekonując, że jest możliwe, o ile zmobilizuje się do głosowania tych, którzy w pierwszej turze pozostali w domach. I rzeczywiście, mobilizacja w drugiej turze była wyższa, a wynik potwierdził intuicje lidera LFI. Polityczna sprawność nie zmienia jednak faktu, że Mélenchon nie zostanie premierem, bo nie zgodzą się na to inni liderzy Frontu Ludowego. Z kolei silna pozycja Partii Socjalistycznej osłabia dążenie LFI do hegemonii, co zwiększa przestrzeń do negocjacji z innymi siłami.

System

We francuskim systemie układ, w którym nie ma w parlamencie wyraźnej większości, jest zaskoczeniem – system jednomandatowy miał służyć stabilizacji sceny przez wzmacnianie wyraźnego lidera politycznej konkurencji.

Taki układ powoduje, że francuscy politycy nie są nawykli do negocjacji i kompromisów znanych z systemów parlamentarnych, w których ordynacje proporcjonalne premiują koalicje. Francuzi i ich elity polityczne są przywykłe, że do władzy idzie się z programem, który po ewentualnej wygranej realizuje się w całości. I tak chciałby np. Jean-Luc Mélenchon. A trzeba przyznać, że program Nowego Frontu Ludowego jest syntezą propozycji z całego lewicowego spektrum. Mowa w nim o opodatkowaniu najbogatszych, o podniesieniu pensji minimalnej, o cofnięciu reformy emerytalnej, o referendum z inicjatywy obywatelskiej.

Wątpliwe, by w sytuacji rządu mniejszościowego taki program miał szansę realizacji – nie mógłby liczyć na poparcie pozarządowych sił parlamentarnych. Czy więc kompromis jest możliwy? Na Mélenchona i pewno większość LFI nie ma co liczyć, bo stawką jest w istocie wprowadzenie systemu politycznego w stan klinczu i niemożliwości powołania rządu mogącego liczyć na wotum zaufania. Wówczas jedynym sposobem odblokowania sceny byłaby dymisja prezydenta i wcześniejsze wybory prezydenckie. Podobny scenariusz Francja ćwiczyła 100 lat temu, w 1924 r.

Nowa epoka

Francja wchodzi więc w nową epokę polityczną braku stabilności i rządu pozbawionego silnej legitymacji oraz prezydenta, który także roztrwonił swój kapitał polityczny. Udało się uniknąć najgroźniejszego – odsunąć od władzy formację, która nie ukrywała, że jej stawką jest przebudowa ładu instytucjonalnego i budowa nowej Francji opartej m.in. na zasadzie obywatelstwa wynikającego z prawa krwi, a nie ziemi. Tak czy inaczej, Zjednoczenie wzmocniło swoją pozycję, jeszcze w 2017 r. miało tylko ośmiu deputowanych w parlamencie, teraz ma ich 143 (razem z frakcją Ciottiego z Ligi Republikańskiej). Pozostaje także elektorat Zjednoczenia, najliczniejsza grupa we francuskim spektrum społeczno-politycznym.

Lewica ze swoim wynikiem ma szansę zmoderować dotychczasowy neoliberalny kurs polityki państwa narzucony przez Emmanuela Macrona i wprowadzić kwestie socjalno-ekonomiczne istotne zarówno dla elektoratu lewicowego, jak i skrajnej prawicy (który w dużej mierze zasilają dawni przedstawiciele klasy robotniczej, jeszcze do niedawna głosujący na Francuską Partię Komunistyczną). To dawałoby szansę na trwalsze odciągnięcie części przynajmniej zwolenników od Zjednoczenia Narodowego.

Nie można jednak wykluczyć i odwrotnego scenariusza – umocnienia się Zjednoczenia korzystającego z niepewności, jaką wprowadza do francuskiej polityki wynik tych wyborów.