Wybory tak, referendum nie
Sejm uchwałą zaaprobował wniosek rządu o organizację ogólnokrajowego referendum 15 października, a więc w czasie wyborów parlamentarnych. Do kolekcji doszedł kolejny potworek legislacyjno-politycznej arogancji obozu władzy. Autorzy sami wszakże swoimi pytaniami sugerują, jak odpowiedzieć na tę inicjatywę – wystarczy jedno nie. Nie brać w tej gorszącej ustawce udziału.
Referendum to ważna instytucja demokracji bezpośredniej. Należy się z nią obchodzić z szacunkiem i wykorzystywać wyłącznie do spraw najważniejszych. Wykorzystywanie tej instytucji instrumentalnie, dla doraźnej korzyści politycznej, kończy się często wbrew zamiarowi inicjatora.
Dlaczego inicjatywę PiS nie sposób traktować jak referendum, jasno wyłożyły organizacje społeczne w stanowisku ogłoszonym po sejmowej decyzji. Warto się wczytać, bo lista argumentów jest obszerna i nie pozostawiają one wątpliwości, że najlepszą reakcją na propozycję rządu będzie odmowa uczestnictwa.
Wiadomo, że PiS nie interesuje się wygraniem referendum, czyli uzyskaniem czterokrotnego „nie” na pytania postawione w taki sposób, że nawet Viktor Orbán z Władimirem Putinem muszą oczy przecierać ze zdumienia. Już to właśnie pokazuje, że referendum jest po to, żeby wygrać wybory. Czy toporny w realizacji pomysł PiS i kryjąca się za nim kalkulacja przyniesie zamierzony efekt?
Trudno przesądzić, wiadomo, że przygotowane pytania nie są najważniejszymi problemami, jakimi żyją obecnie Polki i Polacy. Większość ma już dość tej władzy i skutków jej niekompetencji. Kwestią wiodącą jest drożyzna, mamy dość pogarszającej się jakości usług społecznych, zwłaszcza zapaści ochrony zdrowia, boli także zapaść edukacji. Nieludzkie ograniczanie praw kobiet razi nawet część elektoratu PiS.
Najlepszą odpowiedzią na te kwestie, a przy okazji także na referendalny pomysł PiS, będzie udział w wyborach, by powiedzieć nie władzy, która zamiast rozwiązywać realne problemy, kreuje nowe, a potem nie potrafi lub nie chce sobie z nimi poradzić.